ROZDZIAŁ 12 - ZA WSZYSTKIM NA PEWNO STOI JUSTYNA...

18 1 0
                                    

Ta noc nie należała do najspokojniejszych. Czułam jakby ktoś ciągle świecił mi latarką w oczy. Jakby ktoś nade mną stał...W którejś chwili przypomniałam sobie, że na telefonie nie mam żadnych zabezpieczeń. Każdy może go sobie wziąść. Każdy może sobie na niego wejść. Kliknąć ikonę Facebooka... zobaczyć gdzie mieszkam, jak mam na imię, nazwisko, z kim i oczym piszę. Nie mogę w to uwierzyć! Dlaczego ze mnie zawsze musi być taka gapa? Czemu nie zauważyłam tego, że nie mam telefonu! Jednej z najważniejszych rzeczy! Nie no...muszę tam wrócić...muszę. Zapytam Fabiana czy pójdzie ze mną. Prędzej umrę niż będę chciała być tam sama.

***
Rano o jakiejś 7:40 wychodzę z domu. Po drodze jak zawsze spotykam Fabiana i razem idziemy do szkoły.

- Fabian...m-mam prośbę - zagadałam do niego, a ten zaciekawiony odwrócił się w moją stronę.

- Jaką?

■ Kolejny raz opowiadam co się stało w szpitalu ■

- To co? Pójdziesz ze mną? - mówię do niego

- Z dnia na dzień ta historia jeszcze bardziej zaskakuje...Jasne, że pójdę, ale musimy być ostrożni, żeby nie spotkać tej całej Barbary.

- Beaty... - właśnie widać jak mnie słuchał...

- Nieważne. Po prostu musimy uważać.
Chwilę potem dotarliśmy do celu. Przy wejściu do szkoły mamy gazetkę, na której widniała kartka z wymalowanym czarnym napisem: ,,Spotkanie na sali gimnastycznej o 8:00,,

- Ciekawe z jakiej okazji mamy tam być - fuknął Fabian, bo wręcz nienawidzi takich rzeczy.

- Jak nie pójdziemy to się nie dowiemy - powiedziałam i  poszłam w stronę miejsca, w którym ma się odbyć spotkanie, a Fabian ruszył za mną.

   Weszliśmy do sali. Na jej drugim końcu była rozwieszona ciemna kurtyna przyozdobiona jakimiś elementami z papieru i bibuły. Parę metrów przed materiałem rozstawiono krzesła. Przestrzeń ta miała sugerować scenę. Udało mi się nawet dostrzec konfidentkę, siedzącą i gadającą z innymi nauczycielami. Pod ścianą stał jakiś nieznany mi nastolatek z bujnymi czarnymi lokami i niezwykle jasną cerą. Chyba już wiem dlaczego jest to wszystko.
Nasza szkoła zawsze organizuje akademię z okazji przybycia nowego ucznia. Nowy przyjmowany jest bardzo oficjalnie, żeby każdy myślał, że dyra kocha swoich uczniów, a w szczególności żeby myślał tak nowy uczeń. W sumie to nie wiem jak to opisać. Nie wiem jaki jest dokładny przekaz tego wszystkiego. To tylko przypuszczenia.
Minęła ósma. Konfidentka wstała ze swojego miejsca i wyszła na środek sceny tak, aby wszyscy ją widzieli.

- Witajcie drodzy uczniowie! - rzekła z udawanym uśmiechem od ucha do ucha - Cieszę się niezmiernie, że wszyscy jesteście tutaj - taaa, na pewno - Chciałabym przedstawić wam waszego nowego kolegę - Karola Dziedzica - wskazała na chłopaka, który też wszedł na scenę, przy okazji zarzucając swoją grzywną. Ocho, czuję, że się będzie się przechwalał swoim wyglądem. Kolejny nudziarz...- Mam nadzieję, że przyjmiecie Karola bardzo ciepło oraz, że się z nim zakolegujecie. Acha, jeszcze bym zapomniała. Karol będzie chodził do klasy 3a gimnazjum.
Kiedy cudem dyrektorka się na chwilę uciszyła uczniowie między sobą zaczęli prowadzić rozmowy.

- No oczywiście, że on musi chodzić do naszej klasy! - założyłam ręcę na piersi i dynamicznie oparłam się plecami o krzesło.

- Wiola, wyluzuj. Może ten nowy wcale nie jest taki zły. Nawet go nie znasz. - uspokajał mnie Fabian.

- HALO!!! - wrzasnęła konfidentka - Jeszcze nie skończyłam!!! - i zaczęła coś gadać o właściwym zachowaniu do kolegi, tolerancji i tak dalej - Możecie wyjść - po tych słowach wszyscy wstali i zaczęli się przepychać w drzwiach - ALE POJEDYNCZO!!! - znów krzyknęła, jednak uczniowie całkowicie ją zignorowali. Oczywiście ja z Fabianem również.

Na pierwszej lekcji był sprawdzian z historii. Nauczycielka tego przedmiotu to mega sympatyczna babka - Pani Alicja. Ma dwie, dosyć irytujące wady. Jedną z nich jest ta, że czasami jest roztrzepana i niezorganizowana. Na przykład raz jak omawialiśmy rozbiory Polski, to zamiast przynieść mapę historyczną, przyniosła mapę geograficzną. Uczniowie wręcz dławili się własnym śmiechem, co sprawiło, że komoletnie nikt nie powiedział jej o tym. Zabawne jest to, że właśnie na tej niewłaściwej mapie prowadziła całą lekcję. Widać było, że coś jej nie gra, ale ciągle zachowywała kamienną twarz. Pamiętam również, że rok temu było tak, że pisaliśmy test, a ona pomyliła się i dała nam sprawdzian z zupełnie innego rozdziału. Skapnęła się dopiero potem jak cała klasa dostała jedynki.
Przejdźmy do najistotniejszej wady. Nie wiem, czy będziecie mogli w to uwierzyć, ale Pani Alicja...już nie ma co ukrywać jej nazwiska Tamarska to matka...Justyny Tamarskiej...Tylko dlatego nie lubię tej nauczycielki. Ze względu też na to, że jej córeczka jest prawdziwym orłem z historii...Taaaa i to na pewno nie jest dzięki temu, że mamusia wkuwa jej na pamięć wszystkie odpowiedzi ze sprawdzianów, mówi jej o co będzie pytać na lekcjach itp. Dlatego Justynka zawsze jest aktywna, zgłasza się i dostaje szóstki z odpowiedzi ustnej...Nawet nie wiecie jak bardzo to potrafi wkurzyć...Aż trudno się dziwić, że Justyna z wszystkich innych przedmiotów ma słabe oceny, a z historii wręcz przeciwnie.
Wróciliśmy do klas. Cała ,,uroczysta akademia,, trawała jakieś dziesięć minut, więc zostało nam ponad pół godziny lekcji. Dwie minuty później do sali weszła wysoka, długowłosa blondynka w prostokątnych okularach. W rękach z trudem dźwigała dwie czarne torby, z których potem, po zajęciu miejsca przy biurku wyjęła nasze testy.

- Niech ktoś to rozda...- westchęła Pani Alicja, zdejmując okularki i jednocześnie je przecierając. Nikt nie wstał ze swojego miejsca. - Mi to obojętne...Czy może to zrobić ktokolwiek? -  powiedziała i spojżała krzywo na uczniów. Z krzesła podniósł się przewodniczący klasy - Piotrek Brzeź. Jednak chwilę potem to samo uczyniła Justyna. Chłopak podszedł do biurka i sięgnął ręką po sprawdziany. Dziewczyna podbiegła do niego i z szybkością światła zabrała mu z przed nosa testy.

- Siadaj melepeto (jakby ktoś nie wiedział co to znaczy to niech zapyta wujka Google) - warknęła do niego, a on niczym pies jej posłuchał...- Ja rozdam - podniosła głowę i uśmiechnęła się do matki, na co ta po prostu skinęła głową.
Justyna zaczęła chodzić po klasie i spełniać swoje zadanie. Każdy otrzymał po dwie kartki. Gdy nadeszła moja kolej dziewczyna zatrzymała się i zaczęła przeszukiwać dynamicznie arkusze sprawdzianów. Jakby nie mogła mi dać pierwszego z brzegu...Ale czuję, że coś tu nie gra...Czy ona właśnie wybiera mi sprawdzian? Co ona w ogóle robi? No ale dobra...robię to z niechęcią, ale czekam, stukając z niecierpliwością skuwką długopisu o drewnianą ławkę. W końcu, przede mną został położony test. Jak zwykle podpisałam się, napisałam datę, klasę i inne pierdoły. Przeszłam do rozwiązywania zadań. ,,Wymień przynajmniej dwóch założycieli pracy organicznej.,, CO?! PRZECIEŻ MY OMAWIAMY DRUGĄ WOJNĘ ŚWIATOWĄ!!! Tylko spokojnie...to...to jakieś nieporozumienie. Mój oddech z kaźdą sekundą przyśpiesza. Okej...przejdźmy do drugiego zadania...,,Scharakteryzuj północ i południe Stanów Zjednoczonych w XIX w.,, NIE WIERZĘ! CO TO KURNA JEST?! To na pewno sprawa Justyny! Niech no ja ją dorwę...Ale najpierw muszę wyjaśnić ten psychiczny sprawdzian. Szybkim ruchem podnoszę lewą rękę do góry.

- Proszę Pani! Czy może Pani do mnie na chwilkę podejść? - drę się do kilka metrów siedzącej nauczycielki - Proszę to ważne!

Szkolna diablicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz