Mimo uśmiechu tak naprawdę nigdy do końca nie będziemy szczęśliwi.
Stając w miejscu pełnym złych ludzi w koncu sama tracisz nadzieje ze bedziesz inna.- DELIAH!- ryknął ktoś z mojego dormitorium.
Ruszyłam powoli po schodach. Spojrzałam na Keyle która toczyła zawzięta bitwę z moim kotem.
- Co?- zapytałam siadając na przeciw nich aby mieć idealne miejsce do oglądania całej sceny.
- Powiedz swojemu Demonkowi aby nareszcie puścił moja koszulkę!- ryknęła.
- Demon do nogi.- powiedziałam co prawda jak do psa ale reagował na to.
Czarny kocur podszedł do mnie i usadowił się na moich kolanach.
- Nie no gorzej być nie może.- jęknęła.- Moja najlepsza przyjaciółka zakochała się w Weasley'u a ja bije się z kotem. Patologia.- mruknęła.
To była prawda. Patologia.
Co prawda Kayle była jedyna osoba która wiedziała o mojej niespełnionej miłości,to jednak bałam się że w każdej chwili wszystko może się wydać.
- Kayle wiesz przecież ze ja...
- Wiem kochanie spokojnie.- uśmiechnęła się.
Kayle miała ten sam problem co ja. Nie chciała być slizgonka. I była zakochana w Puchonie.
Uśmiechnęłam się pod nosem na wzmiance o Cedriku który był chłopakiem Kayle. Niestety nikt o tym nie wiedział bo jakby sie wydało oby dwoje straciliby zaufanie swoich „przyjaciół".
Czasami zastanawiam się czemu nie poprosiłam o Gryfindor czy Hufflepuf albo Ravenclaw?
Za duzo cierpienia kryje się pod moja mała skorupka która pęka przy każdym naciśnięciu ciężaru dodatkowych emocji.
- Idę na lekcje Kayle. Widzimy się na transmutacji!- pomachalam jej i wybiegłam z dormitorium.
Pobiegłam po schodach które wyprowadzały nas z lochow. Niestety nie obyło się bez spotkania Draco.
- Co jest braciszku? Zgubiłeś smoczek?- zapytałam drwiąco.
- Del przestań do cholery!- ryknął.- Musisz mi pomoc w eliksirach.- mruknął.- Jasne?
- Nie.- powiedziałam wymijając go.
Biegłam dalej mimo głośnych sprzeciwów Smoka.
Uśmiechnęłam się ze udało mi się go doprowadzić do takiego stanu.
Zbiegłam po schodach i skręciłam w lewo. Na korytarzu panował głośny szmer.
Wbiegłam do klasy i zajęłam swoje ulubione miejsce. Rozkładając się na ławce nie zauważyłam jak obok mnie przykucnął Fred.
- Hej Malfoyowa!- krzyknął do mojego ucha.
Wystraszona tym upadłam.
- Cholera Weasley...Aua moje ucho.- jeknelam.
- Ah pomoc ci?- uśmiechnął się łobuzersko.
- Przydałoby się.- odpowiedziałam również uśmiechem.
- Nadczym pracujesz.- spojrzał na moja książkę znacząco.
- Hm nikomu nie powiesz?- popatrzyłam na niego.
- Nie.- złapał sie za serce.- Nie ufasz mi?
- Wiesz jeszcze wczoraj byłeś dla mnie nie miły.- posłałam mu usmiech na znak ze nic się nie stało.- Wracając nad twoim pytaniem od dwuch lat szkole się aby zostać animagiem...ostatnio udało mi się przybrać formę mojego zwierzęcia duchowego ale na krótko...- odłożyłam książkę.
- Nauczysz mnie tez?- złapał mnie za rękę.
- Może tak może nie. Dobra idz już zaraz lekcja.- uśmiechnęłam się.
- Do później Białasie.- puścił mi oczko i usiadł w swojej ławce.
Prychnęła pod nosem z niedowierzaniem ale i tak czułam się szczęśliwa. Może się do mnie przekonał?
- Dzień dobry!- Mc'Gonagall weszła do klasy.- Jak wiecie w tym roku wszyscy zdajecie sumy. Mam nadzieje ze wiecie tez co to są sumy?- przeszła wzrokiem po klasie.- W tym semestrze będziemy omawiać różnorodne zaklęcia z dział dalszych niż piąta klasa ze wzgeldu na torniej trojmagiczny. Czy ktoś z was wie co to jest patronus?- lekko wyciągnęłam rękę w górę.- Tak panno Malfoy?
Klasa odwróciła się w moja stronę.
- Patronus to zaklęcie które ma za zadanie uwolnić nas od dementorow. Powstaje on w wyniku silnej myśli. Ale miłej myśli,wspomnieniu. Dzięki bardzo miłemu wspomnieniu Patronus przybiera formę cielesna. Czyli przybiera kształt zwierzęcia które ma nas odzwierciedlać...- dokończyłam cicho.
- Bardzo dobrze. 10 punktów dla Slytherinu.- uśmiechnęła się do mnie serdecznie.- A czy ktoś z was potrafi wyczarować cielesnego patronusa?- znów przeszła wzrokiem po klasie.
Nieliczne osoby podniosły rękę do których się zaliczałam. Weasleyowie tez w nich byli. Co mnie trochę zdziwiło.
- No dobrze...Panno Malfoy proszę zaprezentować.- wskazała na miejsce obok siebie.
Posłusznie wstałam i podeszłam do wskazanego mi miejsca.
Ponieważ już dawno opanowałam sztukę wypowiadania zaklęć bez ich szeptanka czy krzyczenia pomyślałam o zaklęciu i wspomnieniu.
Moim najlepszym wspomnieniem była wycieczka z nieżyjącym tata mamy. Którego szczerze z całego serca kochałam. Dziadek jako jedyny mnie rozumiał.
Patronus z pod formy trestrala przebiegł po klasie. Mc'Gonagall wydała cichy dźwięk.
- Bardzo,bardzo ładnie...Panno Malfoy nie wiem czy sobie pani zdaje sprawę ze pański Patronus jest bardzo...
- Bardzo Rzadki.- uśmiechnęłam się słabo.
- A wiesz co on symbolizuje?- przeszyła mnie wzrokiem jak nie dawno klasę.
- Moj Patronus symbolizuje życzliwość oraz delikatna naturę która jest skrywana pod mroczna otoczka, jednak sprowokowany okazuje się groźny.- mruknęła niechętnie.
- Będziemy musiały porozmawiać panno Malfoy. Kolejne punkty dla Slytherinu. Proszę przyjdź do mnie w piątek po kolacji.- powiedziała.
Lekcja zakończyła się.
Zwykle nie czułam się dziwnie w gronie ludzi ale dzisiaj po lekcji transmutacji miałam ochotę zapaść się pod ziemie.
Wszyscy szeptali i wymieniali spojrzenia jak szlam. To było irytujące.
Złapałam się za włosy mając ochotę je wszystkie wyrwać ze względu na to co się dzieje.
Miałam mętlik.
Szłam zadumiona nie zwracając uwagi na to czy mogę kogoś potrącić. Byłam przekonana że ludzie się mnie boją. Testrale nie są niebezpieczne...ale jednak przerażające...
Czy ja także jestem przerazająca?