16

4.5K 315 106
                                    

Mijała już kolejna godzina, którą Todoroki spędzał w samotności. Na dworze już zaczynało się ściemniać, a on z nerwów czuł się coraz gorzej. Mimo wcześniejszych słów Bakugou, wciąż miał z tyłu głowy myśl, że mógł zaradzić temu wypadkowi. Co gorsza, zaczynał odczuwać skutki wychodzenia na zewnątrz w samej koszulce. Był osłabiony, drapało go w gardle, coraz częściej kichał i kaszlał. Jednak teraz mało co obchodził go własny stan, bo był w trakcie już którejś z kolei próby dodzwonienia się do blondyna.

W końcu zrezygnowany odrzucił telefon na bok, o mało co go nie rozbijając, po czym oparł głowę na stole. Był wykończony obecnym dniem i jedyne, o czym marzył to o niewstawaniu z łóżka przez następny tydzień. Tyle że ktoś wciąż musiał zajmować się księgarnią. To, że jego szef był obecnie... Niedysponowany, nie znaczyło, że może rezygnować ze swoich obowiązków.

– Todoroki. – Słysząc nad sobą głos, wywołany chłopak wręcz podskoczył na krześle, by zaraz stanąć, jak się okazało, przed wyczekiwanym przez niego Bakugou. – Nie słyszałeś, jak wchodzę? – zdziwił się blondyn, podejrzliwym spojrzeniem lustrując młodszego.

Heterochromik z westchnieniem pokręcił głową. Był tak zmęczony, że nawet nie do końca rejestrował, co się wokół niego dzieje. Jednak nie chcąc tracić czasu na swoje wyjaśnienia, nic nie tłumaczył Katsukiemu, tylko postanowił od razu przejść do pytania zasadniczego.

– Jak on się ma? – Chłopak skierował swoje dwukolorowe spojrzenie na twarz niższego. W obliczu zbliżającej się odpowiedzi, poczuł, jak jego żołądek się zaciska, a dłonie pocą jeszcze bardziej niż wcześniej. Tak bardzo bał się tego, co ma mu do powiedzenia alfa, ale wolał to mieć już za sobą.

– Przeszedł zabieg... – zaczął powoli Bakugou, upewniając się, że z tych emocji kolorowowłosy zaraz mu przypadkiem nie zemdleje – więc wszystko powinno być dobrze. Został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną, nie wiem na jak długo. Wszystko zależeć będzie od jego stanu, ale na razie jest on stabilny – oznajmił, wywołując u Shouto ulgę tak wielką, że aż ugięły się pod nim kolana. Całe szczęście Katsuki cały czas był w gotowości, spodziewając się takiego obrotu spraw, dlatego też bez problemu go przytrzymał.

Gdy dotknął jego ramion, aż się wzdrygnął. Były rozpalone. Niebezpiecznie bardzo rozpalone, podobnie jak czoło, które zaraz też sprawdził. Blondyn zmarszczył brwi, zdając sobie w końcu sprawę, o co biega. Że też wszystko musiało się spieprzyć w jednym momencie. Nie dość, że miał czuwać nad dziadkiem, aż do przyjazdu swojej matki do Tokio, która została przez niego powiadomiona, to jeszcze Todoroki się rozchorował.

Alfa westchnął, po czym bez ostrzeżenia chwycił heterochromika pod plecy i nogi, i uniósł go do góry.

– Co ty robisz? – Omega widocznie trochę się przestraszył tego nagłego gestu, ale nie miał siły, żeby się wyrywać, czy nawet protestować.

– Niosę cię do łóżka – oznajmił beznamiętnym tonem. – I nawet nie waż się z niego wstawać – dodał, kładąc kolorowowłosego we wspomnianym miejscu. – Gdzie masz domową apteczkę? – Posłał mu pytające spojrzenie.

Todoroki zdziwiony przez chwilę się nie odzywał. Naprawdę chciał się nim zająć? Przecież na upartego, sam jakoś by sobie poradził. W końcu mieszkał samotnie już kilka dobrych lat, miał wprawę. A głupio było mu też dokładać blondynowi obowiązków. Jakby nie miał już wystarczająco spraw na głowie.

– Nie musisz... – próbował odmówić, jednak skutecznie mu przerwano.

– Pytałem o coś – mruknął zniecierpliwiony alfa, wlepiając w niego twarde wspomnienie mówiące "nie pozbędziesz się mnie". W obecnej sytuacji tyle wystarczyło, aby przekonać właściciela mieszkania do współpracy.

Yuanfen | Bakutodo OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz