Część 4

34 8 0
                                    

Razem z Raven od paru minut przemykaliśmy pomiędzy gęstym i głośnym tłumem.
Po raz pierwszy dzisiaj zacząłem go błogosławić bo dawał nam chociaż małą ochronę przed wykryciem.
Dziewczyna starała się iść równo, ale coraz bardziej utykała i widać było że potrzebuje pomocy medycznej.
Jej czerwona bluzka zrobiła się już prawie czarna od krwi w miejscu wbicia sztyletu.
Zacisnąłem zęby.
Nie chciałem żeby wykrwawiła mi się na ulicy.
Pod wpływe tego uczucia jeszcze bardziej przyspieszyłem i ją pociągnąłem. Ta pisnęła i na chwilę przystanęła.
‐ Zacisnąłeś rękę na ranie ‐ wytłumaczyła się chyba lekko zawstydzona swoim piskiem.
Zalała mnie fala wyrzutów sumienia
Nie no brawo Michael właśnie skrzywdziłeś ranną dziewczynę która uratowała cię przed zbirami z ulicy.
Powinienem dostać medal.
- a gdzie tak właściwie idziemy, jest gdzieś na tej ulicy twój dom?‐ powiedziała najwyraźniej starając się abym zapomniał o jej niedomaganiu.
‐ Wiesz że właśnie zadałaś to same pytanie które ja zadałem tobie ‐ uśmiechnąłe się lekko odwracają głowę do niej i zauważając jej pełen determinacji wzrok ‐ oj dobra nie będę taki, niedaleko zostawiłem mój śmigacz, podjedziemy nim do mojego mieszkania które jest za miastem. Pasuje?
‐ Tak ‐ odpowiedziała ‐ mam tylko nadziejęże to odludne miejsce. Takie lubię najbardziej. ‐ powiedziała a teraz dałbym sobie rękę uciąć że znowu się uśmiechnęła.
Wydawało mi się że tłum znowu zgęstniał. W sumie nic nowego, zaczynała dochodzić 12.
Zewsząd dobiegały przeróżne zapachy.
Od mocnej kawy po woń świeżego drewna.
Nagle usłyszałem za sobą chropowaty głos:
‐ No, no, no kogo moje czarne oczy widzą.
Błyskawicznie się zatrzymałem i odwróciłem, za mną stał zielony wysoki zielony rodian w czarnych spodniach i zielonej zniszczonej bluzie która kontrastowała z jego zieloną pełną wypustek skórą. Jego zielone wielkie uszy zastrzygły kiedy facet się uśmiechnął.
Poznałem go od razu. To Bantoo. Taki mój kolega. Chociaż ostatnim razem kiedy wspólnie obrabywaliśmy kantor u Sana można tak powiedzieć że na niego nie zaczekałem kiedy uciekaliśmy i troszkę przeze mnie Bantoo dostał kilka razy w jego zieloną buźkę.
Oszczędzę wam szczegółów bo to pewnie was nie zainteresuje a mnie oszczędzi wstydu.
‐ Cześć, Bantoo ‐ zacząłem trochę niemrawo ‐ świetnie wyglądasz.
Pomiędzy nami zapadła ciężka cisza.
Zastanawiałem się co ten koleś chce ode mnie.
Na pewno nie umówić się na drinka.
‐ Kto to?‐ szepnęła Raven.
‐ Kolega ‐ równie cicho odpowiedziałem.
‐ Stary kiedy to my się ostatnim razem widzieliśmy‐ Bantoo zaczął udawać że się zastanawia ‐ a tak, wtedy kiedy mnie zostawiłeś samego z rowścieczonym wookim i zwiałeś z pieniędzmi.
Raven popatrzyła na mnie pytająco, zignorowałem ją i starając się z tego wyplątać powiedziałem:
‐ Stary to był wypadek ‐ kropelka potu spłynęła mi po czole , ale dziś gorąco ‐ bardzo cię przepraszam że tak wyszło, ale podrzuciłem ci twoją dolę razem z ekstra dodatkiem, nie. To sztama.
Uśmiechnąłem się najpięknie jak potrafiłem.
Mam nadzieję że wyszło mi wiarygodnie.
Batoo nie odppwiedział za to spojrzał się na Raven i spytał:
‐ A kim jest twój towarzysz, czyżby nowy wspólnik w interesach?
‐ Tak właściwie to jestem jego towarzyszką.‐ poprawiła go dziewczyna ‐ az kim mam przyjemność.
‐ ach proszę wybaczyć że się nie przedstawiłem ‐ odparł i ukłonił się prze Raven ‐ nazywam się Bantoo Senak i jestem byłym wspólnikiem Michaela.
‐ A właśnie Sabbarto ‐ kontynuował ‐ słyszałeś że podobno ktoś dzisiaj włamał się do punktu odbioru broni dla szturmowców.
‐ Coś podobnego ‐ odparłem ‐ jaki wariat by zrobił coś takiego. Albo zawsze mógł wziąść o jednego drinka za dużo.
‐ Mówią że podobno włamywacz ukradł coś bardzo ważnego dla imperium ‐ kontynuował ostrożnie ‐ podobno postać miała czarny płaszcz i maskę na twarzy. ‐spojrzał znacząco na dziewczynę ‐ i co najdziwniejsze i w co na pewno nie uwierzysz ‐ zrobił znaczącą przerwę ‐ ta postać posługiwała się zielonym mieczem świetlnym.
Poczułem jak zaciekłe zimno powoli wyciąga macki w moich trzewiach.
‐ I jeszcze podobno ta postać widziana była niedawno obok straganu wielkiego Bliska gdzie ty zwykle sprzedajesz swój lewy towar.
Bantoo przybliżył siędo nas i spojrzał wzrokie pełnym pożądania na Raven.
‐ wiesz że imperium wystawiło za nią nagrodę? Aż 15 tysięcy kredytów.
Teraz wzrost mojego strachu można by było spokojnie porównać do strachu ofiar Sarlaka.
‐ Co ty mi insynułujesz Bantoo. ‐ rzekłem dobitnie i znieruchomiałem kiedy zauważyłem że wyciąga blaster‐ nie wiedziałem że stałeś się łowcą nagród stary.
Popatrzyłem na moją towarzyszkę.
Również stała jak skamieniała bez ruchu.
Pewnie w jej wnętrznościach również pojawiło się lodowate zimno.
‐ Wiesz jak to jest Sabbarto, każdy robi co musi aby przetrwać ‐ podszedł do nas jeszcze trochę ‐ no więc będzie tak, ty dasz mi dziewczynę a ja odbiorę nagrodę a tobie oszczędzę życie i puszczę w niepamięć nasze zatargi.
Uśmiechnął się na widok mojej przerażonej twarzy.
‐ nie masz wyboru ‐ ciągnął - albo zgi..
Nie zdążył dokończyć bo nagle Raven jakby wybudziła się ze snu i szybkim ruchem podskoczyła i wyrzucając nogę w powietrze uderzyła nią Bantoo w głowę.
Mój były kolega zdążył tylko jęknąć nim opadł na ziemię.
Tłum w miejscu rozrzedził się w miejscu gdzie upadł.
Na szczęście żyłem w mieście gdzie takie akcje były na porządku dziennym.
Dziewczyna przypadła do łowcy i zręcznie zabrała mu broń i komunikator.
Następnie podniosła się spojrzała mi prostu w oczy i spytała:
‐ Co?
Musiałem wyglądać komicznie z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczmi.
Dziewczyna znokałtowała go bez żadnego trudu.
Gdzie się ona tego nauczyła?
Wyczułem że na widok mojej gęby Raven znowu się uśmiechnęła.
Jednak znowu się skrzywiła a z rany popłynęło jeszcze więcej krwi.
Przypadłam do niej i ją podtrzymałem nim się zachwiała.
‐ To chyba nie był dobry pomysł ‐ szepnęła. Trudno mi było się z nią nie zgodzić.
Podniosłem wzrok i poczułem niewyobrażalny przypływ ulgi.
Tuż obok nas stał mój śmigacz.
Gdyby nie sprawa z Bantoo pewnie bym go nie zauważył.
Zabawne.
Pomogłem wejść Raven i samemu usadowiłem się za kierownicą.
Jedziemy‐ spytała dziewczyna ‐ zaraz nie wyrobię z bólu.
Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem:
‐ Tak , już jedziemy.

The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz