Rozdział 6

2.3K 167 16
                                    

- To... co ja właściwie będę robił? - spytał Louis.

Razem z Harry'm byli właśnie w drodze do piekarni. Cieszył się, że będzie pracować ale był jeden problem. On jeszcze nigdy nie pracował.

- Dziś będziesz mnie głównie obserwował. - odpowiedział. - Nawet nie zauważysz kiedy się wszystkiego nauczysz.

Po chwili dojechali do celu. Louis'owi przypomniała się sytuacja z dnia poprzedniego. Harry otworzył drzwi prowadzące na zaplecze.

- Louis. Włącz proszę piekarnik.- powiedział spokojnie. - Przecież wiem, że to akurat potrafisz. - dopowiedział z uśmieszkiem.

Louis podszedł do maszyny i nacisnął kilka przycisków. Harry podszedł do niego i podał mu małą karteczke.

-Teraz idź do tych małych szafek i uszykuj na stole wszystkie rzeczy z listy.

Na kartce można było odczytać takie rzeczy jak mąka, woda, drożdże... czyli typowe składniki na ciasto.

- Już się robi Ha... znaczy Panie Styles.

W czasie, w którym chłopak wykonywał swoje zadanie, młodszy szukał fartuchów. Z szuflady wyciągnął jeden ze swoim imieniem i drugi z imieniem Rose. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Wiele wspomnień przemkneło w jego głowie na myśl o poprzednim właścicielu.

- Harry? - spytał Louis. Można było słyszeć w tonie jego głosu, że się martwi. - Wszystko wporządku?

Harry nie odpowiadał. W jego oczach zaczynały się zbierać łzy. Po tylu latach wciąż nie mógł pogodzić się z losem swoich bliskich.

Nagle poczuł, że czyjeś ręce oplatają jego ramiona w czułym uścisku. To był Louis. Brunet był zaskoczony jego ruchem ale poczuł się dzięki temu lepiej.

- Przepraszam - powiedział szatyn odsuwając się. - Poczułem, że potrzebujesz by ktoś cię przytulił.

- Nie masz za co przepraszać. Dzięki.

- Co się stało?

Harry zaczął myśleć czy powinnien powiedzieć starszemu o swojej przeszłości. -Wróćmy lepiej do pracy.

- Rozumiem. Jakbyś potrzebował pogadać to wiesz gdzie mnie szukać.

Brunet podał Louis'owi fartuch i pokazał głową, że ma go założyć.

Musiał przyznać, że szatyn w tym stroju wyglądał słodko. Szybko odrzucił te myśl. Mają przecież cały dzień roboty przed sobą. Chłopak związał swoje włosy w kucyku (Higiena pracy. Daaa) i podszedł do stołu.

- Louis. Teraz musisz skupić się na mnie.

Starszy oglądał jak młodszy wsypuje składniki do ogromnej miski i miesza wszystko własnymi rękoma. Swoje oczy skupił na mięśniach Harry'ego. Patrzył jak ten używał swej siły by złączyć wszystko w jednolitą masę. 

- Podejdź bliżej. - usłyszał nagle głos, który wyrwał go z transu. Wykonał szybko polecenie. Harry umieścił w jego dłoniach część ciasta i rozsypał mąkę po stole. - Teraz uformujemy bułki. Musisz wsadzić w to siłę ale musisz być też delikatny.

Harry szybkimi ruchami dłoni zrobił bułkę i położył ja na tacy.

- Teraz ty.

Louis starał się powtórzyć jego ruchy ale nie posiadał jeszcze wprawy. Nie wychodzilo mu to wogóle.

-Nie traktuj tego ciasta jak worek treningowy tylko jak... kobietę. Więcej wyczucia.

Druga próba też nie przynosiła oczekiwanych efektów. Poczuł jak ręce Harry'ego stykają się z jego.

-Pomogę ci.

Louis poczuł jak na jego policzkach pokazują się rumieńce. Ich dłonie zaczynały wykonywać zsynchronizowane ruchy. - Właśnie tak. Widzisz jak się szybko uczysz? - powiedział loczek z uśmiechem gdy się od niego odsuwał.

- Teraz musisz jeszcze zrobić takich 60 i wsadzić je do pieca.

-  A co niby ty będziesz robił?! - Spytał z wyrzutem starszy.

- Ja muszę zająć się wszystkimi pozostałymi wypiekami. Bułki to nie jedyną rzecz, którą się tu robi. - Louis poczuł się głupio, że o tym nie pomyślał.

- Bierz się do pracy.

- Oczywiście Panie Styles.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Powoli dochodziło wpół do szóstej. Czas otwarcia piekarni. Harry wystawiał wszystko na półki. Wszędzie pachniało świeżym pieczywem. Zabrakło tylko jednej rzeczy.

- Louis przynieś bułki!

- Już idę. - W tonie jego głosu  usłyszał niepewność. Czyżby chłopak spieprzył sprawę. Z nadmiaru wszystkiego nie mógł być cały czas pilnowany. Po chwili już wchodził na przód piekarni z ogromną tacą. Harry zauważył, że bułki mają jakiś nietypowy kształt...

- Louis. Kiedy mówiłem ci, żebyś traktował ciasto jak kobietę nie miałem na myśli żebyś ukształtował z niego kobiece cześci ciała!

Bułki swoim kształtem przypominały bowiem... to miejsce,  w którym plecy tracą swą szlachetną nazwę. Szatyn zaczerwienił się znowu a Brunet wybuchnął śmiechem. Chwycił jeden z niezbyt udanych wypieków.

- No muszę przyznać, że takiego tyłeczka to ja jeszcze nie widziałem hahahaha...

- E tam. Ja mam lepszy. -stwierdził z uśmiechem Louis.

- W to nie wątpię ale może jutro postaraj się zrobić coś lepszego. Teraz możemy się tylko modlić, że klienci się nie połapią.

Louis przytaknął. Dopiero teraz doszły do niego słowa młodszego. Zgodził się z nim?!

----------------------------------------------------------

Okej, wiem. Nudy.

Dopiero fabuła zacznie się rozkręcać.

W zeszłym tygodniu znowu byłam w miejscu, mojej głównej inspiracji.

Oprócz tego chciałabym rozpocząć jeszcze jedno ff. Co o tym sądzicie?

No tak. Zapomniałam, że tak naprawdę nikt tego nie czyta bo to totalna beznadzieja.

Zdjęcie, ktore dodalam było inspiracją do tego rozdziału.

Jeśli to czytacie. Kocham was :3

Inne oblicze bagietki (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz