Stary przyjaciel.

700 74 145
                                    

no siema

dalej nie napisałam finału bo jestem w szkole zarobiona aż do świąt i później

ale będzie

kiedyś tam ale będzie

więc rozdział też jest

enjoy

===

-To świetliki. Mówię wam.

Był już późny wieczór, gdy siedzieli we trójkę w ogrodzie, na rozkładanych, materiałowych leżakach, popijając piwo na zgodę, które Dean przyniósł z baru. Balthazar prychnął cicho pod nosem.

-Świetliki?

-No. Jak chuj. Przykleiły się.

-Więc to nie są...wielkie kule gazowe, oddalone od nas o tysiące lat świetlnych?

-Tobie wszystko kojarzy się z gazami, Balth?

-A tobie z klejeniem się?

Dean westchnął ciężko, upijając łyk alkoholu. Wpatrywali się w pięknie rozgwiażdżone niebo, a starsi próbowali zdecydować się, czym właściwie owe gwiazdy są. Jeden z wielu tak samo bezsensownych wieczorów, jakie spędzali już wielokrotnie wcześniej i blondyn zaczynał się martwić, że ich debilizm przeszedł już na niego przez te szesnaście lat. Żył z tymi pojebami od szczeniaka, co się dziwić.

-A ty, Dean? Co myślisz?-Balthazar szturchnął go nieśmiało w ramię stopą, wciąż pamiętając, jak Dean się rano na niego wściekł. Teraz zielonooki tylko milczał, pogrążony we własnych myślach, co nieco ich martwiło.

-Cóż...miałem jakieś tam podstawy astronomii. Balth chyba ma rację, to są wielkie kule gazów.-odparł, układając się wygodniej w leżaku. Gabriel przewrócił oczami.

-Nie umiesz się w to bawić. Powiedz, co MYŚLISZ, że tam jest. Nie, co ci WMÓWIONO.

Winchester poruszył się niespokojnie, wzruszając ramionami.

-Nie wiem.

-No, nie bądź taki! Na pewno masz jakieś teorie. Powiedz nam!

Gabriel dźgnął Miltona łokciem w żebra, nakazując mu wzrokiem, że ma wziąć jego stronę.

-Tak, powiedz.-odchrząknął mężczyzna, zaraz potem sycząc wściekle do złotookiego. Gabriel uniósł tylko ramiona i brwi, jakby nie wiedział, o co chodzi.-No mów, Deano, śmiało!

Dwudziestosześciolatek odetchnął głęboko, układając w drżących nieco palcach szyjkę butelki. Założył nogę na nogę w kostkach, prostując je i znów kierując wzrok ku jasnym punktom na niebie.

-Ktoś powiedział mi kiedyś...-zaczął cicho.-Że spoglądają na nas stamtąd wszyscy zmarli władcy. Opiekują się nami...pilnują, by nic nam się nie stało. Są tam, wszyscy razem.

Gabriel uniósł brew.

-Że tam, na górze?

Dean pokiwał lekko głową.

-Tak.

-Gapi się na nas cała zgraja nieżywych gości?-upewnił się, zanim wybuchnął śmiechem. Głośnym, niepochamowanym i rechoczącym. Balthazar mu wtórował.

-Ta...głupie, nie?-Dean usiadł prościej, wypijając trochę ze swojego piwa. Podniósł się ciężko, odstawiając butelkę obok swojego prowizorycznego krzesła.

The Lion KingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz