Rozdział 13

1.6K 160 8
                                    

Harry P.O.V.

Nie wiem ile tak stałem pośrodku mojego salonu, ale miałem wrażenie, że to była wieczność. Nie wiem nawet co czuję. Osoba, którą obdarzyłem zaufaniem, dałem pracę i dom, której postanowiłem oddać moje serce... Louis, był tym, który zabrał mi rodzinę. Czy on wiedział to od początku? Jak długo mnie oszukiwał?

Boże, jestem taki naiwny. Jak mogłem sądzić, że w końcu znalazłem szczęście? Ono nie jest dla mnie stworzone. Powinienem umrzeć bez miłości, taki los.

Louis odszedł a oprócz niego nic mnie tu nie trzyma. Najwyższa pora odejść.

- Miau.

No tak. Lulu. Oddam go Ashley. Ona bardziej zasługuje na szczęśliwe życie. Moje i tak się niedługo skończy.

Wziąłem kluczyki od auta i postanowiłem, że pojadę do miejsca gdzie się to zaczęło. Do piekarni.

~~~~~~~~~~~~~~

Na miejscu poszukałem alkoholu. Dodaje się go do niektórych wypieków więc mam duży zapas. Otworzyłem wszystkie butelki połowę ich zawartości albo wypijałem, albo rozlewałem po wszystkich pomieszczeniach.

Włączyłem piec i otworzyłem na ościerz jego drzwiczki. Zawsze mi powtarzano by tego nie robić, w przeciwnym razie mogę wzniecić pożar. Dzisiaj właśnie o to chodziło.

Położyłem się na ziemi i czekałem na swój koniec.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Louis P.O.V.

Siedziałem w areszcie i jedyne o czym mogłem myśleć to Harry. Mam tylko nadzieję, że nie cierpi.

- Ty. Tomlinson. - odezwał się policjant i zaczął otwierać moją cele - Zbieraj się. Musimy cię przenieść na inny komisariat.

Przytaknąłem i wstałem ze swojego miejsca. Nie opierałem się przy zakładaniu kajdanek. Policjant zabrał mnie do samochodu policyjnego i posadził na tylnym siedzeniu.

- Wybacz, że tak wyglądają twoje święta młody, szczerze to najchętniej bym cię wypuścił. - powiedział smutnym tonem gdy usiadł za kółkiem auta.

- Nie przepraszaj. Sam tego chciałem.

Po ruszeniu z miejsca, mężczyzna spojrzał w lusterko i spytał.

- Dlaczego się przyznałeś? Gdybyś się nie przyznał to byśmy cię pewnie nie znaleźli. Pamiętam tą sprawę i wiem, że z gliszczy nie można było nic znaleźć.

- Nie można ciągle uciekać.

Nagle odezwało się radio policyjne.

- Wszystkie jednostki niech natychmiast zaprzestają swoich działań i wybiorą się do piekarni. Wybuchł pożar.

- W27 zgłaszam się i jadę na miejsce.

O mój Boże. Tylko nie to.

- Jedź szybciej!

Krzyknąłem na policjanta. Musiałem wiedzieć, że mu nic nie jest. On powinien być w domua nie w piekarni ale wciąż się martwiłem.

Po krótkiej chwili już byliśmy na miejscu. Już prawie cały budynek był pochłonięty przez ogień.

Policjant wyszedł z auta i "przypadkiem" otworzył moje drzwi.

- Czemu nie ma jeszcze straży pożarnej!? - powiedziałem a głos.

- Hej. Nie zbliżaj się tam. My tu nic nie poradzimy.

Poczułem się źle z tym, że musiałem patrzeć jak lata pracy loczka idą z dymem. Usłyszałem kaszel dochodzący z budynku.

- Harry!!!

- Co?

Z moich oczu leciały łzy.

- W środku budynku ktoś jest. Trzeba mu pomóc.

- Chciałbym ale nie mamy sprzętu i

Nie słuchałem dłużej już jego tłumaczeń. W moich żyłach zaczęła krążyć adrenalina, przez którą nie bałem się ognia. Wskoczyłem do budynku przez okno, nie obchodził mnie fakt, że w moje ciało wbiło się szkło. Przez adrenaline zapomniałem, że wciąż mam na sobie kajdanki. Wykręciłem sobie nadgarstek i uwolniłem dłoń.

Płomienie były wszędzie. Cudem udało mi się ujrzeć leżącą sylwetkę. Ogień nie zdążył jeszcze owładnąć jego pięknego ciała. Wziąłem go na ręce i zacząłem szukać drogi ucieczki.

- Lou-louis? - jego głos był słaby. Co chwilę kaszlał od zgromadzonego wokół dymu.

- Jestem tu. Przepraszam, za wszystko Harry.

- To już nie waże. Nie obchodzi mnie już co zrobiłeś.

- Wyciągnę nas z tąd. - powiedziałem i ruszyłem w kierunku tylnych drzwi.

Poczułem jednak jak ogromny ciężar spada na moje nogi. Upadłem na podłogę razem z Harry'm. Moje ciało przygniotła szafa. On jednak miał jeszcze szansę.

- Harry ratuj się.

- Nie zostawię cię tutaj!

Brunet przyczołgał się do mnie i złapał moją dłoń. Obydwoje czuliśmy zbliżający się koniec.

- Kocham cię Harry.

- Ja ciebie też. - wyszeptał i złożył na moich ustach ostatni pocałunek...

Inne oblicze bagietki (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz