Wreszcie koniec

182 11 8
                                    

Zasnęłam w samochodzie podczas powrotu do domu. Tytani nie nalegali na to, bym opowiadała im jak było u ojca. I ja i oni byli zmęczeni podróżą, a na rozmowy mamy jeszcze mnóstwo czasu. Powiedzieli mi, że wróciliśmy nad ranem i po odstawieniu mnie do łóżka w pokoju sami padli ze zmęczenia, ale nie żałowali niczego. Mogli spać w spokoju, wiedząc, że drużyna znów jest pełna. Rano zgromadziliśmy się przy stole na śniadaniu i wtedy rozpoczęła się prawdziwa rozmowa. Cyborg zrobił tosty, które miały w sobie pełno warzyw i mięsa, bądź tofu. Do tego były jeszcze różne sosy do wyboru.

Ślinka ciekła mi na widok tych dobroci. Cyborg jest mistrzem w gotowaniu. Uwielbiałam jego potrawy. Tytani ucieszyli się na ten widok. Robin rozpoczął rozmowę. Oczywiście zapytał o to, czemu wróciłam. Opowiedziałam mu o tym jak ojciec mnie traktował, jak zostawiał mnie na cały dzień bez jedzenia i że nie wykazywał praktycznie żadnego zainteresowania moją osobą. Podskoczyło im ciśnienie, gdy to usłyszeli. Zapytali dlaczego nie dzwoniłam. Wytłumaczyłam, że zabrał komunikator do pracy i go tam rozmontował, by wyposażyć swój telefon w nowe części. Przyznali, że myśleli, że już o nich zapomniałam. Zrobiło mi się przykro, gdy to usłyszałam.

Powiedziałam jak tęskniłam każdego dnia, od spania na balkonie zachorowałam na grypę, a potem uciekłam, bo miałam tego dość, chciałam ukraść bułkę, przyjechała policja, zemdlałam w samochodzie i trafiłam do szpitala, a potem było już tylko lepiej dzięki lekarzom. Spuścili głowy, gdy usłyszeli to wszystko przez co przeszłam. Nie potrafili zrozumieć jak można być tak okrutnym i to jeszcze dla własnego dziecka. Najgorsze było to, że moja twarz sama opowiadała moją historię przez swój pogorszony wygląd. Gwiazdka rzuciła się na mnie z płaczem, by mnie wyściskać i przeprosić za nieobecność. Ja ze łzami w oczach odpowiedziałam tym samym.

Po chwili dołączyła się reszta. Wreszcie mogli mnie wyściskać po tak długim czasie nieobecności. Robin wciąż przeżywał wszystko, co powiedziałam. Obwiniał siebie za to, że go tam nie było. Ale z drugiej strony wróciłam do domu, więc chyba nie ma o co się martwić. Miał ochotę zabić mojego ojca w najokrutniejszy sposób jaki tylko się da, ale wiedział, że sumienie by mu nie pozwoliło. Patrzyłam na niego ze współczuciem. Po śniadaniu Robin zmył się do swojego pokoju. Musiał przetrawić sposób, w jaki ojciec do mnie podszedł i co ze mną zrobił. Postanowiłam mu towarzyszyć, więc gdy skończyłam jeść, odeszłam od stołu i pokierowałam się do jego pokoju.

Siedział przy biurku oparty o krzesło ze skrzyżowanymi rękoma i rozmyślał z poważną miną. Uśmiechnęłam się na jego widok. Zawsze tak robił, gdy się o coś martwił, a ja byłam po to, żeby go z tego zmartwienia wyciągnąć. Nawet nie zauważył, że weszłam.

- Nad czym tak główkujesz? - zapytałam z uśmiechem i dosiadłam się obok niego.

Przy jego biurku były dwa krzesła ze względu na to, że często ze sobą rozmawialiśmy podczas, gdy on pracował i pomagałam mu w tym. Nie przestawił go nawet, gdy miał przeczucie, że nie wrócę. Zawsze miał nadzieję.

- Nad postępowaniem twojego ojca. Nie rozumiem jak można być tak podłym... - westchnął.

- Nie każdy ma empatię tak jak my... - spojrzałam na niego spokojnie.

On odwzajemnił spojrzenie i przyjrzał się mojej twarzy. Posmutniał, gdy dostrzegł moje wory pod oczami i spore braki witamin widoczne na skórze. Uśmiechnęłam się do niego widząc jego zmartwienie, żeby wyglądać trochę lepiej. Chyba nie pomogło.

- On ciebie zniszczył - westchnął lider.

- Nieprawda - zaprzeczyłam.

- Nie? Tylko na siebie spójrz! - postawił mnie przed lustrem.

- Może na zewnątrz tak, ale mojego wnętrza nie dał rady zniszczyć - uśmiechnęłam się. - W środku jestem taka, jaką mnie wychowałeś - Młodą Tytanką.

Robin zrobił krok w tył i przyjrzał mi się jeszcze uważniej. Uśmiech, charakter, styl bycia, łagodne usposobienie...

- Masz rację - spojrzał na mnie życzliwie. - Pomogę ci z tego wyjść. Będziesz wyglądała jak dawniej - zaproponował z uśmiechem.

- Jasne, ale zanim zaczniemy to masz jakąś kartkę papieru i długopis? - zapytałam.

- Od groma, a co? - zdziwił się.

- Napiszemy mojemu ojcu list - powiedziałam poważnie.

Robin spojrzał na mnie i kiwnął głową z powagą. Wyciągnął jakąś dużą kartkę, długopis i podał mi.

- Trzymaj ten długopis. Będziesz pisał - zarządziłam.

- Lepiej nie, bo mu nawrzucam tak, że się zegnie w pół - mruknął chłopiec.

- Będziesz miał okazję. Na razie po mojemu. Druga połowa listu jest twoja - mrugnęłam.

- Stoi - uśmiechnął się szyderczo. - To co piszemy najpierw? - zapytał z rysikiem nad kartką.

- Zacznijmy od "Gregu Cowardzie" - podyktowałam, a on napisał.

Po napisaniu wstępu poszło z górki. Uzgadniałam z liderem kilka rzeczy w liście, które mi nie do końca pasowały i wyszło: "Chciałam cię uprzejmie poinformować, że wróciłam do swojego prawdziwego domu ze względu na ciężkie znoszenie przeze mnie warunków, które stworzyłeś mi w Niemczech. Jestem z przyjaciółmi i mam się dobrze - lepiej niż u ciebie". Dodałam jeszcze co czułam u niego w domu, jak źle mi było i że prawie tam umarłam. Resztę przejął Robin i nawrzucał mu dyplomatycznie jak zamierzał zrobić od początku.

Napisał między innymi, że gdyby kiedykolwiek pomyślał o przyjechaniu tu, niech zastanowi się kilka razy, bo może tego pożałować za wszystko, co zrobił. Taaak, to w stylu Robina... Zakończyliśmy nasz referat zgrabnym zdaniem "Zostaw nas w spokoju i NIGDY nie wracaj". Złożyłam list, włożyłam go w kopertę i wysłaliśmy pocztą znajdującą się w centrum miasta. Byłam z tego dumna. Wróciliśmy do domu i na nowo próbowaliśmy żyć jak kiedyś. Po drodze przypomniały mi się słowa Czerwonego X.

- Wiesz co? - spytałam chcąc zacząć temat.

- Hmm? - spojrzał na mnie.

- Jeszcze zanim wyjechałam, rozmawiałam z Czerwonym X - odpowiedziałam.

- Z nim? Czego chciał? - zapytał bardziej nerwowo.

- Niczego. Był zszokowany tym, że wyjeżdżam i powiedział mi, że każdy jest tam, gdzie było mu przeznaczone i los tak chciał. Wcześniej wydawało mi się, że los chciał, bym mieszkała z ojcem. Myliłam się. To tu od zawsze było moje miejsce - wytłumaczyłam i się do niego uśmiechnęłam.

- Ooo, czyli na coś dobrego się jednak przydał. Cieszy mnie to - powiedział Robin zaskoczony i objął mi plecy swoją ręką po czym kontynuowaliśmy drogę do domu.

Minęło kilka miesięcy od mojego powrotu do domu. Znów byłam szczęśliwa, wróciła mi kondycja, chęć do życia no i moja skóra wyglądała lepiej niż za pierwszym razem. Wory pod oczami zniknęły, znów spędzałam z Robinem dużo czasu jak dawniej. Wróciło moje stare, ukochane życie. Natomiast po liście ani po ojcu nie było śladu. Nie wiem, czy otrzymał list, nie wiem też co z nim zrobił po jego otrzymaniu albo czy w ogóle zrozumiał jego treść, ale nie interesuje mnie to. Jestem w domu, mam przyjaciół, zablokowałam jego numer i mogę znów cieszyć się spokojem z pewnością, że w najbliższym czasie go nie spotkam.

Koniec

I NIGDY nie wracaj [Zakończono] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz