ROZDZIAŁ 14

16 9 0
                                    

Na drugi dzień mogłam już spokojnie wrócić do domu, rany były już wstępnie zagojone, dlatego poprosiłam Twaiza, by odwiózł mnie do domu, po burzliwej wymianie zdań zgodził się to zrobić. Większość czasu milczał co mnie bardzo za niepokoiło, tak jakby był kimś innym, może po prostu przytłoczył go ciężar ostatnich wydarzeń. Nim się spostrzegłam już byłam na swojej ulicy. Wolnym i lekko kulejącym krokiem dotarłam do mojego domu który znajdował się na samym końcu uliczki. Gdy tylko przekroczyłam furtkę widziałam jak mama wygląda zza okna w kuchni i biegnie do drzwi wejściowych. Ciężko mi było wyczytać z niej jakiekolwiek emocje to było coś jakby połączenie gniewu z wielką rozpaczą. Podeszła do mnie i złapała mnie zdyszana za ramienia.

-Weronika, gdzieś ty była. Cz.. Czemu ty kulejesz? Powiedz mi co tu jest grane, co z tobą... Chcesz bym ja na zawał padła? 

-Nie, my nigdzie nie idziemy bo nic się nie dzieje!

-Dziecko... Nie poznaje cię...

-Nie mam teraz czasu bo spóźnię się na lekcje.

-Gdzie ty byłaś! Nie puszczę cię póki mi nie powiesz!

-Ehhh, zadręczyła mnie ta cała sytuacja z tym pobiciem... zamyśliłam się i spacerowałam do bardzo późna, a gdy już wracałam to potknęłam się... Przepraszam... Nie gniewaj się... 

-Dokończymy te rozmowę przy następnej okazji, a teraz idź się szykuj tato cię zawiezie...

Zgodnie z umową udałam się na górę, spakowałam i wsiadłam do auta taty. Gdy tylko weszłam do szkoły wszyscy będący w środku unikali mnie i obgadywali za plecami. Po ostatniej sytuacji musiało powstać wiele plotek na mój temat... No ale co się dziwić skoro skrzywdziłam nauczyciela.... Powinnam przeprosić za swoje zachowanie ale i tak pewnie wezwą mnie do dyrektora, jak ja się tam wytłumaczę... Mogą mnie nawet ze szkoły wyrzucić.

Ku mojemu zdziwieniu nikt mnie nigdzie nie wzywał, ale bolał mnie fakt że czułam się samotna pośród tylu ludzi a najbardziej że moja najlepsza przyjaciółka wierzyła w ich historię, widziałam jak na jednej z przerw idzie do pokoju nauczycielskiego gdy tylko podeszłam to uciekła do dyrektora. Na lekcjach siedziałam sama w głowie kłębiły mi się myśli czy ja już jestem potworem? Czy może mam jeszcze człowieczeństwo, przypomniały mi się słowa ciemnego o mojej demoralizacji, to fakt nie zawsze taka byłam, kiedyś potrafiłam się cieszyć każdą błahostką a rodzina była dla mnie tylko rodziną lecz kiedy to się zmieniło? Kiedy postawiłam rodzinę jako mój cel dla którego żyje? Czemu zaczęłam się stawać mniej moralna? 

Pamiętam! W pierwszej klasie byłam taką niewinną dziewczynką, wiązałam włosy w kucyki i bawiłam się na dworze dopóki słońce nie zachodziło, wracałam wtedy cała brudna ale lubiłam się myć. Wszystko zaczęło się zmieniać gdy w 3klasie popełniłam błąd i powiedziałam jedno złe słowo do osoby która rządziła klasą, to wtedy spadłam z klasowego błazenka na czarną owcę, nikt się do mnie nie odzywał, prawie tak jak teraz, zawsze podpierałam ścianę a jedyne co robiłam to czytałam książki, wtedy po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać kim tak naprawdę jestem śmieciem czy może człowiekiem. 

Dusiłam wszystko w sobie i nikomu nic nie mówiłam na każdym w-f'e dziewczyny wyzywały mnie że wyglądam jak goryl, bardzo bolało mnie to ale nie wiedziałam jak mam się pozbyć tych uczuć. Często chłopcy mnie prowokowali przez co wdawałam się z nimi w bójki, często używałam nieczystych za grań i innych złych rzeczy. Wracałam cała mokra, śmierdząca dymem w podartych ciuchach z wieloma siniakami i płytkimi ranami, rodzice byli tym bardzo zaniepokojeni tym co widzieli dlatego okazywali mi dużo czułości i miłości, te emocje sprawiły że rodzice się stali moim wsparciem, autorytetem i sensem dla którego żyłam by nigdy się nie poddać. 

W piątej klasie zostałam przeniesiona do innej szkoły gdzie mogłam zacząć wszystko od nowa, to tam poznałam moich przyjaciół którzy teraz się mnie boją, ta historia znowu się powtarza tylko że mocniej i gorzej niż ostatnio, to co teraz robię przyniesie nieodwracane ślady na mojej psychice jak i na zdrowiu innych...  Z moich refleksji wytrącił mnie dzwonek, wszyscy wybiegli na korytarz tylko ja zostałam w klasie, cała zapłakana, bojąca się o swoją i innych przyszłość...

Ból w nodze zaczął się delikatnie nasilać, przez ten smutek zapomniałam wziąć leków przeciwbólowych, gdy tylko schyliłam się po plecak zauważyłam na podłodze karteczkę z pieczęcią Ciemnego. Wystraszona podniosłam ją i otworzyłam widniał na niej napis: "Szykuj się jutro wyruszamy... (,,,)" Nie mogłam tego zbagatelizować zważywszy na to że widziałam jak kilka osób zwróciło uwagę na to że cała się trzęsłam i było po widać delikatnie, zimny pot na moim czole, gwałtownie zebrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę mojego domu, miałam bardzo mało czasu na spakowanie się, nawet nie wiem ile dni będę poza domem, jak i co ze sobą zabrać. Udało mi się opracować wstępny zarys będąc w drodze. 

Przy ostatniej prostej zadzwonił mój telefon, był to Twaiz, zdziwiło mnie to ze względu na to iż rano nie wyglądał na zbyt rozmownego. Musiałam się szybko dowiedzieć o co chodzi i wyjaśnić tę dziwną sytuację jego zachowania...



"Cena poświęcenia"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz