14.

107 5 0
                                    

- W takim razie słucham - odparłam.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ogromne biurko, dekorowane rubinowymi zdobieniami, stało na środku komnaty. Drewniane półki wypełnione książkami i segregatorami wisiały na ścianie. Nie było tu żadnych roślin. Jedyna zieleń znajdowała się za szkłem, które zastępowało ścianę naprzeciwko mnie. Ową szybę okalały czerwono-bordowe, wykonane z grubego materiału firany.

Chłopak oparł się o kant ławy.

- Po pierwsze, to nie możemy więcej kłócić się publicznie. Właśnie w tym momencie połowa personelu obrabia nam dupy. - Na te słowa wzdrygnęłam się. - Nie uprzedziłem cię wcześniej, ale czy chcesz czy nie, musimy udawać prawdziwe małżeństwo, autentycznych zakochanych. Nikt nie może wiedzieć, że to ustawka.

Ironicznie uniosłam brwi i przeplotłam ręce na piersiach przyjmując obronną postawę.

- Chcesz mnie teraz zmusić do życia w kłamstwie? Naprawdę sądzisz, że zgodzę się i pozwolę ci na zniszczenie mojego życia?

- Nie zmuszam cię. Ty po prostu nie masz wyboru.

Uśmiechnęłam się.

- Ja zawsze mam wybór.

Delikatnie, ale momentalnie zmrużył błękitne oczy. W tym momencie zauważyłam, że chłopak wysłuchał mojej prośby. Nie zachowywał się wobec mnie ozięble, czy obojętnie. Był raczej, o ile można tak go nazwać, normalny. Nie mówił władczo, bezwzględnie ani chłodno. To było takie... dziwne.

- Posłuchaj - zaczął ciepłym tonem głosu - ludzie gadają. Od zawsze to robili. Nie może wyjść na świat fakt, że żenię się z nieznajomą mi dziewczyną. Że jako najważniejsza osoba w państwie postępuję na tyle pochopnie, że zgadzam się wypełnić jakąś durną przysięgę. Moja rodzina nie pozwoliłaby na to.

Tak naprawdę mogłabym mu teraz zacząć grozić tym, że wszystko powiem i że nie będę bawiła się w gówniany teatrzyk. Mówiąc mi to stracił ogromny as w rękawie. Ale on jednocześnie nie robił tego bezmyślnie. Dawał mi szansę, sprawdzał mnie, jak zachowam się w tej sytuacji.

Nawet gdybym się tego nie domyśliła i tak nigdy nie wykorzystałabym tego, żeby mu zaszkodzić. Inaczej nie byłabym sobą. Tym bardziej, że nie mam na razie zamiaru robić kolejnych awantur.

- Dobrze, więc jak chcesz aby to wyglądało? - dopytywałam się.

- Po prostu będziesz zachowywała się jak na moją przyszłą żonę przystało. Od jutra zaczynasz zajęcia. Przeczytałaś zasady zachowania?

Przez chwilę zastanawiałam się, jakimi cholernymi wymaganiami mnie tym razem męczył.
Po chwili doszło do mnie, że chodziło mu o kartkę, którą rzuciłam w kąt mojej komnaty.

- Nie i nie zamierzam tego czytać.

Książę przewrócił oczami, ale zrezygnował z dalszego uporu. Ciekawe. Najwyraźniej przedstawienie, które odegrałam w kuchni przyniosło jakiś skutek.

Drzwi trzasnęły i król wszedł do komnaty. Był bardzo bogato ubrany. Złota korona widniała, wręcz błyszczała na jego głowie. Czerwona szata ciągnęła się po podłodze. Miał na brodzie już kilkudniowy zarost, którego wcześniej nie zauważyłam. To śmieszne, ale wyglądał trochę jak taki król z bajki dla dzieci. Na tą myśl w duchu się zaśmiałam.

- Maxonie, wybraliście już datę? - spytał prosto z mostu. A może wypadałoby się chociaż przywitać?

Spojrzałam na chłopaka, który przestał już opierać się o biurko. Stał wyprostowany, a jego mina była znów przepełniona zimnem, mrozem, lodem. Takim również tonem odpowiedział:

Przysięga: Złota KlatkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz