ROZDZIAŁ 11 - DO GRY WKRACZAJĄ NOWE FAKTY

26 1 1
                                    

Mogę powiedzieć, że w tej sytuacji spanikowałam. Czułam każde podrapanie na swoim ciele i każdy po kolei wyrywany włos. Kobieta klnęła na mnie pod nosem i mocno przyparła do zimnej ściany. Automatycznie moje ręce odepchnęły ją, więc kobieta upadła na podłogę. Kiedy wstała, znów podeszła do mnie i uderzyła w brzuch. Zwijając się z bólu ześlizgnełam się na drewniane panele.
Po dłuższej chwili Zbyszkowi udało się obezwładnić Beatę. Mocno trzymał kobietę za obie ręcę.

- Uciekaj! Długo jej tak nie utrzymam! - wołał

Bez chwili namysłu udałam się w kierunku drzwi. Biegłam jak opętana po szarych korytarzach, mijając się z poszczególnymi osobami. W głowie miałam tylko, żeby uciec stąd i nigdy nie wracać. To miejsce jest straszne! Nic dziwnego, że Zbyszek nie chciał mnie tutaj zabierać! Jaka ja byłam głupia! Mogłam mu już to odpuścić! Co mnie obchodzą sprawy Marzeny? Narobiłam sobie tylko wrogów dookoła.
Wyszłam ze szpitala. Uff jaką ulga. Dokładnie starałam się odtworzyć w swoim umyśle drogę powrotną. Było to trudne, ale i tak cała i zdrowa wróciłam do swojego domu. Czekała tam na mnie Marzena.

- I co? I co? - dopytywała się - To prawda? Gdzie Zbyszek?

- Marzena...- mówię, sapiąc - Nie jest dobrze.

- Ale jak to? Co się stało?! - głos kobiety z każdą chwilą stał się głośniejszy - Mów!

■ Opowiedziałam całą historię ■

Kiedy wreszcie moja buzia się zamknęła na znak, że opowieść dobiegła końca, Marzena przez chwilę stała w bezruchu. Lekko ją szturchnęłam.

- Halooo? - machałam jej swoją ręką przed twarzą - Marze...

- Nie mogę w to uwierzyć...Wszystko jest takie skomplikowane. Nie trzyma się kupy. Mam nadzieję, że ta wariatka tu nie wróci.

- Weź nie strasz...- mówię do niej - Chodźmy lepiej do domu. Jest strasznie zimno.
Tak jak powiedziałam obie znalazłyśmy się w moim pokoju. Ciągle rozmawiałyśmy o Beacie. Nie trwało to długo, bo na Marzenę nadszedł czas i musiała wracać. Pomachałam jej z okna, gdy wyjeżdżała spod mojego domu.

Nadeszła noc. Na zewnątrz zrobiło się ciemno. Położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Pomyślałam, że może COŚ ZJEM. Kto normalny żre na noc? No ale dobra. Schodzę na dół po cichutku, aby nikogo nie obudzić. Jednak spostrzegam siedzącą przy stole mamę. Wpatrywała się podłogę.

- Nie śpisz, kochanie? - odwróciła wzrok w mój stronę.

- Jak widać - szepczę i zasiadam obok niej. Jak już mama tu jest to może zapytam ją o żonę Zbigniewa. Przecież ona znała jej imię. Tak bez powodu, by raczej nie wiedziała tego. Musi być coś na rzeczy, a jak chcę się dowiedzieć co. - Mamo?

- Hm? - mruknęła kobieta tym razem patrząc w sufit.

- Znasz Beatę Malicką? - przysunęłam krzesło do niej.

- K-kogo? Skąd...A kto to...? - bełkocze, mając dosyć dziwny głos. Jakby...jakby coś ukrywała. Na pewno ją zna! - Nie wiem o kim mówisz...

- Mamo, nie udawaj...Widzę, że coś kręcisz. Dlaczego nie chcesz mi tego powiedzieć?
  Kobieta wzięła głęboki oddech, ale nadal się nie odezwała. Szturchałam ją i zdawałam pytania. Muszę w końcu dowiedzieć co jest grane!
Mija jakieś pięć minut.

- Dobra, przestań - jej głos stał się poważny i stanowczy. Napięła przez chwilę całe swoje ciało i oparła się plecami o krzesło - Znam ją, ale wtedy nie nazywała się Malicka tylko Nowak.

- Ha! Wiedziałam - uśmiechnęła się szeroko, dumna ze swojego sukcesu.

- Wcale nie jest tak kolorowo jak ci się wydaje...Skąd w ogóle znasz jej imię i nazwisko i dlaczego o nią pytasz? - kobieta nieruchomieje, a ja nerwowo wywracam oczami, bo znowu muszę mówić to samo.

■ Kolejny raz opowiadam tę historię...■

- To ona jeszcze o tym nie zapomniała!? - aż wstała od stołu - Nic dziwnego, że trafiła do szpitala psychiatrycznego...

- O co chodzi? O czym nie zapomniała? - dopytywałam się.

- Nie wiem czy powinnaś to wiedzieć...- wzdycha - Nic Ci się nie stało po tym jak Beata Cię napadła, jeśli mogę to tak nazwać?

- Nie, ale to jest nie ważne. Powiedz mi wszystko. - mówię, a matka siada obok mnie i opiera ręcę na udach.

- Beata to była dziewczyna, a nawet narzeczona twojego taty. Jego rodzice zmusili go do zaręczyn, dlatego nie był szczęśliwy. Podczas związku z nią poznał mnie. Nie będę ukrywać, ale potajemnie ze sobą romansowaliśmy. Niestety, albo raczej stety zaszłam...w ciążę z t-tobą. Twój ojciec postanowił nie ukrywać tego przed Beatą, której i tak nie kochał, a mnie dażył silnym uczuciem i powiedział jej o tym. Kobieta zareagowała dokładnie tak samo. Rzuciła się na mnie... Na szczęście nic się stało...Od tamtej pory jej nie widziałam, ale dowiedziałam się, że trafiła do psychiatryka  - szeptała, a po jej policzku zaczęła spłwnać czysta, przezroczysta łza - To moja wina, że Beata Cię chciała skrzywdzić...Tak mi przykro...

- Ale skąd wiedziała jak mam na imię?

- Nie jestem pewna, ale podejżewam, że tata jej o tym powiedział. Powiedział o płci i o planowanym imieniu. Moje pewnie też wypaplał. Dlatego w niej wybuchła taka wściekłość, bo Cię poznała - mówiła poprawiając fryzurę

- Nie rozumiem. Dlaczego jest zła na mnie, a nie na Ciebie? To ty związałaś się z tatą, nie ja.

- Wiolka, daj spokój ona ma coś nie tak ze swoją główką, to wszystko. Parę lat temu zachorowała na jakąś groźną chorobę. Chyba w tym okresie poznała Zbigniewa.

- A mogę trochę zmienić temat?

- Jasne. I tak nie mam ochoty dalej go kontynuować. Ale w sumie zależy na co to chcesz zmienić. - zaśmiała się, a ja wraz z nią.

- Pomożesz mi z matmą? Proszeeeę - złożyłam ręcę i zrobiłam oczy jak kot w butach ze Shreka.

- Teraz? O tej porze? Jeszcze tego nie zrobiłaś? A ile masz zadane? - zaczęła się dopytywać, bo ma lekkiego świra na punkcie tego, jak się uczę.

- Jedno zadanie. Podobno bardzo trudne.

- No dobra. Chodź na górę - powiedziała i razem weszłyśmy po schodach do mojego pokoju. Nasza współpraca nie przynosiła dobrych efektów. Cały czas kłóciłyśmy się, czy minus i minus daje plus i na odwrót. Masakra...

- Dobra. - ozwała się mama - Sprawdź lepiej na telefonie. Nie mam zamiaru się kłócić - założyła ręcę na piersi - I to jeszcze z własną córką...
   Po tych słowach sięgnęłam do kieszeni spodni, by wyjąć telefon. Nie było go. Pomyślałam, że jest w plecaku, więc podeszłam do niego i zaczęłam przeszukiwać. O dziwo też go tam nie znalazłam. Podeszłam do regału z książkami, przeszukałam łóżko, rzuciłam okiem na komodę. Nie ma.

- Mamo? - zwracam się do niej - Dawałaś mi ostatnio szlaban na telefon? Nie mogę go znaleść...

- Nie przypominam sobie...- odpowiada kobieta - Tylko nie mów, że zostawiłaś go w tym chorym szpitalu!

- To m-może być możliwe, ale nie, nie, nie! To nie może być prawda! - krzyczę sama na siebie i łapię się za głowę, wiedząc już gdzie znajduje się moja własność.

Szkolna diablicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz