- Jak miał na imię? Ile miał lat? To był twój chłopak? - Marek zasypał mnie pytaniami, wkładając do ust słomkę od Coca- coli.
- Marku... - zacząłem, ale chłopak mi przerwał.
- Powiedz mi, proszę. Już zacząłeś.
Przegryzłem wargę, zastanawiając się, co powiedzieć. I tak już wie za dużo. A będzie dążył do tego, by dowiedzieć się jescze więcej. Tak funkcjonuje każdy człowiek. Jak chłopak się dowie, może się wystraszyć, uciec. Nie, nie "może." Zrobi to, na pewno.
- Michał. Miał na imię Michał. - patrzyłem się pusto w drogę.
-A ile miał lat?
- Szesnaście. - moje usta drgnęły. - był dwa lata młodszy od ciebie.
Chłopak chwilę milczał, analizując słowa.
- A dlaczego już z nim nie jesteś?
Uchyliłem lekko usta, zastanawiając się, jak ubrać wszystko w słowa.
- Odpowiedź na te pytanie jest dość skomplikowana. - postukałem palcami o kierownicę. - zadaj inne, albo najlepiej przestań pytać.
- A dlaczego siedziałeś w więzieniu?
Zacisnąłem dłonie na kierownicy, dociskając gaz.
- Skończ jeść. - wskazałem na frytki, które chłopak trzymał w ręce.
- Powiedz mi.
- Nie musisz tego wiedzieć.
Blondyn odłożył jedzenie na tylne jedzenie, picie umiejscowiając w specjalnie przeznaczonej do tego półeczce.
- Obiecuję, że jak mi powiesz to już nigdy więcej nie będę Cię o takie rzeczy pytał.
Zastanowiałem się chwilę. Jesteśmy na autostradzie. Nie ma jak uciec. Mam jego dokumenty, telefon, ciuchy. Nie ma opcji, żeby się ode mnie tak łatwo uwolnił. Drugi raz nie popełnię tego błędu.
- Za gwałt i przemoc fizyczną, psychiczną. Groźby i morderstwo. - wciąż wpatrywałem się w drogę, ani razu nie spoglądając na chłopaka.
Tak, zabiłem go. Zabiłem, bo mnie nie chciał. Wolał kogo innego. Przestałem być dla niego ważny.
I tak. Miałbym dożywocie. Gdyby nie moje kontakty.
- Wypuść mnie. - głos młodszego drżał, zamieniając się w szept.
Milczałem, skupiając się na drodze.
- Łukasz, wypuść mnie stąd. Wyrzuć mnie przy najbliższej stacji.
Nie zwracając uwagi na jego słowa zwolniłem, podjeżdżajac do kasownika biletów.
- Cichutko Maruś teraz.
Z szufladki wyjąłem portfel a z niego kartę kredytową. Przywitałem się z facetem w okienku który wzięł ode mnie kartę, by móc zapłacić za przejazd.
Kątem oka zobaczyłem jak blondyn sięga ręką w stronę klamki. Szybko zablokowałem wszystkie drzwi w samochodzie, by nie mógł się wydostać.
Podziękowałem mężczyźnie biorąc od niego kartę i odjeżdżając.
Marek popatrzył na mnie ze strachem, panicznie szarpiąc za klamkę.
- Wypuść mnie stąd! - krzyknął, zanosząc się do płaczu. - wypuść!
Zaczął płakać, kopiąc w karoserię.
- Skarbie zostaw, bo zniszczysz. - starałem się być opanowany, ale tak naprawdę wszystko się we mnie gotowało.
Blondyn wpadł w jeszcze większą histerię, wciąż uderzając w karoserię i szarpiąc klamkę.
Cały podnerwicowany popatrzyłem na nawigację na telefonie. Zostało półtorej godziny. Nie dam rady tak prowadzić. Chłopak krzyczał i płakał i wcale nie zanosiło się do tego, żeby przestał.
Zjechałem na pobocze, wyłączając silnik. Wyszedłem z samochodu, zamykając go, aby chłopak nie mógł wyjść. Poszedłem do bagażnika, z którego wyjąłem środki nasenne i jakiś sok. Polożyłem tabletkę na jakimś paragonie, rozkruszyłem ją i wrzuciłem proszek do napoju. Zakreciłem nakrętkę i wymieszałem sok.
Marek wciąż krzyczał, kopiąc i szrapiąc klamkę. Płakał, uderzając ręką w szybę.
Zamknąłem bagażnik i podszedłem do drzwi od strony pasażera, odblokowujac je.
Marek wyskoczył z auta, chcąc gdzieś pobiec, ale złapałem go, z całej siły przyciskając do siebie.
- Uspokój się w tej chwili. - wsyczałem, tracąc już cierpliwość.
Blondyn zaczął kopać moje kostki, uderzając dłońmi w moją klatkę piersiową.
- Zostaw mnie! Puść! - płakał, co chwilę kaszląc.
- Powiedziałem, że masz się uspokoić! - szepnąłem chłopakiem lekko, wciąż przytrzymując go przy sobie. - nic ci nie dadzą krzyki. Ani uciekanie. Gdzie byś pobiegł, hm? - mówiłem już spokojniej, widząc, że chłopak przestaje się szarpać. Zacisnął tylko dłonie na mojej bluzie, normując oddech. - Ja mam samochód. Ja mam twoje dokumenty, pieniądze i telefon. Wrociłbyś na piechotę do Szczecina? Przez autostradę? Skarbie, hm? - zaśmiałem się nerwowo i widząc, że chłopak już sam się mnie trzyma i nie będzie uciekał, ostrożnie puściłem go, powoli odkręcając butelkę.
- Wypij to proszę.
- Nie. - pokręcił głową, pociągając nosem.
Westchnąłem, siadając na miejscu pasażera i sadzając Marka na swoich kolanach.
- Albo to wypijesz, albo wleję ci do do buzi siłą.
Blondyn wytarł łzy i widząc, że ze mną nie wygra odebrał ode mnie butelkę.
- Brzydzę się tobą. - wyszeptał z pogardą, zaczynając pić.
Pogłaskałem go po policzku kciukiem, ponownie obejmując obiema rękoma w pasie na wypadek, gdyby chciał uciec.
- Jak się uspokoisz i pomyślisz o tym, co teraz mówisz będzie ci głupio.
Chłopak już się nie odezwał. Wypił mały sok do końca, podając mi butelkę. Odebrałem ją, rzucając gdzieś na tył auta. Zrzuciłem delikatnie z siebie Marka sam wstając. Posadziłem go na siedzeniu, zapinając mu pasy.
- Powinieneś zasnąć gdzieś za dwadzieścia minut. Siedź cichutko do tego czasu, może uda ci się zasnąć wcześniej.
Młodszy uciekał ode mnie wzrokiem. Siedział obrażony, nie odzywając się. Pocałowałem go w czoło, głaszcząc po głowie.
Zamknąłem drzwi i obszedłem samochód, siadając na swoim miejscu. Odpaliłem silnik i ruszyłem dalej.
CZYTASZ
To jest chore 2. Tworząc uśmiech w tonie łez | KxK
FanficPłakałem, a ciebie nie było. -------------------------------- To jest chore 2 | KxK Tworząc uśmiech w tonie łez. -------------------------------- Uwaga! Treści opowiadania nie mają na celu nikogo obrazić a charaktery bohaterów nie są zgodne z praw...