Królowie Przeszłości.

530 71 140
                                    

wszystkiego najlepszego dla mojej ulubionej komentatorki, dzięki której zawsze mam motywację pisać dalej <3  TenshiBlackk you're a gift from heaven seriously

===


Cisza była najgorsza.

Dean dreptał posłusznie za ojcem, gdy przechodzili przez Gnijowisko i wchodzili do miasta. Król myślał. Nie należało mu przeszkadzać, zwłaszcza, że nadal był zły: nie wściekły, nie rzucał się do chłopca w panice, wyładowując stres na nierozsądnym dzieciaku, ale ewidentnie był zły.

Przechodzili ulicę za ulicą, mijając kolejne bary, sklepy i restauracje, w których o tej godzinie roiło się od ludzi. Młodzi, starzy, jeszcze młodsi od młodych: wszyscy świętowali rozpoczęcie weekendu. Wszyscy, oprócz Deana.

Ciągnął się za Johnem jak cień, wykręcając sobie palce z braku innych możliwości. Kostka pod butami zmieszała mu się już w jedność, gdy wbijał w nią nieustannie wzrok, a ojciec wciąż milczał. Dotarli aż na Bankową, zanim się odezwał.

-Dean, czy zdajesz sobie sprawę, jak nieodpowiedzialne było to, co zrobiłeś?

Oho. Zaczęło się.

Dean pokiwał wolno głową, zaraz zdając sobie sprawę, że ojciec tego nie widzi. Przełknął ciężko.

-Tak, tato.

-Nie jestem tego taki pewien.-John spojrzał na syna poważnie.-Okłamałeś matkę, mówiąc, że chcecie iść na dziedziniec. Oszukałeś Bobby'ego, który miał was pilnować, zapewnić wam ochronę. Poszedłeś do Gnijowiska, mimo że z samego rana ci tego wyraźnie zabroniłem, a nawet dalej, do Cmentarza Demonów. Jakby tego było mało, zaciągnąłeś tam Castiela, naraziłeś i jego, i siebie...a Cas za to oberwał.

-Obronił mnie.-odparł cicho blondyn.-Ogar na mnie skoczył, a Cas mnie zasłonił...dlatego jest ranny. Chciał mnie ratować.

-Wiem, że go uwielbiasz.-ciągnął dalej król, odwracając się do Deana i kładąc mu obie dłonie na ramionach. Zatrzymali się na chwilę.-I wiem, że chciałeś mu zaimponować idąc tam, ale narażanie się bez sensu nie jest żadnym powodem do dumy.

Dean zerknął smutno w górę.

-Chciałem być tylko odważny...jak ty.

-Jestem odważny, kiedy muszę.

-Ale myślałem...-Dean zamrugał kilkukrotnie, by odgonić resztki łez, pojawiające się ilekroć myślał o Castielu, leżącym gdzieś u maestra, który zszywał mu poszarpaną rękę.-...myślałem, że król niczego się nie boi.

-Dzisiaj się bałem.-odparł spokojnie John, patrząc prosto w zielone oczy syna.-Bałem się, że cię stracę. Wiesz, dlaczego nazywają tamto miejsce Cmentarzem Demonów? Spłonęło doszczętnie dekady temu, ale najstarsi, którzy przeżyli, wciąż sądzą, że to wina władz, dlatego tak nas nienawidzą...ludzie z Cmentarza...to absolutny margines społeczny. To wyrzutki, najgorsze z możliwych...narkomani, gwałciciele, mordercy. Gdyby nas tam nie było...

Pokręcił głową, nie chcąc nawet o tym myśleć.

-Obiecaj mi, że nigdy tam nie pójdziesz. Obiecaj, Dean.

Blondyn przypomniał sobie, jak wcześniej tego dnia składał podobną przysięgę. Tym razem odpowiedział szczerze.

-Obiecuję.-przytulił się mocno do ojca, aż ten odetchnął głęboko, w końcu się uspokajając.-Nigdy więcej.

Odsunęli się lekko od siebie, a John zmierzwił synkowi brudne włosy, śmiejąc się cicho.

-Jesteś najbardziej narwanym dzieciakiem tego królestwa, wiesz?

The Lion KingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz