3. Może porozdajesz prezenty?

2K 132 67
                                    

Siedziałem właśnie w kuchni, dekorując pierniki. Chłopaki robili to samo, rozmawiając o wigilii, która miała być jutro.

- Po kij ci Olejnik? On do rodziny jedzie, zostaw go w świętym spokoju.

- Pośpiewamy kolędy? - brązowo-włosy zmienił temat.

- Pewnie, że tak! I Kevina samego w domu oglądniemy. Wogóle ostatnio...

Zamknąłem oczy, wyłączając się. Przestałem słuchać tego, co chłopaki mówią, gdzieś w tle słysząc jedynie bełkot. Wróciłem myślami do Łukasza. Analizowałem w głowie każdy moment w moim życiu z jego udziałem, od samego początku. Akademik, impreza. Pierwszy dzień u chłopaka. Mój strach, gdy mnie dotykał. Ból, gdy na mnie krzyczał. Pierwsza wizyta policji. Moment, w którym zacząłem Łukaszowi ufać. Wyjazd do Paryża. Spotkanie z siostrą. Płacz, gdy chłopak zabrał mnie ze szpitala. Szczęście, gdy mogłem go ponownie przytulić. Chwila, w którym zostałem z Oskarem w domu, wciąż myśląc o brunecie. Moment, w którym dowiedziałem się, że nie żyje. Że go już więcej nie dotknę. Nie zasnę wtulony w niego. Nigdy więcej nie poczuje jego ust na swoich. Nie będę się już uspokajać przy zapachu jego perfum, który i tak w końcu zleci z jego ubrań. Zostanę sam, pomimo tego, że będę otoczony ludźmi.

- Dlaczego nic nie jesz? Chociaż barszcz, nie musi być cały. - Oskar podsunął mi pod nos miskę.

Pokręciłem głową, naciągając na nadgarstki rękawy świątecznego sweterka od chłopaków.

Była wigilia. Siedzieliśmy w trójkę przy stole: Ja, Oskar i Marcin. Chłopaki bez przerwy mówili coś do mnie, próbując jakoś rozluźnić atmosferę. Milczałem tylko, wpatrując się przed siebie.

- To może porozdzajesz prezenty? - Marcin uśmiechnął się do mnie, wskazując na kolorowe opakunki pod choinką.

- Ale ja nic dla was nie mam... - zawisiłem wzrok na chłopakach.

- Nie szkodzi Maruś. - Marcin uniósł kąciki ust do góry. - super prezentem dla nas byłby twój uśmiech. Ciągle siedzisz smutny, dzisiaj wigilia.

Pokiwałem głową, lekko się uśmiechając. Po chwili jednak ponownie przybrałem minę smutnego, niepewnie odchodząc do choinki.

Wziąłem do ręki prezent z imieniem Oskara i podałem mu go, ponownie sięgając po kolejny, tym razem Marcina. Oboje podziękowali, rozrywając papiery.

- Ale ty to krzywo zapakowałeś... - blondyn pokręcił głową. - masakra.

- Ale ty się krzywo dzisiaj pomalowałeś...

- Po pierwsze: co. A po drugie...

- Maruś, dlaczego nie otwierasz prezentów? - Marcin zmienił temat.

Wzruszyłem ramionami, delikatnie przysuwając do siebie średniej wielkości, kolorowe pudełko z własnym imieniem na górze. Usiadłem na kolanach ziemi i delikatnie złapałem za wstążkę, chcąc ją odwiązać. Zanim zdążyłem pociągnąc za materiał, usłyszałem ciche brzdęk kluczy, nacisk klamki oraz kroki w stronę salonu i głowę, patrząc na osobę która weszła.

To jest chore 2. Tworząc uśmiech w tonie łez | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz