11.

130 5 3
                                    

Siedziałam w ukryciu. Różnokolorowe kurtki stanowiły doskonały kamuflaż. W garderobie było sucho, ciepło i przyjemnie. Mój wygodny tyłek usadowiony był na dywanie, przez który nie przebijał chłód podłogi. Mimo że powinnam czuć się już bezpiecznie - w końcu znajdowałam się w prowizorycznej kryjówce - to nie potrafiłam ustabilizować oddechu. Moje tętno z pewnością już dawno przekroczyło normę. Słyszałam szybkie kołatanie swojego serca.

W mojej głowie odbijały się słowa: Mój ojciec tu jest. Nie może mnie zobaczyć. On tu jest.

Rozległ się trzask drzwi, a ja wstrzymałam powietrze w płucach.

- Możesz wyjść! - Usłyszałam przytłumiony głos mojej przyjaciółki. Przymknęłam oczy i odetchnęłam. Cały strach zaczął powoli opuszczać moje ciało, a ulga koiła moje zszarpane nerwy. Udało się. Chociaż to jedno się udało.

W mgnieniu oka wyskoczyłam z garderoby i zręcznie zbiegłam na dół. Podeszłam do przyjaciółki.

- Jesteś mistrz - pochwaliłam ją, po czym przybiłyśmy sobie piątki. Wreszcie poczułam spokój, którego w ostatnich dniach niezwykle mi brakowało. Nie była to czysta równowaga, lecz chociaż jej odrobina, która na tamtą chwilę zdecydowanie mnie usatysfakcjonowała.

Poczułam czyiś wzrok na sobie. Gdy tylko odwróciłam głowę, zorientowałam się, że Maxon nam się przyglądał. Jego oczy zdradzały zainteresowanie. Podziękowałam mu w duchu za to, że mnie nie zdradził, po czym z tą samą sprawą skierowałam się do Ellie.

- Dziękuję, kochana. - Mówiąc to, położyłam swoje ręce na jej ramionach. - Jestem ci naprawdę wdzięczna.

Ona w odpowiedzi tylko się uśmiechnęła - nie musiała robić nic więcej.

- Idziemy już? - Chłopak wreszcie się odezwał, a ja w odpowiedzi kiwnęłam głową. Chciałam już zniknąć z tego miejsca, zanim dogonią nas kolejne problemy. Pospiesznie pożegnałam się z przyjaciółką, po czym ruszyliśmy w drogę.

Bezchmurne niebo powoli zaczynało się ściemniać. Słońce już zaszło za horyzontem, pozostawiając za sobą jedynie smugi złotego ognia, które niebawem również znikną. Dostrzegałam odbijający blask, srebrny księżyc - byliśmy zdani na jego światło. W takiej dziurze jak moja nie było zbyt wiele lamp.

- Wiesz jak dojść do zamku? - spytałam, a on w odpowiedzi tylko przytaknął. Wyglądał na zamyślonego, wręcz duchem nieobecnego. Może nie chciał rozmawiać? Nie rozumiałam go, ale to nie było nic nowego. Ostatecznie postanowiłam się nie narzucać.

Objęłam się ramionami, czując, nadchodzący wraz z nocą, przeszywający chłód. Równocześnie próbowałam skupić myśli na czymś przyjemniejszym niż moje niekończące się problemy. Usiłowałam, na przykład, podziwiać widoki, tym bardziej, że w tym miejscu zawsze było nad czym się zachwycać.

W tej okolicy domki jednorodzinne były oddalone od siebie, ale połączone, jak dla mnie bardzo skomplikowanym, systemem dróg. Moją zachodnią część w miarę ogarniałam, natomiast wchód wioski do dzisiaj był dla mnie zagadką. Moja orientacja w terenie leżała na ziemi i się turlała - nigdy jej nie posiadałam. Za każdym razem szłam w drugą stronę niż powinnam.

- Dlaczego to zrobiłaś? - Głos Maxona wybudził mnie z transu. Spojrzałam na niego. - Dlaczego złożyłaś przysięgę?

Zapadła chwilowa cisza. Nie spodziewałam się tego pytania. Tak naprawdę, to w ogóle nie spodziewałam się, że on się odezwie. Dziwiłam się, że ze wszystkich pytań na tym świecie wybrał właśnie to. To najprostsze.

- Byłam dzieckiem i nie wiedziałam, co robię. A mój dziadek... on umierał. Byłam w totalnej rozpaczy.

Nic nie odpowiedział - jedynie zmarszczył brwi, intensywnie się nad czymś zastanawiając.

Przysięga: Złota KlatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz