Część 13

15 4 0
                                    

Pov.Raven

Co może pójść nie tak? Zadawałam to sobie pytanie odkąd Michael o tym wspomniał. Miałam już gotową odpowiedź. Prawdopodobnie zginę w mękach i pociągnę za sobą resztę. Zwykła niedogodność. Ale podczas szybkiego marszu po zimnym metalowym korytarzu statku wciąż myślałam, jak o tym poinformować Sabbarto.

Korytarz statku przypominał gardło ogromnego kosmicznego potwora. Nie było okien i równie skutecznie co sarlak, wysysał nadzieję na nasze przeżycie.

Czy tego chcę czy nie muszę stawić czoła moim lękom i prawdzie. Za każdym razem gdy przypominam sobie to miejsce ogarnia mnie panika i bezruch. Nie mogę oddychać, ani mówić. Czuję że tracę zmysły. Podejrzewałam siebie, nawet o lęk pourazowy związany z pewnymi... wydarzeniami. Jedynym dobrym wspomnieniem jest wtedy Jack. To jedyna dobra myśl w tym koszmarze. Jednak kiedy tylko go wspominam w głowie brzęczy mi jego propozycja, abym sobie wybaczyła. Łatwo mówić to tak dobremu człowiekowi. Jednak nawet mu nie powiedziałam całej prawdy o moich grzechach.

- No już jesteśmy na miejscu. Chociaż przyznam że po tym całym cyrku z porwaniem dadzą nam jakieś fanfary czy coś w tym stylu. - powiedział i uśmiechnął się do mnie blado brunet. W jego oczach można było dostrzec zmęczenie i nieme błaganie o koniec tej przygody.

Byłam tak pogrążona w ponurych myślach, że nie zauważyłam że doszliśmy. Znajdowaliśmy się w ogromnej hali, wielkości trzech czy czterych kantyn. Zewsząd ogarniał nas rumor i hałas związany z przyjazdem i wylatywaniem środków transportowych. Przez ogromną dziurę w hangarze widziałam czarny jak smoła kosmos. Miejsce zarazem piękne jak i śmiertelnie niebezpieczne.

- Przepraszam - krzyknął do nas mężczyzna z pomarańczowym uniformie i przecisnął się między nami, skutecznie przerywając mi przyglądanie się załadunkowi beczek i innych towarów. Coś się dzisiaj łatwo zamyślam.

- Niezłe tu mają cacka, jak na rebelie. Co o tym myślisz Raven - zapytał z zaciekawieniem Michael. Podejrzewałam go o próbę wypędzenia ze mnie złych myśli.

- Statki jak statki - odparłam beznamiętnie. Od zawsze niezbyt interesowałam się statkami i nie rozumiałam tego całego zainteresowania tym wynalazkiem.

- Oj, no nie bądź taka. Spójrz, co myślisz o tym wielkim niebieskim. - zapytał, a kiedy zauważył że nie potrafię go dostrzec pomiędzy mieszaniną barwnych transportowców, pozwolił sobie chwycić mnie za ramiona i odwrócić mnie do siebie.

- Widzisz - spytał znad mojego ramienia. Nawet przez mój gruby płaszcz poczułam jego ciepły oddech. Opierając się dreszczowi pokiwałam głową - No galaktyczny, dyplomatyczny pojazd. Stosowany w misjach dyplomatycznych.

- Widzę że się znasz - powiedział z błyszczącymi oczyma. Trudno było zauważyć że interesuje go ta cała mieszanina pojazdów. Ciekawe czy to jego chobby. Może podczas mieszkania na Naboo siadał na w miarę czystym skrawku ziemi i wpatrywał się w niebo, by zobaczyć te machiny. Ciekawe czy czuł wtedy to co ja. Samotność w związku z tą całą smutną przestrzenią i przerażenie jak i chorą fascynację tym czarnym firnamentem.

Nerwowo przełknęłam ślinę. Żadne rozmyślania nie wyrwą mnie z czarnych myśli i strachu. W duchu odliczałam ile mam czasu do wyjawienia prawdy Michaelowi. Wiem że muszę to zrobić. Albo mogę zachować się samolubnie i pozwolić na naszą śmierć, tylko abym poczuła się lepiej. Cholera jasna, jestem żałosna, że w ogóle to rozwarzam.
Ale może gdybym wszczęła zamieszanie i jakoś uciekła z przyjaciółmi. Nie, to nie wchodzi w grę. Zack, miałby ze mną problemy i byłby skreślony z rebeli. Cały jego życiowy dorobek polegający na pomaganiu takim nieudacznikom jak ja i osądzaniu imperialnych potworów by przepadł. I Michal.
Nie jestem w stanie zmusić się do zmienienia jego życia w bezsensowną tułaczkę i wieczne próby zabicia z obu stron.

The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz