Z początku Louis był cały czas zmęczony. Po miesiącu jednak przywykł do nowego trybu życia. Harry dawał mu coraz więcej obowiązków, gdyż wiedział, że szatyn jest w stanie sobie z nimi poradzić. Każdego dnia rosła przyjaźń pomiędzy dwoma mężczyznami. Jednak było coś co sprawiało, że ich relacje nie były do końca "sprawne". Obydwoje mieli swoje tajemnicę, których nie wyjawiali z obawy iż druga osoba się od nich obróci. Historię Harry'ego znali już wszyscy ludzie w mieście z wyjątkiem Louisa.
Było niedzielne po południe. Chłopcy spędzali czas wolny od pracy w domu. Chcieli się odrobinę rozluźnić, a jako że w mieście nie było żadnych rozrywek, postanowili otworzyć butelkę czerwonego wina i pogadać przy kominku.
- Louis opowiedz mi proszę o sobie. - powiedział brunet nalewając po raz kolejny po lampce wina. - Niby się tyle znamy a się nie znamy.
Louis napił się trochę trunku i niepewnym głosem rozpoczął swą wypowiedź.
- Hmm. Pochodzę z Doncaster, mam bardzo liczną rodzinę, urodziłem się w wigilię Bożego Narodzenia i od czterech lat jestem, to znaczy byłem bezdomny. Nic ciekawego. A ty?
- Ja... - Harry nie lubił opowiadać o rodzinie. To sprawiało mu ogromny ból emocjonalny, którego cholernie trudno jest mu się go potem pozbyć. - ja nie mam rodziny. Straciłem ich...
W oczach bruneta pojawiły się łzy. Czuł jak rany na sercu znowu się otwierają.
- Przepraszam. Niepowinienem był pytać.
- Nie. Muszę to z siebie zrzucić. - Louis usiadł bliżej chłopaka. Czuł co za chwilę się stanie. - Kiedyś miałem rodziców i starszą siostrę. Pewnego dnia pokłóciłem się z ojcem. Krzyczeliśmy na siebie przez dobrą godzinę, po czym nie wytrzymałem i wyszedłem trzaskając drzwiami. W gniewie rzuciłem jeszcze w jego stronę słowa, których teraz tak bardzo żałuję... - Kolejne łzy zleciały po jego policzku. W odruchu Louis otoczył go swym ramieniem, by pokazać, że go wspiera.-
- A żebyś spłonął w piekle!
Nie zdawałem sobie sprawy z tego co mówiłem. Uciekłem do piekarni. Nie miałem przyjaciół, zawsze gdy miałem problem przychodziłem tam i rozmawiałem z właścicielkami, Rose i Barbarą.
- Hazzuś skarbie, proszę cię. Wracają do nich i przeroś. - powiedziała Rose gdy głaskała mnie po policzku.
- On mnie nienawidzi.
- On cię kocha. Po prostu się zdenerwował. - pocieszała mnie Barbara.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze...
Uwierzyłem im.
Louis poraz pierwszy widział młodego chłopaka w takim stanie. Gdzie się podział ten uśmiechnięty piekarz? Dlaczego wcześniej mu o tym nie powiedział.
- Na pewno chcesz mówić dalej? Możemy przerwać.
- Dam radę Lou. - chłopak nie był do tego przekonany ale pozwolił przyjacielowi dokończyć historię swojego życia. - Chciałem wszystko naprawić. Nie spodziewałem się jednak, że Bóg postanowi spełnić moje "życzenie". - przez chwilę trwali w całkowitej ciszy. Harry patrzył na obojętnym wzrokiem w ogień w kominku. Płomienie odbijały się w jego oczach. Zupełnie jak wtedy. - Gdy wróciłem nie zastałem już rodzinnego domu, tylko ogień. Pobiegłem i miałem nadzieję, że uda mi się kogoś uratować. Ta nadzieja spłonęła jednak razem z nimi. Strażacy powiedzieli, że prawdopodobnie ktoś podłożył ogień. Ja jednak wiem, że to wszystko moja wina. Gdyby nie ja teraz może by żyli...
Louis przyciągnął chłopaka do swojej klatki piersiowej. Delikatne głaskał loki bruneta by go uspokoić. Szeptał mu miłe słowa by go wesprzeć. Złożył drobny pocałunek na jego czole.
- To nie jest twoja wina Hazz i nawet tak nie myśl. To szczęście, że ty żyjesz.
- Mogłem umrzeć z nimi...
- Błagam cię nie mów tak nawet. To co się stało, to się już nie odstanie. Rozumiem, że chciałbyś żeby było inaczej ale taki jest już ten świat. Często nam coś zabiera i dopiero po długim czasie daje nam coś w zamian.
- Dlaczego mi to mówisz? - Harry podniósł głowę i spojrzał na Louisa. Jego piękne zielone oczy są teraz czerwone i spuchnięte.
- Bo jesteś za dobry, żeby się obwiniać o całe zło tego świata.
- Dziękuję ci Lou.
Harry schował głowę w zgięciu szyji starszego. Gdy całkowicie się uspokoił, zasnął w objęciach starszego. Louis wsłuchiwał się w jego wolny oddech. Harry był dla niego aniołem, któremu ktoś wyrywał pióra że skrzydeł. I czuł, że to właśnie on sam był tą osobą.
-----------------------------------------------
Witam po długiej przerwie. Przepraszam ale mam dużo rzeczy do poprawienia w szkole i zawsze się tyle tego nazbiera, że nie mam siły na pisanie.
Trochę smutny ten rozdział, no ale takie właśnie jest życie. Nie wiem ile pojawi się rozdziałów, bo fabuła tworzy się właściwie sama. Mam już pomysł na zakończenie ale byście go nie chcieli. Wszystko zależy od mojego humoru i jaką będę mieć wene.
Reklama:
Będę tutaj dawać ciekawe ff, ktore są na wattpadzie
Worst day of my life (Ziall)Jest to raczej one-shot ale za to bardzo dobry. Daje trochę do myślenia. Luknijcie w wolnym czasie.
Utopia (Larry)Ta sama autorka co powyższej pracy. Trochę zboczone ale mi się podoba.
Touch (Larry)To jest pisane w formie dziennika. Wzruszające.
Ps JEST JUŻ PRAWIE 1000 WYŚWIETLEŃ I PONAD 100 GWIAZDEK :D
Jeśli macie pomysł na coś specjalnego z tej okazji to piszcie w komentarzach.
Kocham was :3
CZYTASZ
Inne oblicze bagietki (Larry)
FanficUczucie samotności może dobić i doprowadzić do szaleństwa każdego. Czy odrobina magii miłości i talent piekarski Harry'ego może coś zmienić? Przekonacie się niedługo w moim najnowszym i chyba jedynym pomyśle na ff. Życzę powodzenia w czytaniu.