Część 8

31 7 1
                                    

Raven i Mandalorian jeszcze przez pare chwil mierzyli się wzrokiem po czym zobaczyłem że na jej wpłynął delikatny uśmiech.
‐ To bardzo miło z twojej strony że na nas zaczekałeś ‐ odpowiedziała.
‐ Tak, tylko zastanawiałem się czy taka wiedźma jak ty raczy się tutaj pokazać ‐ odparł.
Dziewczyna zaśmiała się cicho tak jakby był to ich wspólny żart.
‐ A ja nie wiedziałam, że taki relikt historii jak ty przeżyje tak długo ‐ odcięła się.
Riposta roku.
Ludzie którzy nas osaczyli wyglądali na zdezorientowanych.
‐ Jack co to ma znaczyć ‐ spytała się postać która wcześniej do nas przemówiła.
‐ A właśnie, moja droga przyjaciółko przedstawiam ci Giannę ‐ powiedział zakuty w zbroję rycerz wskazując na dziewczynę ‐ a to jest Gianno nasza bohaterka. To ona podpaliła tym ścierwom tajną bazę.
Rozległy się ciche gwizdy i szepty.
Nic dziwnego. Raven przecież rozwaliła jedną z baz Imperium w pojedynkę.
Gianna odsłoniła twarz przed Raven.
Była to kobieta w moim wieku, może nieco starsza.
Miała brązową skórę w odcieniu płynnego karmelu.
Czarne włosy miała związane w ciasny kucyk a na pełnej wardze bielała jej mała blizna.
Skłoniła się przef dziewczyną i powiedziała:
‐ Ruch oporu dziękuje ci za twą pomoc towarzyszko.
Raven jest w rebeli.
Nie chwaliła się.
Nic do rebeli nie mam.
Właściwie to ją nawet trochę podziwiam.
Tylko ci ludzie znaleźli w sobie dość odwagi aby walczyć z Imperium.
Raven wyglądała na nieco zmieszaną podziękowaniami i szybko odpowiedziała:
‐ Nie ma za co, tak przecież trzeba, nie.
Gianna pokiwała głową i powiedziała do swoich ludzi aby opuścili broń.
Domyśliłem się że to ona musi chyba być tutaj dowódcą.
Babka się nadaje.
Aż bije od niej poświata władzy i stanowczości.
‐ A kim jest twój towarzysz? ‐ zapytał Jack.
W jednej chwili wszystkie pary oczu zwróciły się do mnie.
Nie, no ekstra , znowu jestem w środku uwagi czego tak nie znoszę.
Zwyczajnie nie lubię jak ludzie się na mnie gapią.
‐ To mój kolega. Uratował mi pare razy życie ‐ wyjaśniła szybko Raven.
‐ To dzięki niemu przetrwałam.
‐ No dobrze ‐ powiedział Jack, przyglądając mi się rzeczowo ‐ mam nadzieję że jesteś po naszej stronie chłopcze ‐ powiedział, sięgając do paska po pistolet.
‐ Tak oczywiście ‐ odparłem szybko ‐ Śmierć Imperium.
Rozległy się ciche śmiechy z powodu mojej wypowiedzi.
Nie umiem odpowiadać pod presją.
Wszyscy ruszyliśmy w dalszą część tunelu.
Po kilkunastu metrach się rozwidniał.
Wszyscy zamaskowani ninja i Gianna poszli w lewo a my w prawo.
W kanałacj dominował mocny zapach stęchlizny i robaków.
Wszędzie było ciemno i cicho.
Przez calą drogę mandalorian nie wypowiedział ani słowa.
W końcu dotarliśmy do dużych metalowych drzwi.
Obok stała zapalona pochodnia która dawała łagodne oświetlenie na drzwi.
Miła odmiana po tych koreliańskich ciemnościach.
Jack podszedł do drzwi i lekko je popchnął.
Dało się słyszeć cichy zgrzyt jakby dawno nie używanej maszynerii.
Na razie powsyrzymywałem się od zadawania pytań w nadzieji że dostanę na nie odpowiedzi później.
Razem weszliśmy do o dziwo przestronnej komnaty.
Pomieszczenie było chyba czymś w rodzaju pokoju planowania.
Na żółtych ścianach były porozwieszane mapy całego miasta.
Na samym środku stał ogromny stół wypełniony również różnymi mapami i innymi bibelotami.
Stało tam kilka pluszowych foteli i jedna, wyglądająca na miękkpm leżanka.
Wszędzie panowł zapach starych książek.i tuszu do pisania.
Niezła miejscówka.
Proszę, człowiek całe swoje życie łupi, okrada i przemierza swoje rodzinne miasto i dopiero teraz dowiaduje się o takich bajerach.
‐ Dobrze, teraz możemy porozmawiać bez świadków ‐ oznajmił Jack i wskazał na fotele ‐ siadajcie.
Ja wykonałem polecenie, lecz Raven najwyraźniej wolała postać.
Mimowolnie przyjrzałem się naszemu gospodarzowi.
To był wysoki, barczysty facet.
Jego zbroja była biało, fioletowa, miejscami mocno zniszczonaci przetarta.
Nie widziałem jego twarzy, ale coś kazało mi podejrzewać że facet nie był już młodzieniażkiem.
Raven zaczęła mu relacjonować przebieg wydarzeń.
Po jakichś 5 minutach się znudziłem i zacząłem patrzeć na mapy. Mega mi się nudziło.
Nie po to zginął mój świętej pamięci domek aby wysłuchiwać teraz wywodu Raven.
‐ Dobra, słuchajcie nie chcę być niegrzeczny, ale może mi wyjaśnicie co nieco.
‐ No pewnie że należą ci się te wyjaśnienia ‐ odparł Jack.
‐ Niech zgadnę, ta czarownica pewnie nic ci nie powiedziała ‐ dziewczyna spojrzała na niego spod zmrużonych powiek ‐ ona tak zawsze, wydobyć coś z niej, to jak starać się nauczyć sarlaka mówić.
Normalnie padłem ze śmiechu.
‐ Otóż jak już pewnie wiesz Imperium urządziło sobie tutaj prywatną bazę danych. Mogli nas przez to odkryć dlatego poprosiłem tą wiedźmę aby mi pomogła się ich pozbyć.
‐ Udało się jej to lecz niestety ją widzieli. Rozesłali list gończy i dlatego
przyszła tutaj. Bo mam na zbyciu dla niej statek kosmiczny.
‐ Eee a też bym mógł się załapać na ten statek ‐ spytałem niepewnie.
Jack zbliżył się do mnie i klepną mnie po plecach i zaśmiał się tubalnie.
‐ Oczywiście, tylko będę musiał pojechać z wami na jedną stację czy dwie.
Poczułem jak w moim wnętrzu rozlewa się poczucie wspaniałej ulgi.
Ucieknę stąd.
Zmienię swoje życie na lepsze.
Jeszcze nie wiem jak ani gdzie, ale to zrobię.
Byle by stąd wyjechać.
‐ Dziękuję, naprawdę dziękuję.Raven cieszysz się?
‐ Raven? A kto to spytał zdezorientowany Jack.
Chwile, chwile co on powiedział.
Jak to jaka Raven.
‐ Pytał się o mój pseudonim ‐ wyjaśniła dziewczyna.
‐ A rozumiem, zasada ograniczonego zaufania ‐ odparł Jack.
Wait. Czyli Raven tak naprawdę nie nazywa się Raven, a jest to tylko jej przezwisko.
Poczułem się urażony. Myślałem że powiedziała mi prawdziwe imię.
Postanowiłem że z ią też muszę znowu porozmawiać.

The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz