Rozdział 10

1.3K 102 5
                                    

Pół roku później...

-Ładnie wyglądasz...- powiedziała Jojo. 

Uśmiechnęłam się do niej z podziękowaniem. Miałam na sobie czarną, skurzaną kurtkę, do tego czarne dżinsy, czarna bluzka i czarne, sznurowane kozaki. Nie chodziło o to, że czarny pasował do mojej cery, ale o to, że w ciemności nawet wampir miałby trudności w zobaczeniu mnie. I o to właśnie chodziło. Zlapałam do ręki pistolet. Ale nie taki zwyczajny, nabity nabojami, a ten stowarzyszenia- nabity drewnianymi kołkami. Do tego jeszcze dwa noże, od których na kilometr cuchnęło czosnkiem. 

Pół roku wcześniej, kiedy powiedziałam stowarzyszeniu antywampirów (w skrócie- SAW), o tym jak pokonałam krwiopijce, wszystko się zmieniło. Tydzień później, w używanie wszedł prototyp pistoletu, o drewnianych nabojach. Odkryliśmy również, że pijawy nie lubią czosnku (nie chcecie wiedzieć jak się tego dowiedzieliśmy, w skrócie poweim, że jeden z nas bardzo lubi czosnek) i że ten, kiedy się go ma w pobliżu, wydziela odór tak okropny dla wampirów, że nie wyczuliby człowieka, nawet gdyby był tuż przed nimi (też dłuższa historia). To wszystko doprowadziło do wynalezienia wielkiej ilości broni, której oczywiście, zaczęliśmy używać. Pijawy są teraz bardziej niepewne, jakby przestraszone, co niestety skutkuje w dużej ilości przemian, a my nie mamy aż tyle sprzętu i ludzi, by temu zaradzić. Dokładnie 5 miesięcy temu, każdy z nas zaczął trening. Typowe strzelanie z pistoletu, walki wręcz i tak dalej... Odkryłam, że jestem całekiem dobra, jeśli chodzi o rzucanie nożami, co mi się bardzo podoba. Jojo odkryła swoją siłę, w strzelaniu z łuku, a Fortis oczywiście w walce wręcz. I tak nam się żyło. Co zaś się tyczyło mojego drugiego życia... Do mamy wcale się nie odzywałam, jeśli to nie było konieczne. Po prostu każda z nas miała swoje życie. Ona spędzała długie godziny w pracy, a ja na treningach lub zajmowaniu się rodzeństwem. A szkoła.. no cóż, częściej mnie tam nie było, niż byłam. Miałam pare zagrożeń, ale się nie przejmowałam. Treningi były ważniejsze od jakiejś tam nauki. 

-Gotowa?- zapytała Jojo, podekscytowanym głosem. 

-Zawsze.- odpowiedziałam. 

Szliśmy w milczeniu. Było nas około 15. W tym oczywiście ja i Jojo, ale Fortis został dziś przydzielony do innego zadania. Nasze polegało na wydobyciu informacji, o tym, co się dzieje z ludźmi, gdy zostają porwani w czasie przemiany. Gdzie są przetrzymywani i tak dalej...

Byłam nie tyle zdenerwowana, ile podekscytowana, tak jak Jo. Obie szłyśmy w ciszy, ale co pewien czas patrzyłyśmy na siebie. 

-Ktoś idzie- szepnął facet idący na przedzie. O ile mnie pamięć nie myli, nazywał się Marco i miał dwadzieścia-pare lat. Od dawna był w SAW. 

Wszyscy szliśmy dalej i nagle jednej z dziewczyn na przedzie, zaczęły się plątać nogi. Po chwili wszyscy zaczęli się zachowywać jak pijani. Ktoś poszedł pod jakieś drzwko i zaczął opróżniać swój żołądek, to ktoś postanowił zrobić sobie WC na środku drogi, inni zaczęli się histerycznie śmiać lub płakać. Panowało kompletne zamieszanie. Ja zaczęłam kiwać się na prawo i lewo, aż wpadłam na Jojo, która z koleji śpiewała jakąś piosenkę. A nad tym wszystkim unosił się odór alkoholu i papierosów. 

Dopiero teraz, zobaczyliśmy zbliżających się mężczyzn. Było ich dwóch. Jeden wysoki jak dąb, a drugi niski i okrąglutki jak piłeczka. Szli trochę chwijnym krokiem, w ręku trzymając puste butelki po piwie. 

-Witam, witam.- powiedział niski.- Co wy tu dzieci robicie?

Marco podszedł do nich i uśmiechnął się sztucznie:

-Jesteśmy zwykłymi, a może niezwykłymi...- zaczął mu się plątać język. W końcu usiadł na jakiejś ławeczce i pokazał co ma w ręce. Alkohol, dużo alkoholu. 

Wśród wrogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz