Rozdział 14

104 12 11
                                    

George postawił kamerę na piasku i nacisnął czerwony przycisk.
Harrison: Za trzy, dwa, jeden... Wchodzisz!
Ringo: Witajcie na kanale Ringo TV! Dzisiaj jestem, jak widzicie, w plenerze. Z tyłu możecie zobaczyć moich przyjaciół jak szukają swoich rzeczy w wodzie. Niedawno co wypadliśmy z samolotu. Dajcie łapeczkę w góre dla Jaggera, który ma guza na czole od upadku! Ale wracając... W dzisiejszym odcinku będziemy próbować czegoś pysznego!
Ringo sięgnął do plecaka Prince'a i wyciągnął paczkę Doritos.
Ringo: Doritos naczo, prydiparados!
Harrison: Ringo, ja nie chce ci psuć marzeń, ale ten film nie ma sensu...
Ringo: Harriś, nie moja wina, że ty nie jesteś ogarnięty w świecie szoł biznesu.
Tymczasem Roger Taylor wkurwiony już do reszty zaczął lać Briana suszarką.
Roger: AAAAA GDZIE MOJA HISZPANIA TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE!!!!!!!
Brian: AAAA ROGER PRZESTAAAŃ T^T
Roger: WSZYSTKO PRZEZ TE TWOJE OSRANE PLANETY I UKŁADY PIERDOLE TO WSZYSTKO DO JASNEJ GRZYBNI!!!!!!!!
Barbie chciała rzucić suszarką w Briana, ale ten się pochylił i dziadostwo trafiło w Michaela, który upadł na piasek.
Michael: Aaaał!!!
Prince słysząc to od razu wybiegł z wody rzucając walizką (którą trzymał) w Lennona, a ten zrzygał się po tym na Barretta.
Prince: NSNXNXNXDNJSNSN
Michael: A-ał...
Prince: DAWAĆ MI APTECZKE DO JASNEGO WARHOLA!!!!
Brian: Jest w walizce u Mercurego.
Prince pobiegł do wody i zaczął szukać spleśniałej walizki z krowami. Rzucił ją na piasek i otworzył, a z niej wydobył się smród jak z Marszowa.
Prince: Ogórki w słoju... Grzyby w słoju...
Księciuniu wyciągał każdą rzecz w poszukiwaniach apteczki.
Prince: Skarpety w słoju... Włosy w słoju... Ucho w słoj- CZYJE TO UCHO?!!! DOBRA MAM!!!
Wyjął apteczke i ją otworzył.
Prince: ... Co to jest
Mercury: Lizawka solna dla krów.
Prince: GDZIE SĄ RZECZY DO UZDROWIENIA MOJEGO MICHAELA?!!!
Mercury: No bo mi się nie zmieściło, a ja chciałem do Briana, a Brian nie.
Prince: NJSNDDJDNDNDJ LEKARZA LEKARZA LEKARZA!!!!!!!!!
Księciuniu zaczął podchodzić do przypadkowych ludzi i krzyczeć do nich: ,,LEKARZA LEKARZA!!!!"
Michael leżał na piachu nie wiedząc co się dzieje.
Roger spojrzał na Briana.
Barbie: ... WSZYSTKO KURWA TWOJA WINA!!!!! *bicie Briana spinkami do włosów*
Po godzinie nasza ekipa się ogarnęła, wzięli część rzeczy i poszli w kierunku ulicy. Od plaży, a ulicy dzieliły ich drzewa i krzaki.
Gilmour: I co my teraz zrobimy? Nie możemy tak po prostu podejść.
Jagger: Ja to załatwie.
Watters: Mick, nie.
Bowie: Mick tak.
Jagger zauważył przechodnia na ulicy i wyskoczył na niego zza krzaków.
Jagger: Privet!!!!! YA Mik!!!!!!!!
Mężczyzna uciekł, a Jagger zaczął tańczyć Rasputina.
Paul: Coś nie wyszło... Może tamta kobieta? Wygląda na normalną, pójde się jej zapytać.
Ale Jaggerzysko podeszło już do starszego mężczyzny. Miał na sobie niebieską bluzę, stare buty z dziurami i poplamione spodnie. Jego wzrok był bardzo niepokojący, ponieważ jedno oko patrzyło w lewo, drugie w prawo.
Mick: To jest pan Zygmunt.
Żul podszedł do Page'a, złapał go za ucho i powiedział cicho:
Zygmunt: Twoja ta sucha bułka co leży na ławce...?
Page: N-nie...?
Mick wskoczył na pana Zygmunta i zaczął śpiewać piosenkę z Alladyna.
Paul: Wie pan może gdzie my jesteśmy...?
Mężczyzna podszedł do ławki i zabrał z niej bułkę.
Paul: B-bo wie pan... My nie stąd, tylko na kilka dni tu jesteśmy...
Zygmunt zdjął Micka z siebie i odciął nożyczkami kilka jego włosów.
Paul: Mieliśmy taki... Wypadek mały...
Zygmunt: W Polsce.
Deacon: Co?
Zygmunt: W Polsce jesteście. A teraz przepraszam, rury czekają.
Po czym mężczyzna wczołgał się w krzaki.
Wszyscy wpadli w panikę. Bowie zaczął wołać jakąś gwiazdę z niebios, Mercury zaczął dyskutować ze swoim wąsem, George Michael wraz z Mickiem w samej bieliźnie tańczyli seksi taniec przy drodze, a reszta się ze sobą kłóciła.
Tymczasem dało się słyszeć głośny warkot silnika Fiata 125p.

Nasza kochana patologia musiała znaleźć sobie jakieś menelisko do spania. Nie wiadomo kiedy kolejny paniczyk uraczy ich swoją obecnością. John Deacon odpalił mapy google w telefonie i wszyscy po tym zaczęli za nim iść. Roger ciągnął Briana, z kolei ten ciągnął za sobą Jaggera, a tamten ciągnął za sobą Georgea Michaela. W sumie to jedni nawzajem się ciągnęli, drudzy co chwile zaczepiali ludzi, a inni dyskutowali. Page podszedł na przód do Deacona.
Page: Masz już jakieś miejsce?
Deaky: Jeszcze nie... Ale wiesz, trzeba być dobrej myśli na to, że coś się znajdzie.
John uśmiechnął się do Jimmy'ego, a ten zrobił to samo. Nagle do przodu wpierdolił się Hendrix.
Hendrix: Ten twój samograj źle nas prowadzi. Ja znam cudowne miejsce!!!
Page: Jełopie, ty tu wcześniej nawet nie byłeś!!!!
Deaconek: Jimmy, spokojnie... Too... O jakim miejscu mówisz, Jimi?
Hendrix: Gorące źródła.
Page: Co kurwa?
Hendrix: Gorące źródła.
Johny: Na googlu nic o tym nie piszą...
Hendrix: BO TE TWOJE SAMOGRAJE I INNE HAŁAŚLIWE PUDŁA TO NIC NIE POTRAFIĄ!!!! NIC!!!!
Pejdżysko: BO ŻEŚ SOBIE TE KURWA GORĄCE ŹRÓDŁA Z DUPY BARRETA WYTRZASNĄŁ!!!!
Deaky: Chłopaki spokojnie.
Hendrix wziął telefon Johna i wypierdolił go na ulicę, po czym rozjechało go auto.
Hedrixsisko: TE TWOJE SAMOGRAJE TO JA NIE WIEM!!!!! MASZ TU MAPĘ ŁADNIE WSZYSTKO NARYSOWANE I CZEGO TY JESZCZE CHCESZ?!!! JA W DŻUNGLI AMAZOŃSKIEJ Z KULFONEM ŻEŚMY SIEDZIELI DZIEŃ I NOC!!!! A JAK KRETA MAŁPA ZJADŁA, TO ŻEM MAPY UŻYŁ STARY SPRYCIARZ I Z KULFONEM TAK ZAPIERNICZALIM , ŻE TRZĘSIENIE ZIEMI BYŁO!!!!!!

Naćpane Lata 80sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz