Niech żyje król.

568 73 171
                                    

-Wrócisz za kilka dni...prawda?

Dean uniósł wzrok, patrząc na Castiela z ręką w temblaku. Słońce nieco go oślepiało, ale udało mu się dostrzec cień zmartwienia w oczach przyjaciela, gdy stali przed pałacem, czekając, aż służba zapakuje rzeczy do zielonego Jeepa. Nie było oficjalnych pożegnań, nie chcieli zwracać na siebie uwagi-na placu byli tylko oni, Sam, król, dwóch strażników i dwóch osiłków, którzy mocowali się z bagażnikiem. John uparcie coś z nimi ustalał, nie zwracając większej uwagi na chłopców i wciąż będąc zdenerwowanym poranną rozmową z żoną.

-Tata mówi, że tak. Najwyżej tydzień.-odpowiedział blondyn, przenosząc wzrok na brata.-Nie waż się wchodzić do mojego pokoju, gdy mnie nie będzie.

Sam pokazał mu język, za co zarobił trzepnięcie po grzywce.

-AUA!

-I nie męcz za bardzo Casa, dobra?-dziesięciolatek stanął naprzeciwko szatyna, wsuwając dłonie w kieszenie swojego płaszcza.-Musi odpoczywać, żeby ręka mu wyzdrowiała.

-Dobra, dobra, zostawię go w spokoju.-Sam przewrócił oczami, uśmiechając się jednak pod koniec.-Przywieziesz mi coś z gór?

-Jasne. Ciupagę. Żeby cię nią dźgać.

-Chcę pukawkę!

-Puknąć to się możesz w łeb.

-Pomyślałby kto, że bracia królewscy darzą się wielką, nieopisaną miłością.-John stanął za Deanem, wzdychając cicho.-Kiedyś ta rodzina mnie naprawdę wykończy.

-Już wszystko gotowe?-zapytał z lekkim zawodem dziesięciolatek, patrząc w górę na ojca, który kiwnął głową na potwierdzenie.

-Tak, możemy jechać. Samuś, chodź do tatki się pożegnać.-król klęknął, by być na jednym poziomie z szatynem, który pokręcił głową z niezadowoleniem.

-Nie jestem już maluchem, żebyś tak mówił.-mruknął, ale podszedł do ojca i uścisnął go krótko.-Przywieźcie mi pukawkę!

-Pukawka. Nie ma sprawy.-John poczochrał go czule po włosach.-Opiekuj się mamą, dobrze? I...powiedz jej, że przepraszam. Zrozumie, o co chodzi.

Chłopczyk pokiwał głową, pociągając cicho nosem. Mógł udawać, że tak nie jest, ale wciąż był na tym etapie maleńkości, na którym rozłąka z rodzicem na tyle dni równoważyła się z tragedią narodową. Nie bardzo rozumiał, czemu jego tata i brat wyjeżdżają, ale z całych sił próbował być dzielny.

-Castiel...-John skinął dwunastolatkowi.-Mam nadzieję, że gdy wrócimy, twoja ręka będzie już w o wiele lepszym stanie. Uważaj na siebie i słuchaj się ojca, w porządku?

Novak pokiwał głową.

-Oczywiście. Szczęśliwej podróży, Wasza Wysokość.

Mężczyzna uśmiechnął się do niego łagodnie, zaraz przenosząc wzrok na syna.

-Pożegnaj się. Zaczekam w samochodzie.

Odszedł do pojazdu, po drodze rozmawiając jeszcze z Bobby'm, a Dean westchnął smutno, patrząc na brata niepewnie.

-Nie wiem, czy cię profilaktycznie walnąć, bo na sto procent coś odwalisz w moim pokoju, czy być dobrym bratem i cię przytulić.

Sam uśmiechnął się diabelsko.

-Załóżmy, że jesteś dobrym bratem.

Dean uśmiechnął się pod nosem i przygarnął do siebie sześciolatka, mierzwiąc mu mocno włosy, przez co ten próbował się wyrwać. Kiedy już mu się to udało, usiłował walnąć starszego w żebra, ale blondyn tylko się odsunął i zaśmiał.

The Lion KingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz