trzydzieści jeden

1.3K 50 26
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


gilbert

                 następnego dnia panna conners pomogła mi przygotować śniadanie dla rosy. chciałem zaskoczyć ją śniadaniem do łóżka. w końcu ostatnio wydawała się zmęczona. zazwyczaj spędzała czas na leżeniu na kanapie lub siedzeniu na łóżku. narzekała na bóle głowy i zawroty, a ja nie wiedziałem, co robić. mogłem zrobić przynajmniej tyle.

usłyszałem pukanie do drzwi i panna conners już chciała wstać, ale postanowiłem podbiec do drzwi z kubkiem kawy w dłoni.

otworzyłem drzwi, by zobaczyć listonosza, który odwiedzał nas każdego tygodnia. dzisiaj przyniósł jakieś leki.

— um, proszę mi wybaczyć, ale dla kogo są? — zapytałem, spoglądając na buteleczki. czy rosa naprawdę była chora?

— synu, potrafisz czytać. hm, zobaczmy... dla rosy lynn.

jeszcze raz przeczytałem nazwisko, by upewnić się, że na pewno dobrze usłyszałem. następnie podziękowałem mężczyźnie i zamknąłem drzwi. nie odrywałem wzroku od tabelki i próbowałem przeczytać małe literki pod nazwiskiem.

— gilbert? kto to...? — zaczęła panna conners, ale zatrzymała się i upuściła kubek, który roztrzaskał się po drewnianej podłodze.

ale wtedy to we mnie uderzyło.

rosa lynn... rak płuc... leki... bóle głowy i zawroty...

— gilbert. — kobieta zauważyła moją twarz pozbawioną emocji, kiedy powoli odłożyłem leki na stole i ruszyłem na górę. szedłem do sypialni rosy. — gilbert! zwolnij!

otworzyłem drzwi, a rosa zaczynała się budzić. przetarła oczy i na mnie popatrzyła.

— co?

— rak płuc. jesteś chora. umierasz... i nawet nie raczyłaś mi powiedzieć.

panna conners dołączyła do nas w pokoju.

— gilbert, nic mi nie jest, widzisz? dlaczego nagle miałabym mieć raka płuc?

— nie... przestań kłamać mi prosto w twarz. wiesz, dlaczego zachorowałaś. pożar — zasugerowałem, jakby nie była tego świadoma. niepokojąca cisza zapanowała w pokoju.

— gilbercie, chciałam ci powiedzieć... — zaczęła, chowając twarz w dłoniach.

— tak, chciałaś mi powiedzieć, kiedy będę siedział obok twojego łoża śmierci i modlił się, by nic ci nie było i przeklinał siebie, że byłem taki ślepy?! — krzyknąłem, zaczynając chodzić po pokoju. — z każdym kolejnym oddechem umierasz... ale dla mnie już jesteś martwa.

rosa milczała.

panna conners wyszła z pomieszczenia.

— ale nadal cię kocham. i nie mogę wyobrazić sobie życia bez ciebie. — pozwoliłem łzie spłynąć po policzku, a rosa tylko przez sekundę się uśmiechnęła. — rosa, popatrz na mnie.

— nie zasługuję na twoją miłość — wyszeptała.

— właśnie, że tak, roso lynn. — podniosła wzrok i zobaczyła moje zranienie, ale wiedziałem, że zobaczyła również moją miłość do niej, bo się uśmiechnęła. — nie chcę, żeby ten uśmiech kiedykolwiek zniknął... aż do twojej ostatniej sekundy.

mój głos załamał się na samą myśl o tej chwili.

— ale cię zranię... — jej uśmiech zniknął i zastąpiły go łzy.

— rosa... nic, co robisz... — zamilkłem, przysuwając się bliżej. — nie może mnie zranić.

uklęknąłem obok łóżka, na którym siedziała. otarłem jej łzy, a następnie złapałem ją za rękę i uniosłem podbródek, by mogła jeszcze raz popatrzeć mi w oczy.

— kocham cię, roso.



koniec.

BRUISED HEARTS ━ GILBERT BLYTHEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz