Daj jej odejść

120 10 5
                                    

To była moja kolejna nieprzespana noc. Jedna z wielu. Moje ciągłe zamartwianie się, stres i brak kogoś bliskiego w pobliżu sprawiły, że nawet sen mi nie wychodził. Z czasem zaczęłam jeść coraz mniej, o ile już nie jadłam za mało, a potem i nic. Piłam tylko wodę, a jeżeli chodzi o zupki chińskie, cóż... mój ojciec nie pozwolił im się zmarnować, więc zjadł je sam. Jego pieniądze - jego jedzenie. Komunikator się nie znalazł, co lepsze okazało się, że to mój ojciec zawinął go do pracy i rozmontował go sobie z kolegami. Skąd to wiem? Wystawił zdjęcie jego rozebranych części na mediach społecznościowych i podobno kilkoma z nich zasilił stare, niedziałające już telefony.

W zamian za utracony komunikator, kupił mi drogi telefon. Ale co mi po telefonie, gdy nie było tam numerów moich przyjaciół? Myślałam, że wcześniej byłam samotna, jak bardzo się myliłam... Oczywiście wpadłam w histerię po usłyszeniu tych wiadomości. Płakałam kilka dni z rzędu, krzyczałam na ojca, co mi się nie zdarza, i przeżywałam katusze. Ojciec nie powiedział nic. Patrzył na mnie. Tylko patrzył. Od tamtej pory nie odezwałam się do niego ani razu. Straciłam swoją rodzinę, moich najbliższych. Nie mogłam przestać myśleć o tym, czy tęsknią, czy się martwią, czy szukają. I czy Robin się w końcu obudził. Wierzyłam, że on by mnie nie zostawił, że zrobiłby wszystko, żeby odzyskać kontakt.

Tak więc moje zbolałe serce i skrzywdzony doszczętnie umysł czekał na zbawcę. Nienawidziłam tego robić mówiąc szczerze. Wizja księżniczki czekającej na ratunek swego księcia do mnie nie pasowała. Uważałam to za głupie. Ale teraz byłam zwykłym wrakiem człowieka. Nie potrafię sobie pomóc, uratować siebie z tego cholernego bagna, w którym się topię. Tak więc czekałam modląc się w duchu, że kiedyś po mnie przybędzie. Z czasem mój organizm zaczął wysiadać. Rozwijały się u mnie początki grypy, które najpierw nie były aż takie straszne. Co prawda dreszcze bolały, ale nie tak bardzo jak samotność. Czułam się lekka i trochę dygotałam. Słońce za dnia raziło za bardzo, a noc była za ciemna.

Chciałam spać, ale nie mogłam, wszystko bolało za bardzo. Leżałam cały czas na podłodze na kocu w jednej pozycji, bo byłam za słaba, by ją zmienić. Wstawałam tylko po to, żeby iść do toalety, a gdy to było zrobione, kładłam się spowrotem i leżałam w tej samej pozycji dopóki znów nie musiałam iść. Byłam tak wykończona, że z czasem przestałam myśleć. Nie myślałam o ojcu, o przyjaciołach, o tym jak mi tu źle. Leżałam bezmyślnie i starałam się przeżyć. Dosłownie. Ojciec nie zauważał mojej choroby w ciągu tygodnia. Wychodził wcześnie do pracy - myślał, że śpię, gdy tak leżałam. Wracał późno - również myślał, że śpię, więc nie zastanawiał się nad tym ani trochę, a moja choroba mogła się spokojnie rozwijać.

A doszła ona do takiego momentu, w którym codziennie zadawałam sobie pytanie: "Czy dzisiaj umrę?", ale wtedy następował kolejny dzień i powtórna niepewność.

[u Tytanów]

Bohaterowie usiłowali skontaktować się z Młodą Tytanką. Dzwonili codziennie po kilka razy w nadziei, że tym razem odbierze. Nic bardziej mylnego. Każdy komunikat, który otrzymywali po rozłączeniu się ich osłabiał. Bardzo za nią tęsknili i się martwili. Brakowało im widoku jej twarzy i delikatnego oraz nieśmiałego głosu. Ona była dla nich takim niewinnym kwiatuszkiem, który sprawiał, że na ich twarzach pojawiały się uśmiechy. Wszyscy przeżywali to tak samo, ale Raven z Cyborgiem byli pierwszymi, którzy zrozumieli, że kontaktowanie się z dziewczyną nie ma już najmniejszego sensu. Szczególnie, że sama powiedziała, że przyzwyczaja się do swojego nowego życia.

Wniosek był prosty - nie są już istotni. Mimo tłumaczenia w kółko tego samego, Bestia i Gwiazdka wciąż nalegali, by zadzwonić jeszcze raz i jeszcze raz, myśląc, że za którymś razem sobie przypomni. Dwaj optymiści tłumaczyli to sobie tym, że "może nie miała komunikatora przy sobie", "a może akurat nie usłyszała", "a co jeżeli jest zajęta?", "pewnie oddzwoni później". Ale nawet oni nie mogli okłamywać się w nieskończoność i musieli w końcu zrozumieć, że nie oddzwoni. Czuli się okropnie, ale trzeba było to zaakceptować, bo to dla dobra ich przyjaciółki. W wieży częściej panowała napięta atmosfera. Wszyscy mieli siebie dość.

Nie czuli się szczęśliwi, a szczere uśmiechy pojawiały się w momencie telefonu od Myth lub zwycięskiej misji, choć to też nie zawsze sprawiało im przyjemność. Utracili równowagę, którą zapewniała Myth - i każdy z nich - rozwiązywaniem ich problemów, godzeniem ze sobą poszczególnych członków drużyny, rozmową. Poniekąd służyła tam za psychologa i pomoc dla lidera, by nie zaprzątał sobie głowy małostkami, a po rozwiązaniu kłopotu opowiadała mu o tym, co tam zaszło, żeby miał pojęcie co dzieje się w jego drużynie, a gdy sytuacja wydawała się ponad siły dziewczyny, sam interweniował, ale mimo wszystko spełniała się w tej roli genialnie i nie było potrzeby mieszać w to Robina.

Chłopiec wierzył, że ze swoją ogromną empatią w stosunku do ludzi sama da sobie radę najlepiej. A skoro mowa już o Robinie to warto wspomnieć co u niego. Obudził się tydzień po ostatnim telefonie od Myth. Przez większość czasu jeszcze nie kontaktował z rzeczywistością, ale gdy zaczął, dosyć mocno przeżywał informację o tym, że dziewczyna od nich nie odbiera. Tytani próbowali trzymać to w tajemnicy jak najdłużej, ale to było trudne, bo chłopiec nieustannie o nią pytał i prosił, żeby pozwolili mu z nią pogadać, a ci próbowali się wymigiwać. To irytowało Robina aż w końcu Raven powiedziała mu o co tak naprawdę chodzi. Był nieco sparaliżowany na samym początku, potem zadawał pytania. Zaczął się martwić.

Dużo o tym myślał, a mówił mało, a to doprowadziło do tego, że w nocy zaczął mieć koszmary. Nie były one natarczywe jak w przypadku Myth, ale miał jeden co drugą noc. Był przerażony tym, co w nich widział. Zastanawiał się co się z nią dzieje. Pomimo zapewnień, że wszystko z nią dobrze, on nie wierzył. Po tym co widział w koszmarach nie przyjmował do siebie myśli, że nie tęskni. Obecnie leżał w pokoju szpitalnym i myślał. Około południa zazwyczaj przychodziła do niego Raven z Cyborgiem, by pomóc mu w rehabilitacji. Reszta odwiedzała go, by dotrzymać mu towarzystwa. Tym razem przyszła sama Raven. Pierwsze o co zapytała to "Jak się czujesz?". Robin odwrócił od niej wzrok.

- Średnio - odpowiedział na wydechu.

- Co jest? - mruknęła Raven i usiadła obok niego na łóżku.

- Myth się odezwała? - zapytał zmieniając temat.

- Wiesz, że nie - utwierdziła go. - Nie odzywa się od ponad tygodnia. Myślisz, że nagle przypomni sobie o nas jakimś magicznym sposobem?

- Ona nie zapomniała. Czuję, że chciałaby się odezwać - powiedział pełny nadziei.

Raven nie zaprzeczała temu, że oboje mogą to wyczuć nawet będąc daleko od siebie, ale w tamtej chwili przeczucie lidera mogło się mylić. Był słaby i zakłopotany, a ona dobrze wiedziała o tym, że nie sypia. Przekonywanie się na siłę o lojalności Tytanki szkodziło jego zdrowiu, więc dziewczyna starała się wybić mu z głowy wizję, że Myth czeka na niego gdzieś w oddali jak najszybciej.

- Gdyby chciała to już by to zrobiła - powiedziała mu dosyć dobitnie.

- Ja w to nie wierzę. Ona jest tam nieszczęśliwa! - opierał się.

- Robin, ona sama nam powiedziała, że daje sobie tam radę. Nie potrzebuje już nas - wytłumaczyła mu spokojnie.

- To kłamstwo! - zaprzeczył. - Śni mi się jej zapłakana twarz, widzę jak tam cierpi, ona chce wrócić - zwierzył się, a jego ręce zaczęły się delikatnie telepać.

Raven zmarszczyła brwi, gdy to zauważyła.

- Uspokój się, robisz sobie krzywdę - pochyliła się nad nim.

Robin to zauważył i nieco spokorniał. Ułożył głowę na poduszkę starając się uspokoić i spojrzał na okno, przez które wlatywało delikatne światło. Raven westchnęła na jego brak odpowiedzi, ale przy tym posłuszeństwo. Oboje tkwili przy swoich przekonaniach, bo każde z nich uważało, że ma rację, a Robin był nieugięty w swoich decyzjach.

- Daj jej odejść, Robin. Tak będzie lepiej dla wszystkich - powiedziała spokojnie Raven i pokierowała się do wyjścia.

Na sali ponownie zrobiło się cicho. Robin patrzył na błękitne niebo za oknem niby bezmyślnie, ale po chwili zmarszczył brwi i spojrzał w sufit z zamyśleniem.

- Nigdy.

I NIGDY nie wracaj [Zakończono] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz