Część 7

27 7 2
                                    

Uśmiechnąłem się jeszcze raz popatrzyłem jak dziewczyna lekko chrapie.
No kto by się spodziewał tego że Raven tak szybko zapadnie w objęcia Morfeusza po jednej butelce wina.
Ale z drugiej strony te wino było bardzo mocne.
Nieważne, najważniejsze że wyciągnąłem z jej ramienia ten cholerny sztylet.
Dziewczyna zajęła moją małą sypialnię prze co zostałem pozbawiony miejsca do spania.
Przeżyję, to mała cena za towarzystwo Raven.
Po cichu zeszłem na dół do kuchni i wziąłem wełniany pled ze stołu.
Położyłem go na podłodze i owinąłem się nim jak mięso owija się w kebaba.
Może nie było mi zbyt wygodnie , ale co tam.
Nie będę narzekać.
Zasypiając pomyślałem że lepiej aby Raven mi wynagrodziła to że muszę spać na podłodze.
Po chwili pod wpływem zmęczenia także zapadłem w głęboki sen.

Na początku jakoś nie dotarło do mnie że już nie śpię.
Przez pare minut trwałem w tym dziwnym półśnie myśląc o wszystkim i o niczym aż poczułem zapach jakiejś spalenizny.
Myśląc że mi się przyśnił przewróciłem się na drugi bok.
‐ Michael ‐ usłyszałem jakby zza mgły.
To również zignorowałem myśląc że to mara senna.
Koniec mojego wylegiwania przerwał piekący ból w prawym policzku.
Błyskawicznie zerwałem się na równe nogi przy okazji zaplątując się w pled.
Podniosłem głowę aby spojrzeć kto przerwał mój błogi wypoczynek.
Przed sobą zobaczyłem Raven już w pełni ubraną i w masce.
To ona mnie spoliczkowała.
Pozostałe pytanie czemu.
‐ Michael ‐ wrzasnęła ‐ wstawaj ‐ mówiąc to podała mi mój kieszonkowy pistolet i torbę z pieniędzmi oraz dokumenty.
‐ Dom się pali, chyba Bantoo przeżył i nas odnalazł.
Przez chwilę siedziałem na podłodze starając się otrząsnąć z resztek snu.
Najwidoczniej poddenerwowana sytuacją Raven mocno chwyciła mnie za koszulę i pociągnęła do siebie nakazując mi wstać.
Bez słowa podała mi moją kurtkę po czym pociągnęła mnie za sobą na dwór.
Rzeczywiście, cały dom powoli ogarniał ogień.
To stąd zapach spalenizny.
Poczułem smutek i złość.
W końcu to był mój dom.
Nieważne, ile razu się na niego skarżyłem, zawsze czułem się w nim bezpieczne i miło.
A teraz ten dupek Bantoo mi to odebrał.
Oprócz smutku poczułem coś jeszcze.
Chęć zemsty.
O tak , już czułem jej wyrazisty palący posmak, który będzie paliwem zachęcającym moje kończyny do działania aż nie dopnę swego celu.
Raven przyprowadziła mnie do śmigacza.
Na szczęście zaparkowałem go tuż obok domu.
Kazała mi wsiadać, a kiedy to zrobiłem sama zajęła miejsce obok kierowcy.
Jeszcze raz obejrzałem się za siebie.
Ktokolwiek podpalił mój dom który już prawie doszczętnie spłonął, już chyba uciekł bo nikogo nie widziałem.
Odpaliłem i już po chwili jechaliśmy.
‐ Co się dokładnie stało ‐ zapytałem dziewczynę, w całym tym zamieszaniu, nawet nie zdążyłem się o to spytać.
Odwróciła się do mnie a wiatr wykorzystał tą okazję aby rozwiać jej już trochę przetłuszczone włosy.
‐ Obudziłam się kilka minut przed pożarem. Usłyszałam jak jakiś pojazd zaparkował przed twoim domem.
To nie mogłeś być ty bo wyczułam że śpisz‐ relacjonowała ‐ wychyliłam się przez okno i zobaczyłam jak jakiś mały podniebny skuter podrzuca nam pod dom podpałkę.
Zbiegłam na dół, ale było już za późno. Cały dom zaczął płonąć.
Wzięłam moje rzeczy i cię obudziłam i tak jesteśmy tutaj.
Zakończyła uśmiechając się do mnie lekko.
Jednak jej uśmiech szybko zmienił się w grymas bólu.
‐ To nie twoja wina ‐ zaczęła ‐ to nie przez ciebie twój dom spłonął.
Zastanowiłem się.
Czy rzeczywiście siebie obwiniałem?
Cóż chyba znałem odpowiedź.
Tak to przezemnie.
Gdybym stał na straży pewnie moja chatka stała by teraz cała dla przyszłych pokoleń.
Ale nie ma tego złego.
Przeżcież właśnie jestem na lepszej drodze życia i opuszczę w końcu to cholerne wysypisko.
Raven widząc moje milczenie postanowiła znowu zagadać.
‐ Wiesz może dokąd jedziemy?
‐ Do twojego kolegi Mandaloriana.
‐ A skąd o nim wiesz, przecież ci o nim nie mówiła ‐ spojrzała na mnie podejrzliwie.
Poczułem jak od środka zaczyna m ie łechtać pulsujące uczucie.
Czyli dziewczyna nie wiedziała co mi dokładnie powiedziała.
Supcio.
‐ Kiedy szyłem ci ramię powiedziałaś mi pare ciekawych rzeczy.
Dziewczyna zalała się gwałtownie rumieńcem.
Widać było że się wstydzi że dała się tak łatwo upić.
‐ A to spoko ‐ widać było że chce zakończyć temat.
‐ Jak tam twoje ramię ‐ spytałem.
‐ Coraz lepiej ‐ odparła i potarła prawe ramię.
W ciszy dojechaliśmy do miasta.
Uzgodniliśmy, że skoro na nas polują nie warto wchodzić główną bramą.
Dlatego wemknęliśmy się od tylnej części miasta, od strony banków i kantorów.
Dzięki mojej znałomości miasta bardzo szybko przez nie przemknęliśmy uważając na wszelkie oddziały szturmowców.
Skoro Bantoo na nas polował to czemu nie mieli by tego robić szturmowcy i inni łowcy nagród.
Ani się obejrzeliśmy a już staliśmy przed barem wujcia.
‐ Dobra, to gdzie teraz ‐ spytałem lekko zdyszany naszą przebieżką.
‐ tutaj ‐ powiedziała dziewczyna i obeszła bar, aż doszła do małego włazu w podłodze.
Bez wahania otworzyła ją i wskoczyła do niej.
Mi nie pozostało nic innego jak znowu podążyć za nią.
Wewnątrz piwniczki było mroczno i nic nie było widać.
Pachniało też niezbyt ładnie.
Machając rękami dotknąłem ramienia Raven aby się nie wywalić.
‐ Cii ‐ szepnęła ‐ nikt nie może cię usłyszeć.
Przytaknąłem głową i dopiero wtedy doszło do mnie że to bez sensu bo i tak nic nie widać.
‐ Nie ruszać się ‐ usłyszałem przed nami ostry, ociekający stalą głos.
W jednej chwili zapaliły się lampy w całym pomieszczeniu.
Mrużąc oczy zdążyłem zajejestrować że znajdułemy się w dużym tunelu zawalonym tuż za nami.
Otaczała nas grupa czterech osób.
Wszyscy mieli twarze zasłonięte chustami i celowali do nas z broni.
‐ Ręce do góry ‐ wrzasnął jeden i zaczął mocniej wymachiwać bronią.
‐ Spokojnie ‐ podniosła ręce do góry Raven ‐ nie jesteśmy waszymi wrogami. Tylko szukamy pewnej osoby.
‐ A kogo jeśli można wiedzieć? ‐ powiedziała postać i wystąpiła do przodu.
Była cała ubrana na czarno, łącznie z maską.
‐ Człowieka zwanego Mandalorianinem ‐ odpowiedziała dziewczyna.
‐ A można wiedzieć czemu akurat mnie ‐ rozległ się głęboki i mocny męski głos.
Z cienia wyłoniła się postać od stóp do głów zakuta w metalową zbroję typową dla jego towarzyszy.
Przez pare chwil przyglądał się Raven po czym dosłyszałem ciężki śmiech
‐ A to ty, czekałem na ciebie.

The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz