dzisiaj był dość rzadko spotykany dzień. czułam się zdrowa. postanowiłam, że pierwszego dnia, kiedy nie będę czuła się aż taka zdezorientowana, zacznę żyć normalnie. powoli usiadłam i delikatnie dotknęłam podłogi stopami. nie chodziłam od jakichś dwóch dni. byłam na to zbyt wykończona. ale dzisiaj mój umysł był oczyszczony i zdeterminowany, by żyć normalnie. powoli przeszłam przez pokój do szafki. pierwsze zadanie: kościół.
wyjęłam jasnożółtą sukienkę i dopasowaną wstążkę do włosów, którą zawiązałam pojedynczego warkocza.
następnie ostrożnie ruszyłam w kierunku drzwi i je otworzyłam, natychmiast będąc powitana przez słodki zapach śniadania i ciepły dźwięk znajomego głosu. drugie zadanie: gilbert.
zeszłam po schodach, by zobaczyć gilberta wyszykowanego do kościoła. na jego widok moje policzki się zaróżowiły. chłopak spojrzał na bok i zaczął patrzeć na mnie z oczarowaniem. zupełnie jak podczas naszego pierwszego spotkania w lesie. jego oczy nadal błyszczały w ten sam sposób, choć minęło kilka lat. kącik jego ust się uniósł, kiedy mnie zobaczył.
— czy czuję śniadanie, panno conners? — wymamrotałam i ruszyłam do kuchni. szybko ucałowałam policzek gilberta, a potem posłałam kobiecie lekki uśmiech.
— tosty i jajka. nic wielkiego, wybacz.
— proszę przestać! mam pytanie, panno conners.
panna conners była dla mnie jak matka, której nigdy nie miałam. byłam jej niesamowicie wdzięczna.
— mów, roso. — skinęła głową i ustawiła talerze na długim drewnianym stole.
— mogłabym pójść do kościoła z panną i gilbertem? przysięgam, że nie czuję ani odrobiny choroby, być może wyzdrowiałam? — powiedziałam, bardziej pytając. — widzisz? jestem szczęśliwa, nie jestem chora.
uśmiechnęłam się szeroko, a gilbert zachichotał na moją głupotę.
— oczywiście, że możesz. nie kontroluję twojego życia, kochanie — powiedziała, a ja zarumieniłam się przez to przezwisko. nigdy nikt nie kochał mnie na tyle bardzo, by nazwać mnie kochaniem. potem popatrzyłam na gilberta i przypomniałam sobie nasze wspólne wspomnienia.
po śniadaniu razem z gilbertem ruszyliśmy w kierunku drzwi frontowych, szykując do wyjścia. panna conners najpierw musiała załatwić coś innego.
— naprawdę jesteś taka szczęśliwa? — zapytał gilbert z szerokim uśmiechem, a ja się zaśmiałam.
— dlaczego wszyscy we mnie wątpicie? proszę, po prostu to zaakceptujcie. — zaczęłam wkładać buty. — chcę żyć normalnie, nie będąc chora... albo służącą.
mój uśmiech na chwilę zmalał.
— więc choć dzisiaj chcę być normalną dziewczyną. z idealnym domem, idealną „mamą", żyjącą idealnym dniem... z idealnym chłopakiem.
po tych słowach moje policzki się zarumieniły, tak samo jak gilberta. rzadko wywoływałam u niego rumieńce, ale uwielbiałam te sytuacje.
niedługo później nasza trójka dotarła do kościoła, a przez całą mszę trzymałam gilberta za rękę. uśmiech nie znikał z moich ust od samego poranka.
trzecie zadanie: życie.
wróciliśmy do domu panny conners, ale ja zostałam na zewnątrz.
gilbert i kobieta weszli do środka, jednak ja postanowiłam przejść się na spacer. niedługo później znalazłam słoneczne miejsce niedaleko domu.
położyłam się w polu kwiatów i przez chwilę myślałam, że moje życie jest idealne.
poczułam obok siebie czyjąś obecność i niedługo później uświadomiłam sobie, że to on.
— o czym myślisz, roso lynn?
— o tobie. — odwróciłam się, by popatrzeć na dość zszokowanego gilberta. zaśmiał się nerwowo, a na moje policzki wstąpił rumieniec.
— wytłumacz — poprosił, a ja usiadłam i oparłam się o łokcie.
— cóż, doskonale pamiętam, kiedy się poznaliśmy. zupełnie, jakby to zostało wyryte w moim umyśle. pamiętam, że patrzyłeś na mnie, jakbym była skarbem, którego szukałeś przez całe życie. i pamiętam obecność karoliny. och, karolina. pamiętasz ją?
gilbert skinął głową z westchnięciem.
— pamiętam, kiedy postawiłeś się billy'emu dla mnie. muszę przyznać, to było zabawne — ciągnęłam i cicho się zaśmiałam. gilbert również zachichotał. — pamiętam, jak... mnie pocałowałeś. to miało smak nieba. nie wiem, jak bardzo szczęśliwym jest się w niebie, ale zdecydowanie byłam blisko tego. i jeżeli teraz jestem najzdrowsza, jaka będę w całym moim życiu, to chcę ci powiedzieć, że nieważne na jak chorą wyglądam, ty wciąż czynisz mnie najszczęśliwszą dziewczyną w całym wszechświecie, gilbercie blythcie.
czwarte zadanie: pocałować swojego złotego chłopca.
zobaczyłam, jak gilbert patrzy na mnie spojrzeniem wypełnionym jednocześnie szczęściem, jak i smutkiem.
bez zbędnego myślenia, ułożyłam dłoń na boku jego twarzy i szybko ucałowałam jego wargi. gilbert był zszokowany, a kiedy trochę się odsunęłam, zauważyłam łzę na jego policzku. czy ja doprowadziłam gilberta blythe'a do płaczu? czując napływającą mnie motywację, przewróciłam gilberta na trawę za pomocą pocałunku i usiadłam na nim.
gilbert był moim skrawkiem nieba. nie wiem, jakim cudem był w stanie to robić, ale w tamtym momencie naprawdę wierzyłam, że mogę wyzdrowieć. bo gilbert jest moim wyzwoleniem. zawsze nim był.
CZYTASZ
BRUISED HEARTS ━ GILBERT BLYTHE
Hayran Kurgu❝ co jest silniejsze niż ludzie serce, które przez cały czas się łamie i nadal żyje. ❞ © asgrdians | 2018