zaniedbuje was bardzo wiem przepraszam ALE NIECH KTOŚ MNIE ZMUSI DO NAPISANIA TEGO FINAŁU W KOŃCU BO COŚ SOBIE ZROBIĘ dziękuję
also wiedźmin netflixa? nie jest taki zły jak myślałam? jakby? dajcie mi już drugi sezon halo? i need more jaskier in my life
tymczasem
enjoy
===
-KURWA, KURWA, KURWA, KURWA JEGO PIERDOLONA MAĆ!
Castiel kopnął z furią w koło swojej wiekowej terenówki, z której aktualnie leciał dym i para, raz za razem buchając z otworzonej maski. Stanął przy drodze, nawet nie dwa kilometry od Inris-akumulator już padł.
-PIERDOLONY JIM Z PIERDOLONEGO WARSZTATU W PIERDOLONYM INRIS, MIEŚCIE ZJEBÓW KURWA!-krzyknął, znów kopiąc Bogu ducha winne auto. Dyszał ciężko, porządnie wytrącony z równowagi. Wyprostował się, zaciskając palce na nasadzie nosa i oddychając głęboko.-Kurwa.
Jego zasób słownictwa znacznie poszerzył się o przekleństwa, skoro praktycznie był żołnierzem-ich akcje opierały się głównie na dywersji, partyzantce i propagandzie, ale zawsze jakimś tam był. Munduru nie miał, broń Błękitnych, naboje od straży pałacowej, oddziały chaotyczne i niewyszkolone, ale ciągle walczył. Lubił wychodzić z przekonania, że każdy, kto walczył, był żołnierzem. Przynajmniej tak usprawiedliwiał swoje zdenerwowanie.
Dwa kilometry od Inris-daleko zajechał. Co miał teraz zrobić? Wrócić tam? Prosić o nowy akumulator u tego oszusta, który tak zapewniał go, że ten będzie "działał jak ta lala"? Znów spotkać Deana, mimo że mieli się już nigdy nie zobaczyć?
Boże, to by było niezręczne. I jeszcze bardziej bolesne, niż za pierwszym razem.
Oparł się o maskę, wzdychając z bezradności. Tysiące mil od fizycznego domu, dwa kilometry od emocjonalnego...
Gdyby to od niego zależało, rzuciłby ten samochód w pizdu i już wracał do Inris, do Deana, ale nie mógł. Musiał być w stolicy najpóźniej jutro, zbyt długo jego patchworkowe wojsko nie miało przy sobie przywódcy. Nie tak wyobrażał sobie bycie liderem i oddałby wszystko, by móc jednocześnie dowodzić i być tutaj, z mężczyzną, który prawdopodobnie był miłością jego życia, ale nie było to możliwe...a ktoś musiał wziąć na siebie ciężar tego stanowiska. Nie życzył go nikomu innemu.
-Cas!
Uniósł gwałtownie głowę, pewny, że się przesłyszał, ale, mimo tysięcy wystrzałów, jego uszy wciąż pracowały całkiem nieźle-Dean naprawdę go wołał.
Wołał to duże uproszczenie: blondyn wyrzucił z siebie to imię na wydechu, biegnąc na złamanie karku w jego stronę. Musiał tak biec od samego Inris, bo wyglądał na wykończonego. Lata mieszkania z Gabrielem i Balthazarem raczej nie sprawiły, że stosował zdrowy styl życia, ćwicząc i biegając co rano, które dla niego oznaczało coś koło trzynastej, więc pot lał się z niego strumieniami, ale zielonooki nie zatrzymał się, dopóki nie dopadł zaskoczonego bruneta i nie przycisnął swoich drżących warg do jego.
Przez chwilę Novak nie wiedział, co ma robić. Czuł, że się przewracają, więc złapał mężczyznę w pasie, mocno i ostrożnie, tak, jak zazwyczaj go trzymał. Dean był zbyt zmęczony, by włożyć więcej energii w ten pospieszny pocałunek, ale nie to też było jego zamiarem: poczuł spontaniczną chęć pocałowania bruneta, jak tylko go zobaczył, więc zrobił to, omal nie zwalając się na ziemię. Castiel, z szoku, prawie tylko stał, oszołomiony jego widokiem i obecnością, aż Dean nie odsunął się z płytkim oddechem, opierając dłonie na klatce piersiowej niebieskookiego.
CZYTASZ
The Lion King
Fanfiction|| KRÓL LEW || W nowoczesnej monarchii króla Johna, Dean i Castiel dorastają razem pozbawieni wszelkich trosk, dopóki nieszczęśliwy wypadek, czy też zaplanowane morderstwo odbiera życie władcy. Dean musi uciekać ze stolicy i zostawić przyjaciela, by...