Pov. Marek
Półtorej miesiąca. Dokładnie tyle minęło od śmierci Łukasza. Półtorej miesiąca płaczu i bólu psychicznego. Półtorej miesiąca siedzenia w zamkniętym pokoju, wychodząc jedynie by coś zjeść, lub się umyć. Tyle czasu zapełniania sobie głowy brunetem. Jego błękitnymi oczami i zawsze idealnie postawioną grzywką. Silnymi ramionami i klatką piersiową na której uwielbiałem zasypiać. Jego zapachem - mocne, męskie perfumy zmieszane z dymem papierosowym.
Siedział w mojej głowie, nie potrafiąc znaleźć drzwi by wyjść. Uderzał w ścianki nie pozwalając zapomnieć. Ranił, nie wypowiadając żadnego słowa.
Przekręciłem się na drugi bok, wtulając twarz w poduszkę. Siedziałem w pokoju chłopaka na łóżku, wdychając przyjemny zapach świeżej pościeli, którą wymienił mi Marcin.
To nie był zapach Łukasza. To przy tamtym się uspokajałem.
Mieszkałem z Marcinem i Oskarem. Oboje latali w okół mnie, bym jak najmniej odczuł brak bruneta. Robili mi śniadania, obiady i kolacje. Przytulali mnie i pocieszali, ale to nic nie dawało. Miałem go w głowie cały czas.
Usiadłem na łóżku, przecierając oczy. Zrzuciłem z siebie kołdrę i wstałem, powoli idąc w stronę toalety. Przystanąłem na chwilę, słysząc z dołu czyiś śpiew. Zszedłem na dół, widząc dwóch chłopaków siedzących na kanapie.
- Dwa Moety, siedem nieszczęść, Olej mówi dużo przekleństw. Gołąb Wacek robi ciasto a Stuu chodzi wciąż na miasto. Zieleń, jeleń co ja mówię, alkoholu nie odmówię. Myślę sobie...
- NIE! - Oskar przerwał śpiewanie Marcinowi, wymachując kartkami. - Za wysoko! Musisz niżej, bo piszczysz!
Brunet kiwnął głową i otworzył usta, ale zanim zdążył cokolwiek zaśpiewać ponownie przerwał mu Oskar.
- Poczekaj chwilę. Marek!
Wzdrygnąłem się, słysząc swoje imię. Niezbyt wiedząc co robić, zszedłem po cichu po schodach, nie pewnie podchodząc do chłopaków. Oboje uśmiechnęli się na mój widok, czekając aż podejdę bliżej.
- Jesteś głodny? - Oskar wskazał na kuchnię.
Pokręciłem głową, przystępując z nogi na nogę.
- A coś do picia? - Marcin ruszył w kierunku Oskara, otwierając lodówkę. - sok pomarańczowy, wodę? Albo nie, może coś ciepłego. - chłopak zamknął drzwiczki i podszedł do blatu. - herbatę, kawę?
- Łukasz nie pozwalał mi pić kawy, bo potem nie potrafię zasnąć. - przegryzłem wargę, wpatrując się w podłogę.
Usłyszałem jak chłopaki wzdychają, popadając w chwilową ciszę. Po chwili zobaczyłem i kucającego przede mną Marcina. Położył mi rękę na ramieniu, kilka razy je głaszcząc.
- Marku... - zaczął, patrząc w moje oczy. - Łukasz zawsze chciał dla ciebie jak najlepiej, ale...
- To zrobimy ci takim razie herbatę. - Oskar przerwał brunetowi, wlewając wodę do czajnika i mrożąc Marcina wzrokiem.
Ten wstał, podchodząc do stołu i siadając przy nim.
Nic na to nie poradzę. Wszystko mi go przypomina. Tak wiele bym dał, by był tu teraz ze mną. Bym mógł się do niego przytulić, zasnąć w jego ramionach. Nawet, gdybym miał się więcej nie obudzić. Po prostu by mieć go przy sobie. Do samego końca. Pomimo jego krzyku, stanowczości. Twardych zasad. Pomimo wszystkiego w jego charakterze, od czego tak bardzo chciałem uciec.
- Usiądź przy stole Marek, będzie ci wygodniej. I nie pij od razu, bo się poparzysz. - Oskar położył kubek na stole, siadając obok bruneta.
Zrobiłem, o co prosił, błądząc wzrokiem po kuchni. Złapałem delikatnie gorący kubek w dłonie, ogrzewając je.
- Wiesz, że pracuję nad nową piosenką? - Marcin przerwał ciszę, spoglądając na mnie z nadzieją, że jakimś tematem wybije mi na chwilę z głowy Łukasza.
- To fajnie. - moje słowa były puste i pozbawione uczuć.
Cały taki byłem. Nie obecny, przygaszony. Starałem się nie ranić chłopaków tylko z powodu smutku, bo to przecież nie ich wina.
- Może odniesie większy sukces niż poprzednia, bardzo się starałem. Oskar mi pomagał. - uśmiechnął się do blonyna, co ten odwzajemnił. - chcesz posłuchać? Mogę ci zaśpiewać.
- Już słyszałem, bardzo ładna. Sam pisałeś tekst?
Chłopak pokiwał energicznie głową, widząc, że rozwijam temat. Nie ciekawił mnie. Po prostu nie chciałem, by chłopaki pomyśleli, ze się nad sobą tyle użalam. Że jestem za słaby. próbowałem to ukazać, ale mi nie wychodziło. I tak później wracałem do pokoju, przepłakując kolejną noc.
- Całkowicie sam! Chociaż nie... Wacuś mi pomagał w jednej zwrotce. Bardzo chciał być w piosence więc uznałem, że zrobi ciasto, bo w końcu ciasto się kojarzy trochę ze świętami, a niedługo wigilia.
Wigilia. Czas, który miałem spędzić z Łukaszem. Nie, nie miałem. Chciałem go z nim spędzić, żeby wigilia choć raz nie była dla mnie koszmarem. Żeby choć raz nie przypominała mi alkoholu i przemocy. Żebym chociaż raz w święta mógł się uśmiechnąć.
- Wypij herbatę Marek. Już możesz, ostygła. - Oskar podsunął mi pod nos kubek.
Pokręciłem głową i ruszyłem w stronę schodów, słysząc za sobą zatroskany Oskara:
- Wypij chociaż kilka łyków... poczujesz się lepiej.
- Nie chcę. - moje słowa były ciche, niemalże niesłyszalne.
Wszedłem do pokoju i rzuciłem się na łóżko, kolejny raz popadając w płacz.
"Tworząc uśmiech w tonie łez", czyli "To jest chore", część druga.
CZYTASZ
To jest chore 2. Tworząc uśmiech w tonie łez | KxK
FanfictionPłakałem, a ciebie nie było. -------------------------------- To jest chore 2 | KxK Tworząc uśmiech w tonie łez. -------------------------------- Uwaga! Treści opowiadania nie mają na celu nikogo obrazić a charaktery bohaterów nie są zgodne z praw...