Obiecuję

106 12 2
                                    

Minęło trochę czasu zanim policjanci zorientowali się, że zemdlałam. Właściwie dowiedzieli się, gdy mieli wyprowadzić mnie z samochodu. Nie wyciągnęli mnie. Usłyszałam trzask drzwi i samochód ruszył w dalszą drogę. Właściwie to mój stan mnie nieco cieszył. Nie czułam bólu... Ocknęłam się dopiero w czyichś ramionach. Był to jeden z policjantów, z którym jechałam w radiowozie, a niósł mnie on na łóżko szpitalne. Widziałam innych pacjentów, którzy obserwowali moje wątłe ciało przemieszczające się wraz z funkcjonariuszem policji, o ile nie spali. Ich wzrok był zawstydzający, bo nawet się z nim nie kryli. To sprawiło, że czułam się z tym źle. Wobec tego zamknęłam oczy, by ich nie widzieć. Gdy zanieśli mnie na łóżko, zobaczyłam w około lekarzy, którzy pochylili się nade mną z zainteresowaniem. Gadali o czymś, a potem przeszli do badań.

[u Tytanów]

Robin powoli dochodził do dawnej sprawności. Z chodzeniem radził sobie coraz lepiej, a gdy miał okazję, wymykał się z sali szpitalnej i szedł na dach, bo tamto miejsce go niepokoiło. Przebywał tam tylko, gdy któreś z jego przyjaciół go potrzebowało lub gdy sam potrzebował pomocy. Na dachu myślał o wielu rzeczach, ale głównie o Myth. Tęsknota nie dawała mu żyć, a słowa pocieszenia reszty utwierdzały go w przekonaniu, że nie jest z nią dobrze. Koszmary go nie opuszczały, a chwilami nawet czuł ból głowy i żołądka. Nie należał do niego, bowiem ból, który wyczuwał u swojej partnerki trwał krótko. Chwilami było mu słabo, co też nie było jego winą. Jednak nie prosił Tytanów o szukanie dziewczyny, wiedział, że go zbesztają.

Został sam ze swoimi problemami. Czasami rozglądał się po okolicy z wysokości w nadziei, że dostrzeże gdzieś Myth. Miał dziwne przeczucie, że jego druga połowa próbuje dostać się spowrotem do domu. Zastanawiał się tylko jakim cudem. W końcu jej powrót nie byłby możliwy. Ojciec nie odpuściłby ucieczki. Przynajmniej tak mu się zdawało. Smętnym wzrokiem patrzył w dal. Przypomniał sobie, że dał jej kiedyś złoty naszyjnik z serduszkiem na znak ich więzi, by nigdy nie zapomniała, że nie jest sama. Dzięki temu oboje wierzyli, że nieważne jak daleko są, zawsze będą blisko. Czy zatem możliwe jest, żeby czuła jego tęsknotę? Jego rozmyślania przerwała Raven.

  - Znów tutaj? - zapytała delikatnie.

  - Jak widać - spuścił głowę.

Raven westchnęła. Wiedziała, że ma do niej żal, ale musiała wytłumaczyć mu swoją postawę.

  - Wiesz? Życie nauczyło mnie, że czasami trzeba pozwolić ludziom odejść i zapomnieć. Pamiętasz Malchiora? - zwróciła się do niego.

Robin kiwnął głową patrząc na nią niepewnie.

  - Był ze mną prawie tak często jak ty byłeś z Myth. Wracałam do domu, szłam do pokoju i spędzałam tam całe dnie na rozmawianiu z nim. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi go nie brakuje. Mimo to, że mnie oszukał, bo był... dobrym słuchaczem - zwierzyła się. - I wiem, że nie dopuszczasz do siebie myśli, że ktoś tak tobie bliski chciał cię opuścić, ale musisz zrozumieć, że ludzie się zmieniają. Nie mówię tobie tego, by cię zdołować. Mówię to dlatego, że cię rozumiem... - spuściła głowę wzdychając.

Robin przejął się jej wypowiedzią i dotknął jej ramienia z zatroskanym wyrazem twarzy.

  - Nawet nie zacząłem się na ciebie złościć - uśmiechnął się. - Pewnie masz rację. Jeśli kogoś kochasz, daj mu odejść, prawda? - uśmiechnął się smutno.

Raven kiwnęła głową.

  - Jedno wiem na pewno: Żadne z was nigdy nie będzie tak naprawdę samo. Ty żyjesz w jej sercu, a ona w twoim - spojrzała na miejsce jego serca. - Będzie dobrze, uwierz mi - uśmiechnęła się życzliwie i odeszła.
 
Robin również się uśmiechnął i chciał iść za nią, ale pamiętał, że miał jeszcze w planach powiedzieć coś swojej partnerce dla własnego spokoju.

  - Jeżeli jesteś tam nieszczęśliwa, wracaj do domu. Proszę... - powiedział błagalnie sam do siebie patrząc przed siebie po czym poszedł do salonu.

Nie liczył na to, że to usłyszy. Jego głos nie doszedłby tak daleko, ale miał przeczucie, że więź pokona tę odległość. Tylko cierpliwości...

[u Myth]

Badania szybko dobiegły końca. Mój umysł kontrolowany przez chorobę prosił o sen, a myślałam, że jak już sprawdzą co mi jest to dadzą mi spokój. Lekarze byli rozsądni i widziałam, że chcieli, by policjanci zostawili mnie w spokoju. Tym jednak nie chciało się siedzieć tu do czasu aż się wyśpię, więc nie zgodzili się na wyjście. Szturchnęli moje ramię, co przyprawiło mnie o dreszcze i zapytali o coś po niemiecku.

  - Nie rozumiem - odpowiedziałam ochryple i pokręciłam głową.

Policjanci spojrzeli na lekarzy, a jeden z nich gdzieś poszedł po czym przyprowadził jeszcze jednego lekarza - znacznie młodszego od reszty. Ten wysłuchał funkcjonariuszy i zwrócił się do mnie.

  - Dzień dobry. Nazywam się doktor Syringe. Jak ty się nazywasz? - zapytał delikatnie z całkiem miłym wyrazem twarzy.

  - Michelle Blue - odpowiedziałam słabo, ale chciałam z nim rozmawiać. Wydawał się taki miły i jako jedyny mówił po angielsku*.

  - Miło cię poznać - lekko uścisnął moją zimną rękę, żeby się przywitać. - Ci panowie tutaj potrzebują wiedzieć kim są twoi rodzice i gdzie mieszkają, w porządku? - uśmiechnął się.

  - Młodzi T-Tytani - zająkałam się.

Lekarz był zaskoczony i spojrzał na policjantów, którzy nijak nie wiedzieli o co chodzi, a potem jego wzrok wrócił na mnie.

  - Drużyna superbohaterów z Ameryki to twoja rodzina? - zapytał dając mi do zrozumienia jak niedorzeczne jest to stwierdzenie.

  - T-Tak. Oni są dla m-mnie wszystkim. N-Nie mam nikogo poza n-nimi - wytłumaczyłam z bólem przyszywającym moje drobne ciało i jęknęłam.

Lekarz zrozumiał. Spokojnie poklepał moje zmarznięte ręce, kazał odpoczywać i niczym się nie martwić, a on w tym czasie poszedł rozmawiać z policjantami, tym razem po niemiecku. Ci złapali się za głowę, gdy usłyszeli, że mam rodzinę tak daleko. Chcieli jeszcze zapytać jak się tu dostałam, ale lekarz zabronił ze względu na moje zdrowie. Funkcjonariusze zdecydowali się skontaktować z amerykańską policją, by ci następnie mogli skontaktować się z Tytanami. To mogło trochę potrwać, ale było to możliwe. Musieli rozwiązać tę sprawę tak, czy siak, bo na oko mogli stwierdzić, że pełnoletnia nie jestem. Gdy usypiałam, nie myślałam prawie o niczym. Choroba mnie wykańczała, ale tu przynajmniej było ciepło.

Miałam już zasypiać, gdy nagle usłyszałam jakiś głos w mojej głowie: "Jeżeli jesteś tam nieszczęśliwa, wracaj do domu. Proszę...". Ten głos był... Taki ciepły, ale i smutny. Wiedziałam, że to Robin. Kogo innego mogłam usłyszeć w swojej głowie jak nie jego? To sprawiło, że poczułam niemoc, bo nie mogę do nich zadzwonić i powiedzieć, że chcę wrócić, ale wiedziałam, że nie dam za wygraną i prędzej, czy później uda mi się wrócić do domu i będę z nimi szczęśliwa, nawet jeżeli będzie to krótki czas zanim nie zabije mnie choroba. Wierzyłam w to. Musiałam w coś wierzyć.

  - Obiecuję - odpowiedziałam dotkając mojego wisiorka na piersi i odpłynęłam ze zmęczenia.

*uniwersum Młodzi Tytani dzieje się w Ameryce, więc normalnym jest, że i Myth, i Tytani mówią po angielsku. To opowiadanie (jak i wszystkie inne, które napisałam) nie jest tłumaczone z angielskiego na polski. Jest wymyślone przez Polkę, opublikowane w Polsce i napisane po polsku :)

I NIGDY nie wracaj [Zakończono] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz