[P.o.v Myth]
Leżałam na łóżku w niechlujnej pozie dosyć długo, próbując pozbyć się bólu głowy. Przez niego nie mogłam po prostu zamknąć oczu i zasnąć, żeby przeskoczyć część tego chorego dnia. Tylko sen pozwalał mi na odrobinę ulgi od problemów. Ból głowy stał się pulsujący, gdy w wieży rozbrzmiał alarm. Tak bardzo nie miałam siły na misję, ale praca to praca. Wstałam ociężale i poszłam do salonu, garbiąc się przez odczuwalny ciężar własnej głowy. Nie było nikogo. Zdziwiło mnie to. Poszli beze mnie? Ale jakim cudem nie zauważyli, że mnie tam nie ma?
Stanęłam przy oszklonej ścianie w salonie i spojrzałam w dal, żeby zobaczyć, czy są już daleko, czy jeszcze jestem w stanie ich dogonić, ale zamiast Tytanów, zobaczyłam samochód, jadący na naszą wyspę. To nie nasz samochód. Nie kojarzę nikogo z ludzi, których znam, kto by takim jeździł. Poczułam uderzenie gorąca. Po co ten ktoś tu przyjechał? Tu nie wolno przychodzić. Po chwili mój telefon wydał z siebie dźwięk, powiadamiający mnie o otrzymanej wiadomości. Nadawcą był mój ojciec, co sprawiło, że zrobiło mi się słabo.
"Czekam pod domem. Zejdź to pogadamy" - przeczytałam w myślach.
Wtedy zaczęłam przeżywać mały zawał serca. W tamtym momencie nie ból głowy mi doskwierał, a brzucha ze stresu. Zaczęłam maniakalnie przełykać ślinę, co doprowadziło do uczucia suchości w gardle. Ta sytuacja wzbudziła u mnie niepokój tym bardziej, że za oknem powoli się ściemniało, a ja nie byłam fanką nocnych pogawędek z mężczyzną, który wysyła mi takie wiadomości. Nie rozumiałam o co mu chodzi. Dlaczego mam tam schodzić? O czym chce gadać? Czy zobaczę przyjaciół ponownie, gdy wsiądę do samochodu? A co jeżeli wejdzie do domu?
Jestem tu całkiem sama. Co mam zrobić?! Zaczęły telepać mi się ręce, miałam łzy w oczach. Chciałam się schować, ale to ja w tym momencie strzegłam wieży, gdy reszty nie było w pobliżu. Nie mogłam uciec. Zdecydowałam się poprosić o wsparcie moich przyjaciół. Wzięłam komunikator w moje dygoczące ręce i zadzwoniłam do Robina. Trzymałam telefon przed sobą i widziałam 2 wiadomości wysłane przed chwilą przez ojca:
"Halo"
A druga:
"Odpisz mi"
Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić, a otworzyłam je, gdy usłyszałam głos przywódcy.
- Myth? Co się stało? - zapytał zmartwiony, gdy mnie zobaczył.
- M-Mój ojciec... s-stoi pod dom-mem... - jąkałam się ze strachu i przez to, że dygotałam.
Robin zdziwił się i zdenerwował, ale momentalnie zaczął myśleć nad planem działania.
- Obecnie jesteśmy trochę zajęci, ale nie stresuj się. Gwiazdka będzie tam lada chwila. Weź głęboki wdech i wydech, dobrze? - poinstruował z troską.
Kiwnęłam głową, wdzięczna za jego pomoc, a on się rozłączył. Cały czas stałam przy oknie, by mieć samochód na oku. To, że się nie ruszał było w pewnym sensie ulgą. Zrobiłam wdech i wydech i poczekałam na przyjście Gwiazdki, ale ból brzucha nie ustał. Ogrzewałam go, obejmując bolące miejsce rękoma w nadziei, że to przejdzie. Po chwili zobaczyłam Gwiazdkę na horyzoncie. Ucieszyłam się na jej widok. Jednak, gdy była blisko, samochód zaczął wracać tam, skąd przyjechał z dużą prędkością. Tamaranka była tym trochę zaskoczona, a ja zmarszyłam brwi. Cholerny tchórz...
W momencie, gdy dostała się do wieży, od razu mnie czule przytuliła, a ja wtuliłam się w nią dla poczucia bezpieczeństwa.
- Już dobrze, przyjaciółko. Nie ma go tu. Możesz otrzeć łzy - mówiła spokojnie, głaszcząc mnie po głowie.
CZYTASZ
I NIGDY nie wracaj [Zakończono]
FanficMyth od 3 lat mieszka w wieży Tytanów wraz z pięciorgiem jej przyjaciół: Robinem, Raven, Bestią, Cyborgiem i Gwiazdką, i wiedzie z nimi szczęśliwe, pełne wrażeń życie. Do czasu aż pojawi się list od jej ojca z propozycją spotkania się z nią. Czy Myt...