ROZDZIAŁ 9 - KOLEJNE KŁAMSTWO?

22 1 0
                                    

- Jak mogłeś? - rzekła wolno, z opanowaniem kobieta - Jak mogłeś mnie okłamać, że umarłeś? - w jej oczach stanęły łzy - Dzięki Wiolettcie wszystko zrozumiałam - uu dziękuję za takie wyróżnienie...- To ona uświadomiła mi jakim jesteś CHAMEM!

- M-marzenka, d-daj mi wytłumaczyć - jąkał się - Ty nie miałaś o niczym wiedzieć...

- Ale teraz wiem! Wiem wszystko! - wybuchnęła ogromną złością - Interesuje mnie tylko jedno...

- Tak? - zapytał smutno Zbigniew, z takim lękiem, jakby zobaczył ducha.

- Dlaczego to zrobiłeś? - nadal wrzeszczała, a ja uświadomiłam sobie, co ja tak naprawdę tu robię? Przypatruję się rodzeństwu, które jeszcze na dodatek się kłóci o sprawy, który mnie nie dotyczą...Może jednak pójdę sobie i zostawię ich w spokoju. Niech sobie porozmawiają. To jest sprawa między nimi, nie moja.

Po cichu oddaliłam się od dwóch osób. Z każdym krokiem głosy było słychać coraz słabiej, aż pozostało z nich takie jakby szemranie, a słyszalne były tylko pojedyncze słowa rozmowy. Niektóre wymawiane mocnej, niektóre mniej, a niektóre tak cichutko, że nawet nie było ich w ogóle słychać.
Wróciłam do domu. Pierwsze co zrobiłam, to wbiegłam na górę do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Zamknęłam okno, żeby mieć całkowity spokój, ale i tak Marzena i Zbigniew nie dawali mi o sobie zapomnieć.
Zakryłam dwiema poduszkami uszy, aby na chwilę mieć ciszę. Nawet nie skapnęłam się, że jestem dosyć śpiąca. Oczy kleiły mi się do siebie, ale próbowałam nie dać im się zamknąć lecz choć tak bardzo powstrzymywałam się przed tym w mgnieniu oka usnęłam.

Obudziło mnie pukanie do drzwi. Zmęczona, zwlekłam się z ciepłej pościeli i poszłam je otworzyć. Do mojego pokoju jak poparzony wpadł Fabian. Był bardzo podekscytowany.

- Wiola! - zawołał moje imię - Ja już wszystko wiem! Emm zaraz...spałaś - zapytał niespodziewanie widząc moje sińce pod oczami i roztargnione włosy - Przeszkadzam?

- Eh...nie, nie przeszkadzasz - podrapałam się po głowie - Siadaj, odpowiesz mi co się wydarzyło...- wskazałam na moje łóżko, które natychmiast ładnie pościelałam, a do Fabiana znowu wróciła ekscytacja.

- No dobra, chodzi o Marzenę i Zbyszka - powiedział, a ja pokręciłam tylko głową, domyślając się, że właśnie o tym będziemy teraz rozmawiać - Marzena, po rozmowie z bratem powiedziała mi, że Zbigniew ma chorą żonę i potrzebuje pieniędzy na jej leczenie...

- Co? Co? Co? Wróć...- nie wierzyłam, w to, co usłyszałam

- No Zbyszek ma chorą żonę, co w tym takiego złego? - zapytał i patrzył na mnie jak na idiotkę.

- Przecież to jego kolejne kłamstwo! - wstałam aż z łóżka z wrażenia - Chce się wymigać od konsekwencji! Tylko mi nie mów, że w to uwierzyłeś...proszę - złożyłam ręcę.

- No właśnie bo, - podrapał się po karku - Bo ja w to uwierzyłem...

- (Klepnęłam się otwartą dłonią w czoło) Okej, mam plan - powiedziałam kolejny raz siadając obok Fabiana na łóżku - Pójdę do brata Marzeny i powiem mu, aby zaprowadził mnie do jego żony, aby potwierdzić to, co powiedział.

- Nie boisz się, że zarazisz się jakimś choróbskiem? - zapytał chłopak.

- Fabian, nie denerwuj mnie - napięłam palce u rąk - Nawet nie wiadomo czy ona w ogóle istnieje to raz, a dwa to na pewno nie jest jakaś poważną choroba, ale tak czy siak idę tam - powiedziałam stanowczo i wstałam z miękkiego łoża.
Przystanęłam na chwilę, aby jeszcze się czego bardzo ważnego dowiedzieć od Fabiana.

- A! I czy Zbigniew nadal jest przed twoim domem?

- Em...Chyba tak...

- Dobra sama sprawdzę - machnęłam ręką.

Wyszłam z pokoju, zostawiając Fabiana samego. Zbiegłam szybciutko po schodach w międzyczasie zakładając jesienną kurtkę i czarne trampki. Znalazłam się na dworze i pobiegłam do domu Fabiana. Był tam Zbyszek, a obok niego nadal z nim rozmawiająca Marzena.

- I co wynikło z waszej rozmowy? - pytam ciekawsko piorunując rodzeństwo wzrokiem.

- Oh, Wiolcia nareszcie jesteś - powitała mnie ciepło, kompletnie ignorując moją wcześniejszą odpowiedź - Martwiłam się o Ciebie. Tak nagle zniknęłaś. Muszę ci powiedzieć, że sporo się dowiedziałam...

- Cześć, ale przyszłam do Twojego brata - odpowiedziałam jej.

- Co? Do mnie? - zapytał zdezorientowany Zbyszek, patrząc się na ziemię.

- Fabian mi mówił, że podobno masz chorą żonę - zacytowałam słowa mojego kolegi - Ja twierdzę, że to Twoje kolejne kłamstwo, aby uniknąć konsekfencji - mówiłam dumnie - W związku z tym chcę, abyś mnie do niej zaprowadził.

- Ja? - zapytał - Eh...to chyba nie będzie konieczne. Poza tym to zły pomysł, bardzo zły...- widać było, że coś jest na rzeczy. Jeszcze bardziej mnie nakręca, teraz to mu nie odpuszczę!

- Zbyszek - ozwała się Marzena - Jeśli nie masz nic do ukrycia, to nie musisz się martwić. Zaprować ją do Twojej żony. Raczej nic się nie stanie no nie? - popatrzyła w moją stronę, a w jej oczach czułam duże wsparcie.

- Ale ona potrzebuje teraz spokoju, jest po operacji rozumiecie...- próbował mnie zniechęcić.

- No chyba jej nie zjem, no nie?  Mi wystarczy tylko na nią spojżeć - zapewniłam go - Nie martw się nie zrobię jej krzywdy. Chcę tylko wiedzieć, czy mówisz prawdę lub udowodnić twoje kłamstwo.
Mężczyzna zamilkł.

- Zbyszek...- denerwowała się Marzena - Może po prostu się przyznaj, że kolejny raz zrobiłeś to samo! Znowu skłamałeś! - rozpłakała się i ukryła twarz w swoich dłoniach. Dziwne, że nawet sama siostra Zbyszka nic nie wie o jego żonie...

- Jeśli to prawda to czego się obawiasz? - zapytałam się go z pogardą - Nie masz nic do ukrycia co nie?

- Dobra choć Ty głupia małolato - złapał mnie gwałtownie za rękę i pociągnął w nieznanym kierunku.
Szliśmy tak z 20 minut. Z każdą kolejną sekundą nieciepliwiłam się jeszcze bardziej.

- A gdzie ona jest? - zapytałam już chyba dziesiąty raz, ciągle oczekując odpowiedzi od mężczyzny.

- Jest w...- nie dokończył, gdyż nagle zawiał ogromnie silny wiatr, który uniemożliwił nam równowagę, przez co upadliśmy na ziemię.

Szkolna diablicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz