2

4.7K 326 141
                                    

Zbliżała się powoli godzina szesnasta, więc Todoroki niespiesznie zaczął przygotowywać się do zamknięcia. Całe szczęście po Bakugou nie było na razie śladu, a dzień mijał mu już swoim normalnym rytmem, bez żadnych niespodzianek. Chłopak odłożył na półkę książkę, którą wreszcie udało mu się dokończyć, a następnie zaczął pobieżnie sprzątać sklep. Takie były właśnie uroki pracowania w niewielkiej księgarni. Mógł czytać co chciał i ile chciał. Oczywiście o książki dbał, jak o najkruchszą porcelanę. Pilnował się, by przypadkiem nie miąć ani nie brudzić stron. Kiedyś przypadkowo zdarzyło mu się zaciąć kartką, więc zgodnie ze swoim sumieniem odkupił dany tytuł, który teraz dumnie prezentował się na jego niewielkiej, domowej biblioteczce. 

Wreszcie nadeszła godzina zamknięcia. Heterochromik zgasił wszystkie światła, przekręcił tabliczkę na drzwiach i następnie zamknął je na klucz. Upewniając się, że są dobrze domknięte, ruszył w stronę przeciwną do jego mieszkania. Przypomniał sobie, że rano zostały mu już zaledwie dwie tabletki i potrzebował kupić kolejne opakowanie. 

Apteka nie znajdowała się jakoś bardzo daleko. Shouto znalazł się w niej już po kilku minutach. Wszedł do środka i ustawił się w kolejce do kasy. Cóż, znajdowały się tu zaledwie dwie farmaceutki, które przy takiej ilości klientów pracowały na pełnych obrotach. "Plusy" mieszkania na obrzeżu, gdzie wszystko jest mniejsze, a ludzi jest równie dużo. 

Wreszcie po niecałych dziesięciu minutach przyszła kolej chłopaka. Już miał zamiar prosić o swoje zaufane tabletki, gdy w jego nozdrza uderzył ten przytłaczająco słodko-ostry zapach. Spojrzał się do tyłu idealnie, by zobaczyć, jak do środka wchodzi Bakugou. Myślał, że chyba coś go trafi. Musiał go spotkać i to jeszcze w takim miejscu! Obaj wymienili się zaskoczonymi spojrzeniami. Todoroki nie mógł teraz kupić tego, po co tu przeszedł. To by go jeszcze zdradziło. Co prawda mógłby skłamać, że to dla znajomego, ale wiedział jaki jest blondyn. Zacząłby drążyć i nie przestałby, dopóki rezultaty nie byłyby dla niego zadowalające.

Heterochromik wziął głęboki wdech i szybko przeskanował wzrokiem półki. Ostatecznie poprosił o witaminę C. To przynajmniej nie będzie dla niego aż takie zbędne. Aptekarka szybko odliczyła należną sumę i włożyła opakowanie do niewielkiej reklamówki. Todoroki podał jej wyliczone pieniądze, a następnie biorąc swój zakup, czym prędzej skierował się do wyjścia. Jednak Bakugou nie byłby sobą, gdyby tak łatwo go puścił.

Gdy kolorowowłosy go mijał, chwycił go za rękaw bluzy, by ten się zatrzymał.

– Weź na mnie poczekaj, nie gryzę – mruknął, puszczając go.

Shouto zmarszczył brwi i wyszedł na zewnątrz. I... Czekał. Nie wiedział czemu, ale czekał. Może zwyciężyła ciekawość. W końcu co chłopak robił w Tokio? Miał tu jakieś sprawy do załatwienia? A może... Może się przeprowadził? Nie, ta opcja mu się ewidentnie nie podobała, ale jeśli rzeczywiście tak było i tak nie mógł nic z tym zrobić. Pozostawało mu zapytać chłopaka.

Wreszcie po dziesięciu minutach doczekał się blondyna. Ten widząc Shouto, uśmiechnął się zwycięsko. W końcu heterochromika nic tak naprawdę nie trzymało i mógł po prostu sobie pójść. A jednak został.

– W którą stronę idziesz, Mieszańcu? – zapytał Katsuki, chowając reklamówkę z lekami do torby. Widząc, gdzie wskazuje kolorowowłosy, dodał – świetnie, pójdziemy razem.

Zaczęli zmierzać chodnikiem przed siebie. Bakugou narzucił dość szybkie tempo, co niezbyt podobało się heterochromikowi, ale wolał się nie czepiać.

– Po co byłeś w aptece? – zapytał Todoroki, aby od razu nie przechodzić do najbardziej nurtującego go pytania. W przeciwieństwie do chłopaka chciał to rozegrać taktownie.

Yuanfen | Bakutodo OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz