Sept

1.4K 169 121
                                    

Zazwyczaj ludziom śpieszyło się do dorosłości.

Byłem ich przeciwieństwem, nie widziałem w dorosłość niczego ciekawego, nie potrafiłem pojąć powodów, dla których to słowo powinno wywoływać we mnie podniecenie, lub inne odczucie odejścia od zmysłów.

Z drugiej strony, nie afiszowałem się z tym, nie chciałem, aby ludzie spostrzegli mnie inaczej, jako kogoś wyjątkowego z powodu mojego odmiennego zdania, czy wyborów.

Wolałem być w oczach innych, zwykłym, szarym człowiekiem.

Pomijając fakt, że i tak byłem rozpoznawalny przez swój wygląd.

Wygląd, to wygląd sprawiał mi najwięcej problemów, może, gdybym był inny, używałbym go do przyciągania ludzi, z odrobiną manipulacji, poddaliby mi się i wykonywali moje rozkazy.

Mogłem, mogłem tego użyć, urodziłem się z tym wszystkim, do czego inni dążyli latami, zostałem wychowany w sposób prosty, a jednocześnie skomplikowany.

Wyrwałem się z zamyśleń, przypominając sobie o kolacji.

Bestia zaprosiła mnie na nią. Sam nie rozumiałem dlaczego, przecież to nie było nic takiego. Nie musieliśmy się umawiać, czy też zapraszać. A jednak, a mimo to, powiedział, abym ubrał się stosownie.

Ale czy nie brzmiało to absurdalnie? Bestia, potwór w dosłownym znaczeniu tego słowa, ma zamiar krytykować czyjś ubiór?

Nie, nie brzmiało to absurdalnie, na pewno nie dla mnie, może dlatego, że patrząc na siebie, albo otaczających mnie ludzi, widziałem obrzydliwe monstra, świetnie ukryte, nieuchwytne dla ludzkiego oka.

Może.

Może tak, może nie.

Wziąłem kąpiel, nie długą, nie relaksacyjną, nie miałem na to zbytnio czasu. Nie lubiłem się spóźniać, a Bestia jasno zaznaczyła, że pragnie mnie widzieć równo o dwudziestej w jadalni, gotowego.

Nie lubiłem cytrynowożółtego, dlaczego, więc wybrałem kardian w takim kolorze? Trudno powiedzieć, nie zastanawiałem się nad tym, jednak wiedziałem, że symbolizuje on zdradę i nienawiść. Być może zrobiłem to podświadomie mając tam gdzieś w odmętach pamięci moment, kiedy rozmawialiśmy o celtyckiej legendzie.

Czarne spodnie, choć były trochę obcisłe, postanowiłem przełknąć, jeszcze nie słyszałem, aby ktoś umarł od niewygodnych sztanów.

Miałem zamiar ułożyć włosy, jednak szybko odrzuciłem ten pomysł.

Żyły one własnym życiem, nie widziałem sensu marnowania na nie czasu.

W gruncie rzeczy, wszystko wydawało mi się być bezsensowne.

Wybiła dwudziesta, kiedy schodziłem po schodach w kierunku jadalni. Nie byłem zestresowany, nie byłem szczęśliwy, byłem... Obojętny.

Uważałem, że trzeba wstrzymać się z emocjami i czekać na właściwy obrót spraw.

- Przyszedłeś... - powitał mnie zdziwiony głos, wymieszany z ulgą.

Zmarszczyłem brwi, wykrzywiając usta w lekkim grymasie. Myślał, że nie zejdę na dół? Oczywiście, mogłem się tego domyśleć. Mogłem, a jednak nie zrobiłem tego.

Ubrany w zielony kardian i tego samego koloru spodnie, odsunął mi krzesło, na co kiwnąłem głową.

- Mówił ci ktoś już kiedyś, że wyciągasz pochopnie wnioski? - zapytałem, kiedy zajął swoje miejsce, naprzeciwko mnie.

- Nie - pokręcił przecząco głową.

- Więc będę pierwszy. Wyciagasz pochopnie wnioski - powiedziałem biorąc do ręki kieliszek z czerwonym winem.

Bestia z różanego ogrodu |Bakugou x Todoroki|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz