Część 11

52 8 2
                                    

Znowu byłam w lodowej jaskini.
Nie pytajcie skąd wiedziałam.
Poprostu to czułam.
Może przez te przenikliwe zimno zabijające szybciej niż strzał a może to przez ten agonalny ból.
Z wielkim wysiłkiem uchyliłam powieki.
Znajdowałam się w jakimś ciemnym tunelu. Cichym i pustym.
Obok mnie z sufitu wylewał się wodospad tworząc małą podziemną rzeczkę.

Chyba kiedy moje ciało uderzyło o dno zbiornika, przebiło je i tak wylądowałam w jaskini.
Spróbowałam się ruszyć, ale przez moje ciało przeleciał potężny impuls bólu.
Jęknęłam i znowu się położyłam na lodowatej powierzchni.
No tak, przecież spadłam z góry i pewnie się mocno walnęłam.
Chociaż powinnam dziękować, że w ogóle żyję.

Jakoś wstałam na chwiejnych nogach i chwyciłam za mój miecz świetlny.
Po chwili korytarz rozświetliła mroczna czerwona poświata.
Czyli jestem zdana na siebie.
Brutus mi raczej nie pomoże, bo pewnie nawet jeszcze nie zauważył że mnie nie ma.
Niecierpliwie odgarnęłam włosy z oczu i spojrzałam w korytarz.
W miejscu gdzie upadłam rzeczka zatarasowała przejście.
Poczułam jak moje wnętrze wypełnia szaleńczy rechot.
Nie ma znaczenia że przeżyłam bo i tak zginę w tym lodowym piekle.
Czyli jednak karma wraca i tym razem się nie wywinę.

Zaczęłam kuśtykać w drugą stronę korytarza.
Czemu, skoro i tak zginę.
Nie wiem.
Chyba dlatego bo moja ludzka chęć przetrwania jest silniejsza niż chęć poddania się.
Powoli zaczęłam się przemieszczać w stronę wyjścia.
Po kilku godzinach, może minutach, sama nie wiem dotarłam do jakiejś komnaty.
Ta nie była już taka wielka i przestronna niż poprzednia lecz wciąż była wspaniała.
Z sufitu promieniowało jakieś dziwne zielonkawe światło a pośrodku stało ogromne lustro.
Dla mnie to przynajmniej tak wyglądało.
Tak naprawdę to było kolejne jezioro.
Jednak to było nienaturalnie czarne i biła od niego fioletowa poświata.
Cała lodowa komnata była nim wypełniona.
W innych okolicznościach powiedziałabym że taki wybryk natury jest nieco przerażający a podejście do niego to nie był by najlepszy pomysł, jednak mimo to wszystko podeszłam do niego.

Emanowała od niego dziwna i ciężka cisza.
Poczułam jak na mojej twarzy mimo woli wykwita uśmiech.
Kiedy jeszcze trochę się zbliżyłam zobaczyłam że coś jest w tym jeziorze.
Jakaś ciemna postać jakby wyciągała rękę spod tafli.
Uklękłam i przyglądałam się temu zjawisku.
Ręka nadal parła na przód, po chwili zobaczyłam sylwetkę postaci.
Pochyliłam się jeszcze trochę z obłędnym uśmiechem.
I w tej chwili postać chwyciła mnie za szyję i z głośnym pluskiem wciągnęła pod powierzchnię.

Gwałtownie otworzyłam oczy jednak nie wstałam.
Zmrużyłam oczy bo jakieś światło znowu jaśniało mi w oczach.
Czy ja wciąż śnię?
Czy ja żyję?

Chyba jednak żyję bo poczułam jak moja głowa z jakiegoś powodu bardzo mnie bolała.
Ostatnie co pamiętam to walka z czarną postacią a potem ciemność.
Machinalnie sięgnęłam po miecz.
Poczułam jak po plecach przebiega mi dreszcz.
Nic nie wyczułam.
Gdzie ja jestem?
Znowu otworzyłam oczy i zobaczyłam że byłam w jakimś małym pomieszczeniu całym zrobionych z metalowych bloków.
Jedyne drzwi były zamknięte a obok mnie siedziała skulona postać.
- Michael - szepnęłam.
Postać momentalnie się odwróciła i nim zdążyłam zareagować przytuliła mnie.
- Raven, żyjesz! - krzyknął z radością.
- No raczej, nie tak łatwo się mnie pozbyć - odparłam starając się rozluźnić atmosferę - gdzie my jesteśmy?
Michael odsunął się i zobaczyłam że na twarzy ma sińca jak po uderzeniu.
Mimo wszystko cieszyłam się że nic mu nie jest.
- A to... to pamiątka po tym jak starałem się nas ratować. I tak w ogóle to jesteśmy w statku rebeliantów. Od naszego aresztowania minął cały dzień i jestem trochę głodny. Słuchaj to jedna wielka pomyłka. Ta kosmitka którą staraliśmy się ratować była informatorką Imperium a nasz wróg to był rebeliant. Wzięli nas za złoli i zabrali broń i wzięli na ten statek.
Próbowałem im to wytłumaczyć ,ale mnie nie słuchali.
Świetnie, lepiej już nie mogliśmy trafić. Teraz rebelia nas nienawidzi a Imperium chce nas zabić.
W międzyczasie potarłam kciukiem siniak pod okiem chłopaka.
Z jakiegoś powodu nagle się zarumienił i lekko uśmiechnął.

Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Stanęło w nich czterech żołnierzy ruchu oporu i jakiś facet. Chyba ich szef bo nie miał munduru i wydawał rozkazy.
- Wy dwoje, idziecie z nami. Bez niespodzianek.
Nie czekając na naszą reakcję wyszedł lecz zostawił żołnierzy.
Nieco zdziwieni poszliśmy za nim.
Szliśmy korytarzami w statku z eskortą rebeliantów.
Gdybyśśmy nie byli na statku i miałabym swój miecz starałabym się nas stąd wydostać.
Jednak w tej sytuacji moje zdolności byłu ograniczone.
W końcu doszliśmy do jakieś wielkiej sali.
Chyba to było centrum planowania bo wszędzie były komputery pomiędzy którymi biegali zaaferowani ludzie.
Żołnierze założyli nam na ręce kajdanki i po chwili znowu podszedł do nas ich szef.
- Jestem generał Madine. - powiedział facet, miał podkrążone oczy i nieco przytłuste blond włosy - zostaliście aresztowani za pomoc Imperium.
- To nie tak - wciął się Michael- zaszła pomyłka, myśleliśmy że ten wasz kolega właśnie chce zrobić krzywdę Bogu ducha winnej dziewczynie. To nie nasza wina że myśleliśmy iż jest to informatorka od Imperium. Nie jesteśmy z nimi.
- Tak wiemy - pokiwał ze zrozumieniem generał - przejrzeliśmy wasze dokumenty, nie ma o was wzmiankibw naszych archiwach.
Chłopak dosłownie zbaraniał. Ja s wumie też, skoro to wiedzą to po co ta szopka.
- Dobra, rozumiem - powiedział ze ściśniętymi ze złości zębami chłopak - to po jakiego grzyba żeście nas tu sprowadzili?
- Z jej powodu - powiedział zimnym głosem i wskazał na mnie - twoja koleżanka nie jest taka święta jak ci się wydaje.
Ale jak to, przecież oni nie mogą wiedzieć o moich grzechach. Poświęciłam zbyt wiele czasu aby pozbyć się dowodów.
- Twoja koleżanka tak naprawdę nazywa się Madeleine Dorent i miała niejasne powiązania z zakonem mrocznej strony mocy - powiedział po czym spojrzał mi centralnie w oczy - dlatego was zatrzymaliśmy.
Na chwilę zapanowała cisza. Widać było że generał nie podzielił się tą informacją z innymi. Jednak najbardziej zabolało mnie to że Michael wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
Nie wiedzieć czemu w tej chwili bardzo znienawidziłam generała za wzmiankę o mojej przeszłości.
- Tak to prawda, miałam powiązania z zakonem mrocznej strony mocy lecz to skończony rozdział.
- A wiesz? - spytał się generał - że mie na twoich dokumentów sprzed sześciu lat - zaatakował mnie słownie - nie wiemy czy możemy wam ufać.
- To dajcie nam to udowodnić - wypalił szybko Michael.
Wszyscy spojrzeli się na niego pytająco.
- Dajcie nam udowodnić że nie współpracujemy z Imperium. Dajcie nam zadanie dowodzące że jesteśmy z wami.
Niegłupi pomysł. Może to kolejna szansa aby odkupić moje winy. Lecz czy oni się zgodzą?
Po raz pierwszy generał się uśmiechnął i powiedział poważnie:
- Dobrze że o tym wspomniałeś panie Sabbarto. Tak się składa że mamy coś idealnego dla was. Tylko ostrzegam z góry, to misja samobójcza.



Hej, hej, hej z tej strony autorka. Tak sobie pomyślałam że może jeśli dacie rade dobić 40 gwiazdek do popołudnia w piątek to już wieczorem w ten sam dzień wstawię nowy rozdział. Co wy na to?

I uwaga, chamska reklama.
Znowu zaczęłam pisać nową książkę tym razem całkowicie mojego autorstwa i z moją okładką osadzoną również w mojej wersji przyszłości. To książka science-fiction więc jeśli ktoś chce poczytać to zapraszam. 😁😁😁

The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz