3.

261 15 20
                                    

Próbowałam się uspokoić, choć to było wręcz niemożliwe przy tak ogromnym nagromadzeniu myśli, pytań, uczuć. Ledwo udało mi się zmusić swoje płuca do nabrania głębszego wdechu.
Poradzę sobie. Muszę sobie poradzić.

Strażnicy zabrali mnie do osobnego samochodu. Ze wszystkich sił, jakie mi jeszcze pozostały, starałam się z nimi nie walczyć. Po prostu posłusznie pozwalałam im wypełnić rozkaz. Na nadgarstku czułam mocny, ale ostrożny uścisk. Zapewne obawiali się, że znów zacznę się z nimi szarpać, tworząc dodatkowe problemy, ale tę opcję już dawno odpuściłam. Z każdą sekundą moje emocje coraz bardziej opadały i dzięki temu zaczynałam widzieć bardziej realistyczne rozwiązania niż bezduszna szarpanina. Gdy tylko usiadłam bezwładnie w pojeździe, do moich uszu dotarł warkot silnika. Samochód ruszył. Koniec. Nie ma już odwrotu.

Mój wzrok spoczął na moich dłoniach, po czym przeszedł na nadgarstek. Usytuowana na nim szara, ozdobna gwiazda, wyglądająca praktycznie jak tatuaż, towarzyszyła mi od moich pierwszych dni. Właściwie sama nie wiedziałam, skąd ona się wzięła. Nikt tego nie wiedział. Była poniekąd moim znamieniem. Nieustannie przypominała mi, kim jestem. Ona była częścią mnie.

Gdy podniosłam wzrok ujrzałam plecy kierowcy i żołnierza znajdującego się po jego prawej stronie. Obydwoje siedzieli cicho praktycznie zatopieni wzrokiem, jak i myślami, w drodze. Fakt, że nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi sprawiał, że czułam się odrobinę mniej bezpieczniej. Ale tylko odrobinę.

Moją głowę wypełniały stosy pytań. Wszystkie nakładały się na siebie, przeplatały, tworząc jeden wielki bałagan i rozgardiasz. Dlaczego mnie zabrali? Czym zawiniłam? Skąd zasrany książę, wiedział o moim istnieniu? Co tu się w ogóle działo? Mnóstwo dylematów, żadnych rozwiązań.

Choć patrząc z drugiej strony – przecież powinnam się cieszyć. W końcu będę w opływającym w luksusy zamku. Ilu ludzi na tym świecie marzyło o takiej okazji? Rzadko kiedy się zdarzało, żeby taka wieśniacza jak ja miała okazję zobaczyć sam pałac. Bo przecież oni są kimś więcej. Wielki król i sam następca tronu. A ja? Kim ja jestem? Nic nieznaczącą dziewuchą. 

Niech sobie wsadzą w dupę to swoje bogactwo.

Odetchnęłam, próbując opanować myśli i nadać im właściwy bieg.

Załatwię to i uwolnię rodzinę. Nie pozwolę im tkwić w tym więzieniu. Przeze mnie tam trafili, więc dzięki mnie zostaną wyciągnięci.                                                   

Jeszcze nie wiedziałam, w jaki sposób dam radę to zrobić. Brak pomysłów i pustka wypełniały moją czaszkę, a jedyne, co czułam w sercu to niepokój. 

Zapewne w tej sytuacji powinnam być kompletnie przerażona, strach powinien mi odbierać mowę, a panika – rozum, choć prawdę mówiąc jeszcze w tym momencie żadne z tych skrajnych emocji nie nawiedzało mojej głowy. To było, jeśli chodziło o mnie, bardzo dziwne. Może wreszcie znormalniałam? Zazwyczaj to wszystko działało w jedną, dobrze znaną mi stronę – przeważnie popadałam w skrajności, dramatyzując i histeryzując, przez co mało kiedy w kryzysowych sytuacjach potrafiłam zachować się rozważnie. Do dziś w pełni nie nauczyłam się kontrolować swoich napadów.

Jedyną rzeczą, jakiej naprawdę się obawiałam było to, że zrobię jakąś głupotę. Że poddam się uczuciom. Że spieprzę to wszystko. Jeden niewłaściwy czyn, niewłaściwy zwrot. W głębi siebie wiedziałam, na jak bardzo niebezpieczny grunt wchodziłam. To już nie było beztroskie życie w wiosce, gdzie chronili mnie rodzice. Tu byłam sama jak kaktus na pustyni. 

Zamknęłam oczy. W głowie widziałam, jak po zamku przechadzali się uzbrojeni żołnierze. Każdy z nich mógł w każdej chwili i do tego z łatwością zrobić mi krzywdę. Jeśli tylko chciał mógł mi skręcić kark, połamać żebra. Wystarczyło moje jedno, nieodpowiednie słowo. Chyba najgorszym w tym wszystkim było to, że konsekwencje mogłyby zostać pociągnięte dalej. Na moją rodzinę. A tego bym sobie już nigdy nie wybaczyła.

Przysięga: Złota KlatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz