•Rozdział 7•

3.6K 312 51
                                    

Syriusz Black nigdy nie był typem zazdrośnika. Zawsze starał się doceniać to co ma, mimo, że naturalnie dostrzegał, że niekiedy innym ludziom powodziło się lepiej od niego. Rozumiał to jednak - taka była kolej rzeczy. Nie był to powód, aby kogoś potępiać. Nie zawsze dało się posiadać wszystko, czego się pragnęło. Chłopak przekonał się o tym na własnej skórze, gdy przed czterema laty poznał swojego najlepszego przyjaciela, Jamesa. Nigdy wcześniej nie pomyślałby, że byłby zdolny do odczuwania tak egoistycznego uczucia. Jednak gdy pierwszy raz odwiedził Jamesa w jego własnym domu i poznał państwo Euphemię i Fleamonta Potter, po raz pierwszy w życiu poczuł ukłucie zazdrości. Zdał sobie wówczas sprawę, że jest jedna rzecz, którą miał brunet, a którą Syriusz pragnął posiadać najbardziej w świecie. Prawdziwą rodzinę.

To nie tak, że nie miał przy sobie nikogo bliskiego. Chodziło o to, że  stosunki między nim,a innymi członkami rodu Blacków były delikatnie mówiąc dosyć napięte. Czasami były takie chwile, w których Syriusz zastanawiał się co by było, gdyby wychował się w innej rodzinie.  Gdyby jego relacje z rodzicami były normalne, a on sam miał dzieciństwo, które mógłby potem wspominać z uśmiechem na ustach.  Gdyby miał oparcie w swoich najbliższych i mógł zwrócić się do nich z każdym problemem, niezależnie od jego pokroju - tak, jak jego rówieśnicy. Ilekroć o tym myślał, tym trudniej było mu pogodzić się z własnym losem. Powoli oswajał się z faktem, że tak musi być i nic na to nie poradzi. Od zawsze czuł, że tam nie pasuje, a z wiekiem coraz bardziej utwierdzał się w tym przekonaniu. Pogardę ze strony matki i ojca zauważał na każdym kroku, zresztą Walburga Black przypominała mu o tym nieustannie. W beznadziejności całej tej sytuacji mógł jednak zawsze liczyć na wsparcie swojego młodszego brata, Regulusa. Zanim Syriusz trafił do Hogwartu poprzysięgli sobie, że mimo wszystko, niezależnie od konsekwencji, będą chronić siebie nawzajem i nigdy się od siebie nie odwrócą. Gryfon naprawdę miał nadzieję, że uda mu się uchronić brata przed złym wpływem apodyktycznych rodziców, ostatnimi czasy jednak ze smutkiem zdawał sobie sprawę, że Regulus coraz bardziej się od niego oddala,a on nie wie jak temu zapobiec. Czuł się naprawdę bezradny i przytłoczony całą tą sytuacją. Próbował przekonywać zarówno siebie jak i ludzi dookoła, że wszystko jest w porządku, ale w głębi serca okropnie bał się, że Regi stanie się taki, jak cała reszta ich rodziny, a wtedy straci jedyną osobę, na której mu zależy i zostanie sam. Całkiem sam.

- Halo halo, ziemia do Syriusza - odparł James trącając chłopaka w bok i wyrywając go tym samym z chwilowego letargu.

Było późne popołudnie, a cała trójka znajdowała się właśnie na wieży astronomicznej. 

- Hm? - rzucił Syriusz przenosząc na niego swoje spojrzenie, jednak widać było, że myślami nadal błądzi gdzieś indziej.

- O czym tak myślisz? - zapytał Potter lekko zaniepokojony.

Black nagle spiął się ledwo zauważalnie i odchrząknął znacząco.

- O quidditchu. To przez to, że tak na mnie naciskasz z tym wstąpieniem do drużyny. Zacząłem się tym trochę stresować - zaśmiał się nerwowo.

James i Peter popatrzyli na siebie wymownie.

- Syriusz... - zaczął brunet.

- Nie umiesz kłamać - dodał Peter - O co chodzi? 

Black westchnął ciężko i przymknął oczy opierając się o ścianę. Milczał przez dłuższą chwilę zastanawiając się czy wyjawić przyjaciołom o co chodzi. W końcu odwrócił się w ich stronę i uśmiechnął blado.

- Minęły już prawie dwa miesiące - wydusił cicho - A on nadal się nie odzywa. Nie wiem co mam robić, jak do niego dotrzeć. Czuję, że to wszystko nie ma sensu.

W innym świetle || 𝑤𝑜𝑙𝑓𝑠𝑡𝑎𝑟 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz