Część 12

17 6 0
                                    

Pov. Michael

-Więc... co to za propozycja? - zapytała spokojnie Raven.

Dziewczyna uniosła głowę, by pokazać brak strachu i pełną kontrolę. Jednak mi się wydawało czy to aby nie robiła, aby ukryć drżenie ciała. Pewnie też się boi jak ja.

Mężczyzna odwrócił się do nas tyłem na chwilę, po czym znowu spojrzał nam w oczy. Na jego usta wstąpił lekki uśmiech. W jego sytuacji, pewnie też bym się tak bawił.

- Otóż - lecz nim zdążył dokończyć przez podwójne drzwi, znajdujące się przed nami wparował Jack w pełnym rynsztunku. Wszyscy w pomieszczeniu się zdumieli w tym ja. No nie często macie okazję zobaczyć wysokiego faceta w poszarpanej, brudnej i poplamionej czymś co przypomina sos do burgerów zbroi.

- Kapitanie! - krzyknął nie marnując czasu zdenerwowany Jack - to wszystko pomyłka. Ta dwójka jest z nami!

- Wiem - odpowiedział generał, który już odzyskał spokój.

- Oni są niewinni. Piekło przędzej by zamarzło nim Raven okazała by się szpiegiem.

- Tak, tak, wiemy - odparł monotonnie generał i wrócił do swojego tabletu, gdzie coś stukał.

Mandalorian przystanął. Jego zdięty pewnie w pośpiechu hełm obsunął się ukazując twarz z szeroko otwartymi oczami.

- Skoro to wszystko wiecie, to czemu do jasnej cholery oni wciąż są w kajdankach i traktowani jak przestępcy. Na anioła, od kiedy tak się traktuje sprzymierzeńców.

- Jack, nie denerwuj się. Już wszystko mniej więcej uzgodniliśmy - powiedziała uspokajającym tonem Raven.

- Dogadaliśmy się. Oni nam dadzą jakąś robotę, a my ją wykonamy. Szału ni ma - powiedziałem monotonnie.

Starałem się przybrać pokerową twarz, ale moje wkurwienie nie pomagało. Cała ta sytuacja wydawała mi się komiczna. Nasi każą nam odwalić dla nich brudną robotę, bo nie ufają Raven czy Madeleine. Swoją drogą ciekawe imię.

- A możemy chociaż wiedzieć co to za zadanie. Jeśli już chcecie posłać nas na misję samobójczą muszę wiedzieć gdzie ukryć testament - odparłem silą się na żart. Całe moje życie tylko to mogłem zrobić w takich sytuacjach. Robić dobrą minę do złej gry.

Kapitan spojrzał na mnie spod ciemnych oczu. W słabym świetle jego wory pod oczami wydawały się jeszcze bardziej sine.

- Kojarzycie może legendę o kryształach jedi? - spytał bez emocji.

Pokręciłem głową. Widocznie kapitanowi zbierałp się na wywód, więc przyjąłem bardziej luźną postawę na ile pozwalały mi kajdanki, które boleśnie obcierały się o moje nadgarstki.

W tym czasie Jack opierał się o ścianę a Raven cicho mu tłumaczyła naszą sytuację starając się go uspokoić. Widzocznie nie chciała pogarszać naszej sytuacji jegp wybuchem. Jeszcze tylko nam brakuje wściekłego mandaloriana rzucającego się na tego dziada.

- Legendy mówią że jedi używali w swoich mieczach specjalnych kryształów pozwalającym ten miecz stworzyć - kontynuował swój wywód - zdobywano je podobno na jednym z odległych księżyców gdzieś w galaktyce.

Na słowo księżyc zauważyłem że dziewczyna jakby się wzdrygła. A może mi się przywidziało.

- To podobno jeden wielki lodowy księżyc pełen takich krzyształów. Nikt prawie nie wie o jego istnieniu. Ale dzięki naszym archiwom z czasów klonów mamy te informacje - powiedział po czym spojrzał na nas i dał znać wszystkich ludziom w pomieszczeniu, aby wyszli.

The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz