Rozdział 4

2K 121 8
                                    

Bałam się tego mężczyzny. Bałam się jego głosu, przenikliwego spojrzenia i tajemniczego uśmiechu. Bałam się jego i wszystkiego co z nim związane. Skąd on mnie znał? To pytanie tłukło się w mojej głowie  kiedy razem z Jojo szłam przez ciemne korytarze wielkiej willi. W środku wszystko utrzymane było w ciepłej, przyjaznej atmosferze, w pastelowych kolorach. Na ścianach wisiały piękne obrazy, z sufitu zwisał żyrandol tak wielki, jak 5 w moim domu. Drewniane meble, były idealnie wypolerowane. Podłoga była tak czysta, że niemal można było się w niej przeglądać, jak w lusterku. To był zupełnie inny świat, do którego nie należałam. Jojo, widząc mój zachwyt powiedziała cicho:

-Mama całe dnie sprząta dom. To obłęd! 

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. 

-To TY tu mieszkasz?

-Wszyscy tu mieszkamy. 

Widząc moje zmieszanie, zaśmiała się cicho. 

-Nie martw się. Zaraz wszystkiego się dowiesz.

- Skąd wiecie jak mam na imię? Kim jesteście?- wykrzyczałam.

-Powtórzę jeszcze raz: wszystkiego się dowiesz w swoim czasie. 

Jojo zaczęła mnie złościć. Raz była miła i mnie broniła, innym razem przyprawiała o gęsią skórkę, a czasami była po prostu irytująca! 

-Proszę, Jojo. Nic nie rozumiem- wyjąkałam.

-Spokojnie. Nie martw się. 

Już miałam dość.

- Postaw się w mojej sytuacji! Jedziesz autobusem bez biletu. Wchodzi kanar. Jesteś zmuszona wysiąść na najbliższym przystanku. Nie wiesz, gdzie jesteś. Masz wrażenie, że to inny świat. Nagle jakaś tajemnicza dziewczyna każe ci iść za sobą. Prowadzi cię ona Bóg wie gdzie. Trafiasz do willi, w której okazuje się, że wszyscy cię znają, ale ty nie znasz nikogo. Jak byś się czuła, co?!

Jojo uśmiechnęła się.

-Po pierwsze kanar to jeden z naszych. Miał cie zmusić do wyjścia na tym właśnie przystanku. Po drugie nie musiałaś za mną iść, ale poszłaś. Z własnej woli. To nie moja wina. 

Oniemiałam. Czyli to całe spotkanie było z góry zaplanowane. To nie zbieg okoliczności, że się tu znalazłam.

-Czego ode mnie chcecie?- zapytałam cicho.

Jojo uśmiechnęła się tajemniczo.

-Zobaczysz za chwilę. 

Dotarliśmy do końca holu. Znajdowały się tu tylko jedne drzwi, które Fortis otworzył. Znajdowała się tam wielka szafa. I tylko ona. 

-I co teraz?- zapytałam.

Mężczyzna uśmiechnął się.

-Zapraszam do środka. 

Weszliśmy do szafy. W środku były powieszone suknie różnej długości i koloru. Gdy doszliśmy do ściany, Fortis podwarzył jedną z desek i pojawił się tunel, najpierw mały, a potem coraz większy. W mroku zobaczyłam stopnie. 

-Choćmy- powiedział.- Jojo, zamknij przejście. 

Jo skinęła głową. Szłam za mężczyzną ciemnym korytarzem. To nie była już willa, jasna i ciepła, ale ciemny, stary tunel, bez światła. Co dziwne poczułam się tu lepiej. Miałam wrażenie, że jestem z powrotem w moim świecie. W moim brudnym, ciemnym świecie. 

U wylotu tunelu było wielkie pomieszczenie. Stał tam tylko wielki, okrągły stół. Przy nim siedziało około 20 ludzi, w różnym wieku. Wszyscy na nas popatrzyli. Ktoś krzyknął:

-Nareszcie Fort! Już myśleliśmy, czy może nie wysłać kogoś na górę, żeby zobaczyć czy wszystko okey. 

-Tak, już jesteśmy.- odpowiedział mężczyzna.

-A kto to? Czyżby to była ONA?- rozległy się pytania.

W końcu krzyknęłam.

-Nazywam się Charlotte. Charlotte Cane. Choć podobno, nie wiem skąd, wy o tym już wiecie. Podobno zaangażowaliście to spotkanie, choć też nie wiem dlaczego. Powiedźcie mi, proszę!

Nastała cisza. Wszyscy patrzyli po sobie, czekając aż ktoś zabierze głos. W końcu kobieta, w wieku około 50 lat wstała i powiedziała do mnie:

-Ja nazywam się Anna. Jestem właścicielką tego domu. Fort i Jojo to moje dzieci. Znajdujesz się teraz na tajnej naradzie naszego stowarzyszenia. 

-Co to za stowarzyszenie?- zapytałam- I co ja mam z nim wspólnego?

-Jest to stowarzyszenie antywampirów. Zajmujemy się głównie ochroną ludzi przed tymi wstrętnymi pijawkami! 

-A co ja mam z nim wspólnego?!- przyznaję, zrobiło to na mnie wrażenie.Nie sądziłam, że istnieje coś takiego.

-Ty moje drogie dziecko, jesteś córką naszej przyjaciółki i byłej członkinii. Nazywaliśmy ją Rose, ale dla ciebie jest ona Katheriną Cane. 

Zamarłam. Moja mama rzeczywiście miała tak na imię, ale...to było niemożliwe! Mamusia i tajne stowarzyszenia? Nie, powiedziałaby mi o czymś takim.

-Chyba się pani pomyliła. Moja mama nie była w żadnym stowarzyszeniu!

-To, że ci nie powiedziała nie oznacza, że tak nie było- odpowiedziała kobieta.

-A więc dlaczego jest BYŁĄ członkinią?

- Odeszła, gdy wyszła za twojego tatę, który o niczym nie wiedział. Chciała go chronić. Nakłanialiśmy ją do powrotu, ale ty się urodziłaś i nie mieliśmy szans, żeby ją przekonać.

Wszstko zaczęło się układać. Zrozumiałam skąd mnie znali, dlaczego mama mnie tak dobrze rozumiała. 

-Chcecie żebym do was dołączyła?- zpytałam cicho.

-Jeśli zechcesz. Obserwowaliśmy cię od pewnego czasu i jestem pewna, że nienawidzisz wampirów tak jak my, prawda?

-Nienawidzę ich najbardziej ze wszystkiego!- krzyknęlam ochoczo. 

Kobieta skinęła głową. 

-A więc usiądź przy tamtym krześle, na którym siedziała kiedyś twoja matka. Charlotte Cane, czy chcesz dołączyć do stowarzyszenia antywampirów? 

Uśmiechnęłam się.

-Tak, chcę. 

Wszyscy zaczęli klaskać i krzyczeć. Po pewnym czasie poczułam apetyczny zapach i uświadomiłam sobię, że nic nie jadłam od wielu godzin. 

-A więc zapraszamy do stołu!!- krzyknął ktoś.

I wtedy zobaczyłam wielki zegar stojący na komodzie w rogu sali. Wskazywał on 19:27. Nagle coś sobie uświadomiłam.

-O cholera, mój autobus!!

Wśród wrogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz