Rozdział 6

1.5K 107 4
                                    

Było ciemno, księżyc był przesłonięty chmurami. Było cicho, więc moje kroki, choć starałam się stąpać bezszelestnie, słychać było aż za dobrze. Bałam się, bardzo się bałam. Puszka, którą trzymałam w rękach niemal mnie parzyła, choć jej powierzchnia była zimna. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Rozglądanie się na boki wzbudza podejrzenia. Przechodziłam właśnie koło śmietnika, z którego wysypywały się już wszelkiego rodzaju śmiecie. Po krótkim zastanowieniu postanowiłam zostawić tam puszkę. Przykryłam ją paroma opakowaniami i odbiegłam. Po drodze zatrzymałam się jeszcze przy jeziorze. Tafla wody była nieruchoma. Rozebrałam się szybko i wskoczyłam do wody. Była lodowata, ale musiałam to zrobić, bo cuchnęłam niemiłosiernie. Po krótkiej kąpieli wróciłam do moich rzeczy. Ubrałam nowe ciuchy z plecaka, a te co miałam na sobie, zostawiłam przy wodzie. Wracając do domu uśmiechałam się. Plan się powiódł. Nie nakryli mnie. Gdy dotarłam do mieszkania, otworzyłam kluczem drzwi. Chciałam to zrobić bezszelestnie, by nie obudzić mamy, ale niestety, przy otwieraniu rozległo się głośne skrzypnięcie. Super, jeszcze tylko awantury z mamą mi brakowało! Weszłam na paluszkach do holu i z ulgą stwierdziłam, że z sypialni, w której spała moja rodzicielka, dochodzi głośne chrapanie. Weszłam do mojego pokoju i w ubraniu poszłam spać. Nie miałam siły się już przebierać, bądź co bądź była 4 w nocy, a następnego dnia miałam szkołę. Świetnie, jak ja lubię się nie wysypiać! Tuż przed zasnięciem przypomniałam sobię ostatnie tygodnie, w których robiłam więcej interesujących rzeczy niż mój tata przez całe życie, bo wampiry to istoty nieżywe, nie?

A więc było to tak...

Gdy dowiedziałam się, że mój tatuś, mój tatulek został porwany przez pijawki, załamałam się. Przez pare dni siedziałam w pokoju. Nie jadłam, nie piłam. Wpatrywałam się tylko w zdjęcie, na którym widać było moją rodzinę. Tata, mama, ja i bliźniaki. Wszyscy razem, wszyscy uśmiechnięci. To jedyna cenna dla mnie rzecz, która mi po nim pozostała. Przez pewien (bardzo krótki) czas, wierzyłam, że tatuś wróci, albo że stowarzyszenie antywampirów go uwolni. Było to marzenie ściętej głowy, bo to przecież niemożliwe, by ktoś wrócił z niewoli u wampirów żywy. Nikomu się nie udało i wiedziałam, ale nie chciałam się z tym pogodzić, że mój tata nie będzie wyjątkiem. Po załamaniu przyszła wściekłość. Wściekołość na wampiry, na świat, na szkolę, a przede wszystkim na siebie. Dowiedziałam się od mamy, że tata szedł wtedy po tort dla bliźniaków, bo ja tego nie zrobiłam. Gdybym tego pamiętnego dnia nie poszła z Jojo, nie byłabym członkinią stowarzyszenia antywampirów, ale z drugiej strony, tatuś byłby wciąż wśród nas. Życie jest niesprawiedliwe! Poszłam do Jojo i Fortisa i powiedziałam im o wszystkim. Razem zaczęliśmy obmyślać plan, jakby tu pokazać wampirom, że nie jesteśmy tylko niewolnikami. I wtedy Anna wpadła na pewien pomysł. 25 listopada (czyli dzisiaj), wampiry miały mieć jakieś wielkie zgromadzenie. Była to tajna informacja, ale nam jakoś (nie przysłuchiwałam się) udało się ją przechwycić. Jako, że było to niezwykle ważne wydarzenie (ślub głównego dowódcy) WIEKSZOŚĆ wampirów miała na nim być. Nie, że ich jest tak mało- po prostu tam było tyle miejsca, że zdołało pomieścić z milion osób! Oczywiście co innego było kwestią widzenia czegokolwiek, ale to już inna sprawa... W każdym razie było dwa razy mniej strażników patrolujących miasto, co oznaczało dwa razy większą swobodę. Postanowiliśmy zrobić grafitti. Ja chciałam pójść, ponieważ umiałam je robić całkiem dobrze. Nauczyłam się od kuzyna. Anna zadbała o wszystko. Kupiła puszkę, która była oczywiście spreyem i zadbała o bezpieczeństwo. Poważnym problemem był zapach. Wampiry mogły z łatwością zlokalizować kogoś za pomocą niezwykle wyczulonego węchu. Postanowiliśmy więc wymazać mnie błotem i gównem bym śmierdziała jak najbardziej. W plecaku miałam rzeczy na zmianę. Cuchnęłam tak, że pijawki nie umiałyby wyczuć mojego naturalnego zapachu, a gdy się umyłam ich trop by się urwał. To był sprytny plan i byłam szczęsliwa mogąc go zrealizować. Graffiti pojawiło się na murze przy ratuszu, w którym urzędowali krwiopijcy. Gdybym zrobiła je w jakimś zauku, nikt by się nie przejął. Ale w takim miejscu...Da to napewno wampirom do myślenia. Wszystko się udało. Przechytrzyliśmy ich. Niech pijawy zrozumią, że my nie będziemy siedzieć bezczynnie, gdy kolejnie osoby znikają w czasie przemiany!

Z tą myślą usnęłam...

****

Wiem, że rozdział trochę dziwny, ale mam nadzieję, że komuś się spodobał... Sorry, za błędy!

Wśród wrogówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz