Rozdział 11

1.5K 97 8
                                    

-Jestem głodna!- mała, czarnowłosa istotka, spojrzała na mnie z błaganiem. 

-Za chwilę będziemy w domu- odpowiedziałam spokojnie, pomimo że kłamałam. W domu będziemy za jakieś 2h, ale dziewczynka nie musiała o tym wiedzieć. 

Maluch zrobił kwaśną minę, po czym dodał:

-Patrz! Tu są lody!

Spojrzałam od niechcenia na wityrnę sklepową. 

-Strasznie drogie...- mruknęłam. 

Dziewczynka wzruszyła ramionami.

-Ale na pewno bardzo smaczne!

Spojrzałam na malucha, który był oczywiście moją małą siostrą, Sonią. Musiałam pójść z nią na zakupy, bo mama pojechała na jakieś cośtam (nie słuchałam) i musiałam zająć się bliźniakami. Na szczęście, David, poszedł do kolegi, więc na głowie miałam tylko jedną osobę. Jedną, ale bardzo wkurzającą osobę. 

-Nie marudź- powiedziałam. 

-PROOOOSZĘ!!!- powiedziała Sonia. 

Kto jak kto, ale ona to się umiała targować. 

-Dobrze.- powiedziałam cicho, licząc się z porażką.- Ale tylko jedną gałkę!

Sonia pokiwała z zadowoleniem głową i weszła (czytaj: wbiegła) do środka. 

Po chwili poszłam za nią. Nigdy nie byłam w tej cukierni. Było tu nadzwyczaj ładnie, schludnie i czysto, co było trochę dziwne, w tak biednej okolicy. Podeszłam do lady, za którą stała ładna, wysoka dziewczyna, na oko pare lat starsza ode mnie. Uśmiechnęła się do mnie miło.

-Jedną gałkę lodów, poproszę.- powiedziałam. Ja nie chciałam wydawać pieniędzy na coś takiego. 

Dziewczyna szybko mnie obsłużyła i już miałam odchodzić od lady, kiedy Sonia, jedząca loda, krzyknęła:

-Charlotte, spójrz. Jak pięknie wyglądające ciasteczka!

Zaśmiałam się pod nosem i zaczęłam siłą odciągać siostrę od wielkich, lukrowanych babeczek, czekoladowych muffinków i bez. Spojrzałam na sprzedawczynię i miałam dziwne wrażenie, że wszystkie rozmowy w pomieszczeniu gwałtownie ucichły. Kasierka patrzyła na mnie ze zdziwieniem i...zazdrością?! w oczach. Czy my ich uraziłyśmy kiedy Sonia powiedziała, że to jedzenie wygląda bardzo zachęcająco?! Zmarszczyłam brwi i obruciłam się  na pięcie. W tej samej chwili, sprzedawczyni złapała mnie za rękę i zapytała nieśmiało:

-Czy ty...jesteś...Charlotte Cane?

Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Skąd ona mnie zna?! Pomyślałam z przerażeniem, że może Simon się wygadał i powiedział, że zabiłam pare wampirów... Nie, chyba  by mi tego nie zrobił... Przecież mówił, że się we mnie zabujał... No ale co wampy robią, gdy są złe...

-Taak.- odpowiedziałam niepewnie. 

Kasjerka uśmiechnęłą się do mnie z niedowierzaniem.

-Pan Christopher Diveer poprosił, żeby się pani z nim spotkała w restauracji "Bella Rosche" na końcu tej ulicy o około 14. 

Christopher Diveer?! TEN Christopher Diveer?! TEN co podobno potafi czytać myśli?! Pomyślałam ze zgrozą, że co będzie, jak on się dowie o SAW?! Przełknęłam ślinę i odwróciłam się, łapiąc Sonię za rękę. Wyszłam ze sklepu i zastanawiałam się co robić. Iść czy nie iść? Oto jest pytanie...

W końcu stwierdziłam, że skoro on zna już moje nazwisko to pewnie zna również mój adres. Nie mogłam pozwolić, by wpadł do naszego mieszkania, przez co ucierpiałabym nie tylko ja, ale i cała moja rodzina. Poza tym, Chris raczej nie zrobi mi przesłuchania, w jakiejś restauracji, nie?!

Wśród wrogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz