11. Nie ma szantażowania

1.6K 135 634
                                    

A gdyby tak skomentować każdy akapit? (Ja nic nie sugeruję)

Pov. Łukasz

Wszedłem jak najciszej do pokoju Marka, kładąc czarną walizkę na ziemi. Podszedłem do łóżka chłopaka, patrząc na jego roztrzepane włosy i zaspaną twarz. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta. Nachyliłem się nad nim i z uśmiechem złożyłem na jego silnych ustach delikatny pocałunek. Mały skarb mruknął coś, chowając twarz w poduszce.

Otworzyłem jego szafę, wyjmując z niej kilka bluzek, jeansów, dresów, bluz i jakąś bieliznę ze skarpetkami. Wszystko włożyłem do torby sportowej, zostawiając tylko szare dresy, czarną, zwykłą koszulkę z krótkim rękawem i niezapinaną bluzę.

Ponownie podszedłem do blondyna, kucając przy jego łóżku. Wsunąłem rękę pod kołdrę, dostając się do koszulki chłopaka. Podwinąłem ją, gładząc jego skórę na brzuchu. Młodszy wzdrygnął się, czując moją lodowatą dłoń. Próbował ja odepchnąć, ale byłem silniejszy. Jęknął z niezadowolenia, gdy tylko przeniosłem dotyk na klatkę piersiową.

- Dzień dobry. - zaśmiałem się, całując go w policzek.

Odgarnąłem mu grzywkę z czoła, a on zmarszczył brwi, otwierając powoli oczy.

- Wstawaj, bo za pół godziny wyjeżdżamy. Tutaj masz rzeczy, będę czekał na dole.

Wstałem i razem z walizką Zszedłem na dół. Postawiłem ja w przedpokoju i usiadłem przy stole, czekając na Marka.

- Gdzie jedziemy?

Chłopak zszedł po piętnastu minutach na dół, przecierając zaspane oczy.

- Tam, gdzie chciałeś jechać. - uśmiechnąłem się do niego promiennie, wyciągając w jego stronę ręce, by mógł mnie przytulić.

- Hiszpania... - wszeptał podbiegając do mnie i rzucając mi się w ramiona. - dziękuję... - blondyn wdrapał mi się na kolana, mocno zaciskając ręce na mojej szyi.

Zaatakowałem pocałunkami jego szyję i policzki, a chłopak delikatnie zaczął chichotać.

- Dlaczego akurat Hiszpania? - podrzuciłem Marka na kolanach, wpatrując się w jego błękitne, błyszczące oczy.

- Nie powiem. - chłopak pokręcił głową za śmiechem.

- To takie tajne? - złapałem blondyna za biodra, jeżdżąc po jego pasie ręką.

- Jak mi powiesz, czy mieszkał z tobą jakiś chłopak.

Zmarszczyłem brwi i przymrużając jedno oko przechyliłem głowę do boku.

- Ale tak nie robimy. - pokręciłem głową. - nie ma szantażowania.

- Proszę. - jego oczka się zaszlikły, a usta zadrżały.

- Wiadomość czy był jakiś chłopak, czy to nie było nic nie zmieni w twoim życiu. - westchnąłem.

- Właśnie. Dlatego możesz mi powiedzieć.

Odlepiłem chłopaka od siebie, stawiając go na podłodze.

- Kurtkę, czapkę i buty ubieraj i wychodzimy.

Młodszy zasmucony kiwnął głową i pobiegł do przedpokoju. Założył cienką, czerwono - czarną kurtkę i czarną czapkę. Schylił się by założyć trampki by po chwili wyprostować się z uśmiechem.

Podszedłem do niego i wyciągnąłem spod kurtki kaptur od bluzy na wierzch. Poprawiłem mu czapkę, całując jego czoło i delikatnie popchnąłem go do przodu. Wyszliśmy z domu, który zamknąłem na klucz. Blondyn wsiadł na miejsce pasażera a ja dorzuciłem do bagażnika torbę sportową, zaraz obok czarnej walizki. Wsiadłem do auta i odpaliłem silnik, wyjeżdżając w stronę Warszawy.

- Prześpij się może, co?

Jechaliśmy od dwóch godzin a chłopak wciąż kręcił się na siedzeniu.

Zdążyłem już zauważyć po wyjeździe do Paryża, że chłopak nie lubi długich podróży. Nudzi się i nie potrafi zasnąć.

- Nie umiem zasnąć.

- Możemy zajechać do maka coś zjeść, hm?

- Nie jestem głodny.

Westchnąłem, włączając kierunkowskaz w lewo. Zjechałem na pobocze, podjeżdżając do elektronicznych zamówień. Zamówiłem coś dla siebie i chłopaka, przejeżdżając by zapłacić. Po wykonaniu płatności i odebraniu zamówienia podałem je młodszemu i wróciłem na autostradę.

- Kochanie, podałbyś mi colę? - wskazałem na jedzenie, które trzymał na kolanach chłopak. - i zjedz coś skarbie, bo następny raz będziemy jedli już na lotnisku albo w Hiszpanii.

Skinął głową, podał mi colę, niechętnie biorąc do ust kilka frytek.

- Powiesz mi proszę...? - mój chłopczyk popatrzył na mnie smutno, biorąc do ręki kolejne frytki.

- Już o tym rozmawialiśmy. - podałem mu swoją colę, skupiając się na drodze.

- Łukiś...

O nie. Robi to. Zdrabnia moje imię. patrzy na mnie ze smutkiem ślicznymi, niebieskimi tęczówkami. I jak ja mam się nie zgodzić?

- Mieszkał. - Westchnąłem, zmieniając bieg. - mieszkał ze mną kiedyś jakiś młodszy chłopak.

To jest chore 2. Tworząc uśmiech w tonie łez | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz