Otworzyłam drzwi do mieszkania. Na pierwszy rzut oka nie było tak źle. Weszłam głębiej w korytarz i tu już coś mnie zaskoczyło. Na ziemi leżało pełno butów, do tego wszystkie były męskie. Zaraz za tym weszłam do kuchni, gdzie znalazłam tylko i wyłącznie ogromny chlew. Zlew był zawalony naczyniami, na stole leżało pełno okruszków i porozsypywane płatki. Kolejnym miejscem była łazienka, tutaj porozwalane były tylko kosmetyki, których była niewyobrażalna ilość. W salonie było trochę lepiej w porównaniu do innych pomieszczeń. Tutaj porozwalane były tylko puste butelki po napojach gazowanych i gdzie, nie gdzie walały się puste paczki po chipsach i innych słodkościach. W pralni była kolejna kupa ubrań. Mieszkanie wyglądało jak po ogromnej imprezie rodem z projektu X.
Weszłam na górę, na której były same sypialnie. W nich nie wyglądało tak źle. Dwa pomieszczenia były dość czyste, tylko jeden z pokoi przyprawił mnie o zawroty głowy. Pościele były porozwalane, wszędzie walały się ubrania i czapki. Wyglądało na to, że w tym mieszkaniu egzystuje koło siedmiu osób. Trochę sporo...
Wyjęłam kartkę, którą w ostatniej chwili dała mi pani Lee. Był na niej wypisy mniej więcej grafik osób wchodzących i wracających do domu. Dziś mają wrócić o 22, więc mam osiem godzin.
Złapałam się za głowę i westchnęłam głośno. Tutaj wygląda jak po przejściu tornada, w dodatku po stuletniej wojnie.
Zaczęłam od sprzątania tego zasyfionego pokoju na górze. Widać, że mieszka tu dwóch chłopaków. To była istna masakra. Po godzinie walczenia z bałaganem wyszłam z pokoju i mogłam odetchnąć z ulgą. Wygrałam.
Z resztą nie poszło tak źle. Koło osiemnastej dostałam wiadomość od pani Lee, że niestety nie może przyjść, ale spotkamy się kiedy indziej. Przed dwudziestą pierwszą wzięłam się za łazienkę. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Przyszli wcześniej?
To musi być ta rodzina... Już miałam zamiar iść zapoznać się z rodziną, gdy nagle poślizgnęłam się na czymś. Tym czymś okazała się szmatka, którą prędzej czyściłam lustro.
- O ja cię! Ale porządek! - usłyszałam czyjś głos.
- Chyba menedżerowi udało się znaleźć odpowiednią osobę - odezwał się ktoś inny.
- Ciekawe czy jeszcze jest... HALO?! - zawołał jeszcze kto inny.
- Jestem tutaj! - zawołałam, ale mój głos był bardzo daleki od donośnego. Zaczęłam zbierać się z podłogi.
- Chyba nikogo tu nie ma - usłyszałam i w tym momencie do łazienki ktoś wszedł. Od razu usłyszałam krzyk. Automatycznie też pisnęłam.
- Jezu! Ale się wystraszyłem - westchnął chłopak łapiąc się za serce.
- Przepraszam... Ja jestem... O pracę... Dziś miałam zacząć - bełkotałam pod nosem starając się wygramolić z tej niezręcznej sytuacji.
- Ah... Strasznie cicha jesteś - powiedział chłopak, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
Ah! Dlaczego muszę się zachowywać jak idiotka przy każdym przystojniejszym chłopaku. Dlaczego nie potrafię rozmawiać z ludźmi normalnie tylko zawsze albo bełkotam albo zacinam co chwile. A najgorzej jest, jak obie te rzeczy połączą się. Wtedy wychodzi coś, czego nie da się zrozumieć.
- Ymm... Ja... - zaczęłam z zamiarem przedstawienia się, ale chłopak tylko się zaśmiał.
- Ale masz różowe policzki - powiedział, a ja zorientowałam się, że jestem całkowicie czerwona. Nie miałam zarumienionych policzków, byłam cała czerwona! Od razu zakryłam twarz rękoma co wywołało jeszcze większy śmiech bruneta.
- To... Nie jest śmieszne - wyszeptałam, ale on chyba tego nie usłyszał.
- Chodź! - powiedział chłopak i złapał mnie za rękę. Po chwili staliśmy w salonie. - Ej! Chłopaki! - zawołał i posadził mnie na sofie.
- Czego J-Hope?! - usłyszałam pierwszy z głosów, po chwili w salonie pojawił się drugi, nieco niższy chłopak o blond włosach.
- To jest istotka, której udało się wysprzątać ten chlew! - powiedział niejaki J-Hope wskazując na mnie.
Po chwili oczy drugiego chłopaka utkwiły we mnie. Wnikliwie przyglądał się mojej twarzy, a po chwili podszedł do sofy i zajął miejsce obok mnie. Cała się spięłam, czując jego przeszywający wzrok. Był zdecydowanie za blisko!
- Ależ ty urocza! Jak porcelanowa laleczka! - zawołał ktoś inny, kto wpadł do pokoju i przytulił mnie, co wywołało na mojej twarzy duże zmieszanie połączone ze zdziwieniem.
- Dobra Kook! Zostaw ją, bo zrobisz jej krzywdę! - zawołał J-Hope i odciągnął chłopaka trochę dalej. Ja natomiast nadal siedziałam w jednym miejscu. - A gdzie reszta?
- Widocznie mają cię gdzieś! - powiedział blondyn i uśmiechał się lekko do mnie. Nieśmiało odwzajemniłam gest.
- Eh... Chłopaki! No chodźcie! Poznacie kogoś! - zawołał po chwili odwracając się w kierunku drzwi, ale ja miałam cichą nadzieje, że nikt go nie posłucha. Obecność tych trzech chłopaków była dla mnie wystarczająco kłopotliwa.
Niestety po chwili usłyszałam, jak ktoś schodzi po schodach. W pokoju pojawiło się kolejnych czterech członków 'rodziny'. Siedem par oczu wlepionych we mnie, a ja... A ja chciałam zapaść się pod ziemię.
- To jest... - zaczął J-Hope, ale po chwili spojrzał się na mnie ze zdziwieniem - w zasadzie to nie pozwoliłem ci się przedstawić.
- Jestem Jung RaeRim. Miło mi was poznać - powiedziałam, licząc, że do wszystkich dojdzie mój głos, a zaraz potem pozwolą mi pójść do domu.
- Witaj! - usłyszałam i odważyłam się podnieść wzrok na osobę, która mnie przywitała.
Wszyscy uprzejmie się uśmiechali. J-Hope mówił coś do nich, ale w tym chaosie mało co można było zrozumieć. Nagle mój wzrok zatrzymał się na jednym. Przyglądał mi się w skupieniu, jakby czegoś ode mnie chciał. Trochę mnie to zmartwiło.

CZYTASZ
Psychoza ☑
FanfictionGdy młoda RaeRim w końcu wychodzi ze szpitala psychiatrycznego, okazuje się, że wolałaby tam szybko wrócić. Codzienne życie, gdy musi ukrywać się przed okropnym ojcem okazuje się być ponad jej siły. Dziewczyna próbuje walczyć, licząc, że może coś wy...