•Rozdział 29•

3.8K 270 365
                                    

Po wyjściu Syriusza, Remus jeszcze długo nie mógł zasnąć. Nie dość, że miał problemy ze snem przez wzgląd na pełnię, to po wizycie chłopaka już zupełnie nie potrafił zmrużyć oczu. Leżał więc, opatulony kołdrą prawie aż po sam czubek nosa, próbując uspokoić rozbiegane myśli, niestety z marnym rezultatem. Im dłużej starał się je ignorować, tym bardziej dawały o sobie znać. Mimo, że bardzo się starał, nadal nie był w stanie pojąć co tu się właściwie stało. Samo pojawienie się Syriusza w skrzydle szpitalnym mocno go zaskoczyło, nie mówiąc już o tym, co wydarzyło się później.

Byli tak blisko siebie... Tak blisko, że Remus był w stanie dostrzec każdy szczegół twarzy bruneta. Tak blisko, że czuł jego oddech na policzku. Mimo, że było to bardzo niezręczne i, że miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi od nadmiaru adrenaliny, nie był w stanie się ruszyć. Leżał więc i wpatrywał się w Syriusza, czekając na jego ruch, ale wtedy usłyszeli panią Pomfrey i gryfon zniknął równie szybko, co się pojawił, zostawiając Lupina bez słowa wyjaśnienia. Krukon próbował zrozumieć co kierowało Blackiem, ale nie potrafił. Usiłował tłumaczyć sobie jego zachowanie wszystkim, czym się dało, jednocześnie ignorując myśl, która pojawiła się w jego głowie, a którą natychmiastowo odrzucił ze względu na jej niedorzeczność. No bo to przecież niemożliwe, żeby Syriusz... żeby chciał... Nie, na pewno istniało jakieś logiczne wytłumaczenie tej sytuacji. 

Po kilku godzinach snu obudził się wczesnym rankiem. Gdy tylko uchylił powieki poczuł przeszywający ból głowy. Westchnął ciężko, przeciągając się leniwie. Najchętniej wyszedłby na świeże powietrze, bo z reguły czuł się wtedy trochę lepiej, ale nawet choćby chciał, to nie był w stanie ruszyć się z łóżka. Chwycił więc za książkę leżącą obok na stoliku i starając się ignorować swój stan, zagłębił się w lekturze.

Czytał przez dłuższą chwilę, aż w końcu nie mogąc się skupić, przymknął oczy licząc na to, że może uda mu się zasnąć, jednak po chwili usłyszał jak ktoś wchodzi do skrzydła szpitalnego. Odwrócił się w tamtym kierunku, obawiając się, że to Syriusz, jednocześnie mając cichą nadzieję, że to on. Odetchnął jednak zauważywszy Lily, która uśmiechnąwszy się do niego delikatnie, podeszła bliżej i zajęła miejsce na krzesełku obok łóżka.

- Nie wyglądasz najlepiej - stwierdziła prostolinijnie poprawiając zsuwającą się z materaca kołdrę.

- Jak zawsze miło mnie witasz, Lily - rzucił chłopak rozbawiony, podnosząc się do pozycji siedzącej, czego zaraz pożałował, gdy poczuł silne zawroty głowy.

- Leż, głupku - skarciła go dziewczyna widząc jak krzywi się nieznacznie - Przyszłam tylko na chwilę - wyjaśniła - Nie chcę zabierać ci czasu, powinieneś odpoczywać. Pewnie i tak już cię obudziłam, prawda?

Lupin wzruszył tylko ramionami i machnął lekceważąco ręką.

- Daj spokój, i tak długo bym nie spał. To bez sensu.

Lily kiwnęła głową w milczeniu i rzuciła chłopakowi uważne i nieco zmartwione spojrzenie.

- Jak się czujesz? - zapytała cicho.

- Tak, jak wyglądam - odpowiedział zdawkowo i zdobył się na słaby uśmiech.

- Czyli wyjątkowo zniewalająco? 

- Tak, właśnie tak.

Zaśmiali się oboje. Evans odgarnęła włosy z czoła i po chwili na powrót spoważniała.

- Wszystko będzie dobrze - zapewniła ściskając delikatnie jego dłoń - To już ostatnia pełnia, Remus.

- Wiem, Lily - westchnął szatyn - Ale jestem już zmęczony. Boję się - wyznał cicho patrząc jej w oczy - Mam jakieś dziwne przeczucia... Nie chciałbym, żeby coś poszło nie tak, tym bardziej teraz, tuż przed egzaminami. 

W innym świetle || 𝑤𝑜𝑙𝑓𝑠𝑡𝑎𝑟 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz