Część 3

33 8 0
                                    

‐Zaczekasz na mnie? ‐krzyknąłem starając się nadążyć za zakapturzoną postacią.
Od wielu minut razem przemierzaliśmy zaciemnione uliczki Miankry w ciężkiej ciszy. Nie zrozumcie mnie źle. Ja zwyczajnie nie lubię przebywać długo sam w ciszy.
Mam z tym złe skojarzenia...
Dziewczyna jak zwykle nie odpowiedziała. To było już chyba 20 pytanie które jej się spytałem.
Zaczynałem podejrzewać że w ten sposób się niczego nie dowiem.
A musiałem wiedzieć więcej.
W końcu szłem za nią.
Pewnie spytacie czemu.
No na to pytanie nie mogłem znaleźć odpowiedzi.
Może dlatego że mnie zaintrygowała, może dlatego bo chcę się o nie dowiedzieć więcej.
A może dlatego bo nie mam nic lepszego do roboty.
Nagle zbłąkana kropla wody spadła mi na nos. Wzdrygnąłem się i w tym czasie wykombinowałem jak może coś wydobyć z dziewczyny.
‐ Dobra jak nie chcesz to nie odpowiadaj‐parsknąłem‐ ale i tak się ciebie zapytam, czemu uciekałaś przed szturmowcami skoro mogłaś ich wykończyć jak tamtych gości?
Dziewczyna W KOŃCU przystanęła jakby przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.
‐ Bo jeśli jak mówisz wykończyłabym szturmowców to napewno ktoś by ich szukał. A zniknięcia tych koleszków raczej by nikt nie zauważył.
Sensowna odpowiedź. Ale na wszystkie świętości nawet nie wiecie jaka mnie satysfakcja zalała kiedy odpowiedziała. Postanowiłem iść za ciosem
‐ Dobra‐ rzekłem przeskakując nad zawalonym schodkiem‐ to może chociaż powiesz mi jak się nazywasz?.
Dziewczyna znowu się zatrzymała i założę się że spojrzała na mnie wzrokiem aka droid zabójca.
‐ Tak wiem że już o to pytałem‐ ciągnąłem‐ ale mi nie chodzi o twoje prawdziwe imię. Podaj mi chociaż swój pseudonim nick. Wiesz o co mi chodzi.
Przez chwilę panowała absolutna cisza przerywana jedynie skrzypieniem wiatru pomiędzy budynkami w ciągu której zastanawiałem się czy właśnie nie podpisałem na siebie wyroku śmierci.
‐ Raven.- szepnęła dziewczyna‐ jak chcesz to mnie tak nazywaj.‐ powiedziała po czym ruszyła w dalszą drogę.
Zacisnąłem pięście starając się ukryć jak bardzo mnie ta odpowiedź ucieszyła.
‐ A ty nie zapytasz o moje imię‐ rzuciłem starając się rozgrzać atmosferę.
‐ Nie interesuje mnie to‐ powiedziała a ja mogłem przysiąc że się uśmiechnęła.
‐ Michael. Nazywam się Michael Sabbarto, mówię tak dla pewności.
Odpowiedziało mi prychnięcie i przez kolejne kilka minut maszerowaliśmy przed siebie.
Zaczęło mnie powoli zalewać światło w miarę jak zaczęliśmy wychodzić na ruchliwą ulicę niczym dwaj podróży wychodzący z gardzieli mitycznej bestii. Chociaż może w sumie nie takiej mitycznej. Wystarczy przejść się do naszych sąsiadów quangan a dokładniej do ich morskich pupili typu potwór Sabe aby przekonać się że wszystkie potwory z bajek naszego dzieciństwa są prawdziwe.
Korciło mnie aby znowu zapytać gdzie tak dokładnie idziemy ,ale przypomnienie sobie moich wcześniejszych 13 prób odzsyskania odpowiedzi na to pytanie ostudziło mój zapał.
Zamyślony nie zauważłem że dziewczyna przystanęła i ją wyminąłem.
Sekundę później Raven przypierała mnie do ściany budynku po lewo gniotąc mi przy ty prawę ramię.
‐ Oszalałaś ‐ syknąłem ‐ co ty wyrabiasz? ‐ spytałem z wyrazem złości na twarzy.
‐ Ja? Co ty wyrabiasz? Weszłeś prawie pod same nogi szturmowców jak ten ćwok.‐odparła równie zła jak ja a następnie mnie puściła.
Rzeczywiście, dokładniej przed nami 7 szturmowców zrobiło sobie przerwę popijając kawę.
Czemu ja jestem takim debilem. Przezemnie mogli złapać Raven.
‐ Co ty sobie wyo ‐ nie zdążyła skończyć bo jeden ze szturmowców podszedł do nas. Przez chwilę zamarłem i poczułem jak mi i dziewczynie zamiera serce. Ta chwila mogła trwać wiecznie. Gdyby szturmowiec nas złapał to byłby koniec dla Raven i dla mnie bo pewnie zaaresztowali by mnie za same przebywanie z uciekinierką.
Ej co tu się wyrabia? ‐ doszedł mnie opryskliwy głos metalowe puszki.
Nagle bez ostrzeżenia Raven błyskawicznie przysunęła się do mnie i zaczęła udawać że mnie całuje.
Cały dosłownie skamieniałem mając moją twarz dosłownie pare centymetrów od mojej. Nie zdążyłem się jej przyjrzeć bo pod wpływem impulsu spojrzałem się na moje buty.
Tak wiem kamikaze nie jestem i proszę się nie śmiać.
Na szczęście kaptur Raven nas obydwoje zasłonił dzięki czemu po chwili dosłyszałem śmiejący się głos strażnika
‐ Ej chłopaki patrzcie para gołąbeczków się całuje pod barem starego Morissa.
Co oni mają z tymi gołąbeczkami?
Ale to nie ważne bo w końcu usłyszałem oddalający się głos szturmowca.
‐ Blisko było‐ szepłem i odsunąłem od siebie dziewczynę. Ta syknęła i wrzasnęła:
‐ Nie dotykaj mnie- a jej twarz wykrzywił grymas.
Zdziwiłem się taką postawą Raven. Dziewczyna chyba naprawdę była niewdzięczna i chamska.
‐ Ej dobra, nie denerwuj się tak, to nie ja wpadłem na ten genia - nie dokończyłem bo dopiero teraz zauważyłem że dziewczyna skuliła się a z jej ramienia wystaje mały czarny nożyk a jej czerwona bluzka w tym miejscu zrobiła się jeszcze bardziej ciemna.
‐ Jesteś ranna.
Na wszystkich bogów quangan czemu ja tego nie zauważyłem. Może dlatego że Raven miała tę przeklętą czerwoną koszulkę a może ja byłem jak zwykle zby zaaferowany całą sytuacją. Naprawdę nie wiem.
Ale z drugiej strony dziewczyna przez cała tą drogę i poprzednią walkę nawet się o tym nie zająknęła. Wbrew sobie poczułem delikatny podziw dla tej dziewczyny.
‐ Daleko z tą raną nie zajdziesz‐ stwierdziłem rzeczowo ‐ jeszcze dostaniesz zakażenia . Słuchaj ‐ ciągnąłem- wie że to dla ciebie pewnie kretyński pomysł, ale ja mieszkam niedaleko a w moim domu mam coś do połatania cie. Co ty na to? Pójdziemy do mojego domu i ci pomogę.
Znowu przez chwilę panowała cisza aż dziewczyna odparła:
‐ Masz rację daleko z tym cholerstwem nie zajdę. Zgoda , ale jak będziesz coś kombinował to cię poćwiartuję a na końcu zabiję. ZROZUMIOANO?
‐ Jasno jak słońce- odparłem lekko przerażony odpowiedzią Raven.
‐ W takim razie ‐ wyprostowała się a mi znowu mignęły te jej dziwne oczy- prowadź.





The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz