36

1.6K 148 75
                                    

CZĘŚĆ II

Katsuki przechadzał się między półkami sklepowymi w poszukiwaniu tej cholernej wanilii. Bardzo zależało mu na takiej w laskach, ale nie. Po co komu ona, jeśli łatwiejsza do użycia jest już taka sproszkowana! Chłopak w myślach cały czas wyklinał ludzi za to, że wszystko muszą sobie ułatwiać, przez co potem on ma problem. Tak bardzo chciał zrobić dzisiaj na wieczór mleko z przyprawami, ale takim wyrobom po prostu nie ufał. Nie miał konkretnego powodu. Takie było jego widzimisię i już. 

I nagle poczuł nagły napływ nadziei, gdy na końcu działu dostrzegł ostatnią, ostatniutką paczkę wanilii w laskach. On to miał szczęście. Natychmiast skierował się w tamtą stronę, chociaż raz dziękując światu, że tym razem się od niego nie odwrócił, gdy wtem, gdy już miał wziąć opakowanie, inna ręka zgarnęła mu je tuż sprzed nosa. Stanął wryty, znów czując, jak jego złość gwałtownie wzrasta. Już miał się wydrzeć na tego debila, który tak brutalnie popsuł jego plany, ale widok znanej twarzy w jednej chwili zamknął mu usta. 

– Bakugou? – powiedział zdziwiony czerwonowłosy. Jego wygląd zmienił się od podstawówki, ale głos utwierdził alfę, że nie był to nikt inny jak Kirishima. 

– No chyba kurwa nie... Myślałem, że już będę miał od ciebie spokój – burknął pod nosem Katsuki, ale jednak teraz ta nieszczęsna wanilia była dla niego ważniejsza. – Oddawaj moją przyprawę, idioto. – Wyciągnął po nią rękę, a stary znajomy ze zdziwienia nawet się nie opierał, gdy ta zniknęła z jego dłoni. 

– Co robisz w Tokio? – zapytał, nie spuszczając wzroku z blondyna, na co ten prychnął ostentacyjnie. 

– Mieszkam. To raczej ja powinienem cię o to pytać – stwierdził, choć właściwie nie było do tego żadnych powodów. Blondyn po prostu lubił się wywyższać i tyle. 

Czerwonowłosy wreszcie szeroko się uśmiechnął. To był Bakugou, jakiego zapamiętał. Jedyna zmiana, jaką dotąd zauważył, to fakt, że kiedy alfa się denerwował, nie był już a ż tak krzykliwy. 

Kirishima przewrócił oczami.

– Przyjechałem tu z kuzynem. Pomagam mu się przeprowadzić i za kilka dni wracam do siebie – oznajmił.

Blodnyn jakby nigdy nic, zaczął w tym czasie znów przemieszczać się między półkami i szukać odpowiednich produktów. Czerwonowłosy alfa ruszył za nim, a jego wzrok w czasie, gdy mówił o tym, że mogliby się zgadać i gdzieś wyjść, skoro mają taką okazję, mimowolnie wylądował na koszyku.

– Od kiedy używasz odżywki do włosów? Przecież i tak masz je przemilutkie w dotyku – palnął, ale o dziwo jego znajomy nie zareagował zbyt agresywnie. Rzucił mu tylko zirytowane spojrzenie, cicho prychając.

– To nie dla mnie – odparł, widocznie chcąc uciąć temat. Poza tym chciał już wyjść z tego cholernego sklepu i wrócić do mieszkania. Było już po południu, a on nic nie ogarnął. Nawet obiadu! A teraz jeszcze ten idiota zawracał mu głowę. No i jak tu się wyrobić?

Eijirou, jak to on, nie dał się tak stłamsić i porwał niewielkie opakowanie w swoje ręce.

– Do włosów farbowanych – zdążył tylko przeczytać, zanim jego dłonie opustoszały i dostał tą odżywką w czoło. Syknął z bólu, rozmasowywując palcami miejsce uderzenia. – No wiesz co? Chciałem tylko zobaczyć.

Katsuki wrzucił produkt z powrotem do koszyka i skierował się do kasy.

– To sobie było iść i wziąć z półki – odparł oschle, zaczynając wykładać zakupy na taśmę.

Yuanfen | Bakutodo OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz