Odkąd Syriusz wrócił do domu nie mógł wyrzucić z głowy tego, co zobaczył przed wyjazdem z Hogwartu. Wciąż łudził się, że to jedynie zły sen, z którego zaraz się wybudzi a wszystko to, czego był świadkiem okaże się tylko marnym wytworem jego bujnej wyobraźni. Nieważne jednak jak bardzo próbował o tym nie myśleć, obraz wydarzeń minionych dni wracał do niego ze zdwojoną siłą. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Remus... Remus był wilkołakiem? Jak to w ogóle możliwe? Kiedy to się stało? Jak? Przecież chłopak był taki... Delikatny. Spokojny. Cichy. A co miesiąc zmieniał się w swoje zupełne przeciwieństwo. W momencie gdy Syriusz go zobaczył był w takim szoku, że nie wiedział co ma ze sobą zrobić. W duchu dziękował Merlinowi, że zdecydował się pozostać w swojej psiej postaci. Widok wilkołaka początkowo go przeraził i sparaliżował, ale gdy tylko spojrzał mu w oczy, z jednej strony zupełnie inne - w kolorze ciepłego miodu zamiast głębokiej zieleni - ale jednocześnie wciąż te same, wiedział, że nic mu nie grozi. Mimo, że zdrowy rozsądek nakazywał mu się wycofać nie potrafił tego zrobić. Nie potrafił zostawić Remusa samego. Więc został.
Nie powiedział o całym zajściu ani Jamesowi ani Peterowi. Częściowo dlatego, że nie wiedział w jaki sposób miałby to zrobić, ale przede wszystkim, ponieważ wolał najpierw sam to przemyśleć i oswoić się z tą informacją. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej zaczynał dostrzegać w tym wszystkim sens, a elementy układanki powoli tworzyły spójną całość. To ciągłe znikanie. Choroba matki. Złe samopoczucie i notoryczne wizyty w skrzydle szpitalnym. Mniej i bardziej widoczne blizny. I przede wszystkim tajemnica, o której mówił Snape. A to wszystko dlatego, że Remus był wilkołakiem.
Syriusz właściwie nie wiedział co ma teraz zrobić. Nie wyobrażał sobie w jaki sposób ma powiedzieć Remusowi, że odkrył jego sekret. Tym bardziej, że znając przesadną ostrożność chłopaka, nie chciał nadszarpnąć dopiero co budującej się między nimi nici zaufania. Z drugiej strony przecież nie mógł ukrywać tego faktu w nieskończoność. W końcu będzie musiał mu powiedzieć. Pytanie tylko jak to zrobić...
Podniósł się z łóżka, na którym leżał już przez dłuższą ilość czasu. Lada moment na Grimmauld Place miała pojawić się cała najbliższa rodzina Syriusza, niestety włączając w to także Bellatrix i Narcyzę. Wprawdzie ta druga nie budziła w nim tak negatywnych emocji, jednak nadal nie mogła równać się z Andromedą, która była jedyną z trzech sióstr Black jaką Syriusz naprawdę lubił. Niestety niemożliwym było to, żeby pojawiła się na obiedzie wśród reszty kuzynek. Odkąd wyszła za mąż za Teda Tonksa, została wydziedziczona z rodu Blacków i nie utrzymywała kontaktu z rodziną. Sam Syriusz nie widział jej już jakiś czas i porozumiewał się z nią jedynie listownie.
Słysząc coraz głośniejsze nawoływania matki przewrócił oczami i podszedł do szafy. Wiedział, że kobieta jak zwykle liczyła na jego idealną prezencję. Prychnął pod nosem, a potem wyciągnąwszy ze środka wybrane ubrania, przebrał się szybko, aby zaraz potem z powrotem opaść na łóżko.
Wpatrując się w sufit, opóźniał moment swojego zejścia na dół, delektując chwilowym spokojem. Okazał się on naprawdę niedługi, gdyż nagle drzwi otworzyły się z impetem, a do środka weszła wzburzona Walburga Black.
- Możesz pukać?! - wycedził Syriusz z pretensją w głosie, zrywając się na nogi.
Kobieta zmierzyła go od stóp do głów nienawistnym spojrzeniem, a na jej twarzy zagościł kwaśny grymas.
- JAK TY WYGLĄDASZ?! - wrzasnęła na widok syna, nie kryjąc swojej złości.
Syriusz uśmiechnął się złośliwie i posłał jej wyzywające spojrzenie.
- Nie podobają ci się moje glany? - zapytał niewinnie wskazując na swoje buty - A może z kurtką jest coś nie tak?
Gdyby wzrok mógł zabijać, Syriusz z pewnością leżałby martwy na podłodze.
CZYTASZ
W innym świetle || 𝑤𝑜𝑙𝑓𝑠𝑡𝑎𝑟
FanficRemus Lupin jest rozważnym i nieco introwertycznym krukonem, który właśnie rozpoczął swój piąty rok nauki w Hogwarcie. Na codzień nie zajmuje się niczym szczególnym, większość czasu poświęca nauce, czytaniu i rozmowom ze swoją najlepszą przyjaciółką...