Rozdział 15

84 12 5
                                    

Roger Taylor obudził się w czystym i zadbanym pokoju. Na regałach leżały książki, obok okna stało biurko, a na nim postawiona mała roślinka. Drzwi na balkon ukazywały widok ogrodu z fontanną i drzewami wiśni. Cały pokój był miły i przytulny, a na ścianie wisiał plakat Queen. Roger podszedł do drzwi, zamknął oczy i powoli zaczął pociągać za klamkę.
Roger: Ok Roger... Nie ważne jakie menelisko zaraz zobaczysz, postaraj się zachować spokój.
Taylor otworzył oczy. Stał na piętrze, a przed sobą widział schody na dół. Na podłodze leżał czerwony dywan. Było pełno drzwi, a na każdych napisane imię.

Ktuś: Wstałeś już?
Roger odwrócił się. Za nim stał Prince w stroju Pana Kleksa.
Roger: Prince? Ty dalej w tym stroju łazisz?
Prince: Jaki Prince?! Ja jestem PAN PRINCE, a to jest moja akademia!!
Roger: To jest... To samo menelisko co wtedy...?
Pan Prince: Nie rozumiem ciebie mój drogi... Może mój przyjaciel ci pomoże.
Princzyk pstryknął, a na to z sufitu spadł Hendrix w stroju doktora Faciliera.
Roger: Dobra, co to jest za przedstawienie?
Pan Prince: Zabierz go do pokoju...
Hendrix wziął Rogera za rękę i zaprowadził pod drzwi z napisem ,,Jimi Hendrix''
Roger: Oh, idziemy do ciebie?
Drzwi się otworzyły. W pokoju było ciemno. Na środku stał stół nakryty białym obrusem. Wszędzie były jakieś kolorowe lampki, a na ścianach powieszone maski jakichś stworów z innego wymiaru.
Hendrix posadził Rogera na krześle przy stole.
Rog: Dobra, nie wiem co tu się dzieje, ale mo-
Hendrix: NIE ZADZIERAJ ZE MNĄ LEPIEJ NIE!! Uszanować magię... Radzę wam...
Roger: Jakim kurwa ,,wam''?
Na to z szafy wypadł związany Brian, a z radia włączyła się muzyka, do której Jimi właśnie śpiewał.
Roger: No super...
Hendrix: To jest inny świat... Nieznaaanyyyyyy... Przyjaciół tam ja w zaświatach mam.
Po tym Hendrix zaczął śpiewać całą piosenkę.
Roger: NO KURWA NO NIE!!!
Barbie wstała i wyszła z pokoju Hendrixa, ale ten w ostatniej chwili ją wciągnął.
Hendrix: Podpiszesz zaraz papierek...
Barbie: NIC NIE BĘDĘ PODPISYWAŁ!!! CO TY ROBISZ Z BRIANEM?!!!
Hendrix: On już papierek podpisał...
Barbie: Oooo nie.
Hendrix zaczął odprawiać dziwne czary na Brianie.
Brian: Roger... Roger pomóż mi...
Taylor wziął Briana i spierdolił razem z nim do pokoju.

Po południu nasza kochana patologia siedziała w salonie na dole. Wszyscy prowadzili konwersację, było miło i spokojnie, kiedy to nagle usłyszeli krzyki ludzi i walenie pięściami w drzwi.
Paul: Co się dzieje? Kto się dobija do drzwi?
Pan Prince: Nie wiem. Boję się zajrzeć.
Ringo: To pewnie Krzyżacy!!!
Brian: Nonsens...
Richards: Ja wam mówię, to są Krzyżacy.
Pan Prince podszedł do drzwi, a uderzanie nie nastąpiło.
Princzyk: BOJE SIĘ!!
Deaky: Zajrzyj przez dziurkę od klucza.
Princzyk: Mercury zalepił ją gównem!!
Bowie: WSZYSCY UMRZEMY!!!
Dobijanie było tak głośne, że muzyczne menelisko było prawie pewne, że drzwi tego nie wytrzymają.
Roger: JAK MAMY UCIEC?!!!
Princzyk: PRZEZ BASEN!!!!
Brian: A co z drzwiami?!
Roger: NIE WIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEM!!!!!!!!!!!!!!!

Pan Prince poprowadził ekipę do drzwi jednak nie dało sie ich otworzyć.
Roger: I CO TERAAAZ?!!
George Michael: BIERZCIE LENNONA!!!!
Roger, George i Gilmour wzięli Lennona i zaczęli nim wyważać drzwi z zawiasów. Trochę to potrwało, ale w końcu im się udało. Lennon się poślizgnął i wpadł do basenu, ale...
Pan Prince: DLACZEGO W BASENIE JEST BAWOŁ I TYLE GÓWNA?!!!!!
Mercury: Bo w pokoju miejsca już nie było, a tutaj masz ino panie takie pastwisko irorero!!
Pan Prince: Wyciągaj tego bawoła!!! Mam pomysł...
Ekipsko polazło spowrotem przed drzwi, do których cały czas dobijali się nieznajomi goście.
Pan Prince: Kiedy powiem trzy, otworzycie drzwi, Mercury spuści ze smyczy bawoła, a ten poleci na tych gości i ich przegoni. Gotowi?! Raz, dwa, trzy!!!
Wszyscy pociągnęli za drzwi, a Mercury spuścił bawoła, który zanim zaczął biec w stronę tajemniczych gości, spadł na niego Ozzy'iego Osborune'a, który na jego grzbiecie pojechał gonić tych tajemniczych ludzi.

Muzyczna patologia obudziła się w starej zgniłej szopie. Niczego nie pamiętali.
Harrison: Co się tu dzieje...? ZARAZ... LUDZIE DZISIAJ 8 GRUDNIA!!!!
Paul: Niemożliwe! Jakim cudem?!
Hendrix: Zaczarowałem was.
Page: Super.
Bingo Ringo: Ale wiecie co? MAMY ŚNIEG!!!
Wszyscy natychmiast wybiegli na dwór oczekując śniegu, ale...
Page: No i gówno, nie ma.
Michael: Nie ma śniegu...? Jak to możliwe...?
Paul: Oh Michael...
McCartney chciał go pocieszyć, ale zaprzestał w chwili, gdy zobaczył jak Prince grozi mu starym garnkiem.

Nagle dało się słychać niski, spokojny śpiew.
???: ....'cause i can't help, falling in love with you...
jagger: o MIKOŁAJ!!!!
Mick zaczął wskazywać starym, czarnym, brudnym paluchem na dach budynku. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i ujrzeli.... Elvisa Presleya. Jednak coś było z nim nie tak - miał białe włosy, brodę do ziemi i warhola pod dupskiem.
Michael: E-elvis? C-co tu robisz...?
Presley zaprzestał śpiewania i spojrzał na tłum na dole. Klasnął w dłonie, a obok niego pojawił się Jim Morrison, który sypał białe chrupki na jego morde.
Elvis: Hoo, hoo, hoo!!! Szukam grzecznych dzieci!!! Gwiazdka to w końcu czas radości!
Paul: hehe, nie chcę cię rozczarować, ale dzisiaj jest 8 grudnia, gwiazdka dopiero za-
Lennon: tAaaTaaaaa!!!
John skoczył na głowę Brian'a, po czym odbił się od niej i trafił na dach. Podbiegł na swoich czterech kończynach do Elvis'a i zaczął go lizać.
Lennon: tAaaTaAtTattTatTatTatTatTatAaAAaA
paul: co
george h: co
prince: co
michael: co
page: co
hendrix: co
george m: co
jagger: co
bowie: co
pink floydzi: co
deacon: co prosze?
may: moj leb?
roger: aha?
mercury: kruk...?
yoko:............ AUCZŁANGCZŁANGHAJRATANGSYMINAMESEPOREEETERERL??!1?1!1?1?1!

Zaraz co... To jednak się nie opublikowało 8 grudnia....? Um... Hee hee...
Wesołych świąt ;_;

Naćpane Lata 80sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz