#2

805 62 22
                                    

Zwyczajnie wygodniej było być takim jak ojciec. Nikt nie miał odwagi zadrzeć z Gabrielem Agrestem. Nikt nie miał tyle śmiałości, aby go obrażać. Jeśli nawet ktoś się znalazł to od razu stawali się kimś kto dla Gabria nie istnieje. Więc czemu syn nie miałby być taki sam? W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni. Będąc kimś tak wysoko postawionym w świecie mody mógł sobie na to pozwolić, a wręcz był do tego zmuszony. Oboje byli zmuszeni trzymać dystans i selekcjonować swoich znajomhch.
Ale tak poza tym czasem ma się po prostu ochotę być chujem.

Tego dnia był bardzo rozdrażniony, jak każdy mógł mieć zły dzień. Ale nie mógł jak każdy tego po sobie pokazać. Idealny model nie ma złych dni, a obowiązki to same przyjemności.

Jeszcze nie myślał o tym jak potraktował Marinette. W głowie miał tylko to co musi teraz zrobić, aby nadal utrzymywać pozycję idealnego syna. Nathalie, która przez telefon wyliczała jego zajęcia na ten tydzień i przypomniała mu, że ojciec ma mu coś bardzo ważnego do przekazania nie pomagała zachować spokoju.

***

Położył się na zimnym dachu patrząc w gwiazdy w końcu będąc sobą. Czarny, lateksowy kostium zaskrzypiał przy zetknięciu się z dachówką. Dobrze, że to nie był dach pod dużym kątem, on nie był kotem, który spada na cztery łapy. On spada na cztery litery zaplątując się w czyjąś suszarkę z bielizną na balkonie.

Analizował wszystko co powiedział mu ojciec.

— Kurwa — przetarł oczy i zmarszczył nos. — Sesja z Chloé, za jakie grzechy?

Zegar na ratuszu wybił godzinę pierwszą w nocy. Czy w ostatniej klasie liceum powinien w nocy leżeć na dachu? Głos z tyłu głowy podpowiadał mu, że nie, ale tylko w środku nocy na dachach Paryża mógł robić to na co ma ochotę. Skacząc z budynku na budynek obserwował ulicę i wracał do domu dopiero, gdy był pewien, że nikomu nie dzieję się krzywda. Świadomość tego, że dba o bezpieczeństwo tych wszystkich ludzi wypełniała go dumą i dawała satysfakcję.

Czas przejść się dalej. Biegł po dachu kamienicy przy czym rozglądał się po ulicach, które były w zasięgu jego wzroku. Widząc krawędź odepchnął się kicikijem i wylądował na małym balkoniku na dachu jednego z wysokich budynków. Był na skrzyżowaniu, stąd mógł obserwować więcej. Balkonik był uroczo ozdobiony, sam zapraszał go, by na nim został. Usiadł na rozkładanym leżaku, położył kij na kolanach i na chwilę zamknął oczy. Przez mocny powiew wiatru jego atrybut spadł na podłogę, uderzając przy tym w małe okno dachowe.

— Daj mi kij, rozwale ci okno — pochylił się łapiąc uciekającego sprawcę hałasu. Z częstej ciekawości na czyj dach tym razem się wprosił zajrzał przez szybę. Śpiąca drobna osoba przez huk przebudziła się i odwróciła na drugi bok. — Marinette...

Przypomniał sobie, że dziewczyna dziś coś od niego chciała. Nieśmiało zaczynała rozmowę, ale on ją odtrącił. Nie pamiętał nawet o czym dziewczyna mówiła. Niewiele myśląc zapukał w okienko. Granatowowłosa otworzyła delikatnie oczy i starała się poznać osobę, która nadchodzi ją o tej porze i wychyliła się na zewnątrz.

— Czy ja wyglądam na dame w niebezpieczeństwie?

A on na chwilę zapomniał kim jest. Liczył na ciepłe powitanie ze strony przyjaciółki. W świetle pobliskiej, ulicznej latarni dostrzegł bardzo zaczerwienione oczy Marinette.

— Chat Noir? — dziewcztna upomniała się o odpowiedź.

Przypomniał sobie kim jest. Jako Chata dziewczyna go nie zna.

— Płakałaś? — może jego lepsza wersja samego siebie poradzi sobie lepiej.

Wiedział jak bardzo ją uraził, pluł sobie w brodę za to co zrobił.

Sit Down, KittenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz