Część 6

33 7 0
                                    

‐ Dobra ‐ powiedziałem szukając tej przeklętej apteczki ‐ zaczekaj chwile, zaraz coś znajdę.
Już od paru minut starałem się odnaleźć apteczkę w tym dantejskim bałaganie nazywanym również moją kuchnią.
Mam nadzieję że nie było widać jak bardzo trzęsą mi się ręce.
Raven w tym czasie podziwiała mój dom kręcąc głową na lewo i na prawo.
Troszeczkę to komicznie wyglądało.
‐ Niezła kuchnia ‐ rzuciła.
‐ Dzięki ‐ odpowiedziałem zastanowiając się czy dziewczyna mówi ironicznie czy na poważnie.
W końcu pośród starych ścier do mycia i rzesztek małego kranu znalazłem małe, białe pudełko z czerwonym krzyżem.
Wziąłem je i się odwróciłem patrząc jak dziewczyna mnie obserwuje niczym dziki ptak spoglądający na swego towarzysza.
No dalej Michael powiedz jej to.
To przecież nic takiego.
Na pewno nie utnie ci głowy za to co powiesz.
‐ Eee wiesz, już wcześniej podczas szukania apteczki pomyślałem że mnie i tobie naprawdę będzie łatwiej jeśli zdejmiesz płaszcz i maskę.
Przez chwilę Raven nie odpowiadała aż usłyszałem z jej ust:
‐ Dobra jak mus to mus ‐ powiedziała po czym delikatnie, uważając na prawe ramie zdjęła płaszcz.
Następnie nacisnęła jakiś mały walec na szyi a maska złożyła się do małego, metalowego łańcuszka.
Dizajnerski produkt.
Kiedy zdjęła maskę i płaszcz dopiero teraz mogłem dokładnie jej się przyjrzeć.
Miała białą, mocno opaloną skórę pełną maleńkich, prawie nie do zauważenia blizn.
Była człowiekiem.
Miała szczupłą umięśnioną sylwetkę.
Widziałem jak pod jej czerwoną bluzką napinają się delikatne mięśnie.
Na jej wdzięczną szyję opadały kaskady ciemnych loków w odcieniu króczego skrzydła.
Świeciły się na nich pare pasemek w odcieniu zachodzącego słońca.
Nieco dziwny odcień, ale nie oceniam.
Posiadała wysokie kości policzkowe.
Na czole rysowały się grube ciemne brwi. Na twarzy także miała kilka pomniejszych blizn.
Jednak najciekawszą bliznę miała w okolicach prawego oka.
Na skos przez skórę obok oka przebiegała cieńka blizna i przez oko równierz zostawiałąc delikatny fiolety odcień na jej szmaragdowym oku.
W sumie to nawet trochę dziwne że jej nie zauważyłem.
Jednak nie miałem czasu na przyglądanie się tej niecodziennej bliźnie bo usiadłem obok niej na starym drewnianym krześle.
Delikatnie dotknąłem jej skóry w miejscu wbicia sztyletu.
Poczułem jak jej skóra napina się pod wpływem mojego dotyku lecz Raven nic nie powiedziała.
Wziąłem jej milczenie za zgodę i dotknąłem palcami głowicy sztyletu..
Aż się skrzywiłem na widok rany.
Średnio lubię widok krwi.
Zwłaszcza nie mojej.
Tak jak podejrzewałem ostrze miecza nie było gładkie.
Miało zakrzywione ząbki, zapewne po to aby jeszcze mocniej skrzywdzić ofiarę.
Najdelikatniej jak mogłem chwyciłem za niego i lekko zacząłem przeciągać ostrze w górę.
Przerwał mi rozdzierający krzyk dziewczyny.
Spojrzałem na nią i zobaczyłem że całą twarz ma czerwoną a usta zaciśnięte z bólu w pionową kreskę.
‐ Przepraszam‐ rzuciłem ‐ nie chciałem sprawić ci bólu.
Machnęła ręką ucinając moje przeprosiny.
‐ Maż może coś przeciwbólowego?‐ spytała z nadzieją.
‐ Mniej więcej ‐ odpowiedziałem.
I wyszłem.
Poszłem do mojego schowka i przez chwilę szukałem o co prosiła dziewczyna.
Cóż to co dla niej mam pewnie jej się nie spodoba, ale nie miałem nic lepszego.
Wróciłem z dużą zieloną butelką wypełnioną ciemnym płynem.
‐ Proszę ‐ powiedziałem ‐ najlepsze rothenskie wino ‐ wybacz, ale nie mam nic lepszego.
Znalazłem ją w torbie takiego jednego kolesia któremu zakosiłem ją dwa miesiące.
To był mój największy skarb który chowałem na pewną okazję.
Bez słowa dziewczyna wzięła butelkęi jednym haustem ją opróżniła.
Wytarty szary stolik aż zadzwonił kiedy dno butelki uderzyło o brzeg stołu.
Podeszłem do niej i wziąłem bandaże i nić do szycia i usiadłem.
Tym razem nie wyczułem protestu kiedy dotknąłem jej skóry.
Chwyciłem za sztylet i bez ceregieli wyciągnąłem go tak szybko jak mogłem.
Jak się spodziewałem powietrze przerwał pełen bólu krzyk dziewczyny.
Z rany wytrysnęła krew plamiąc mi rzeczy o mieszkanie.
Błyskawicznie przyłożyłem bandaże do rany i przytrzymałem.
Spojrzałem na Raven.
Palce miała Zaciśniętena poręczy krzesła a do oczu nabiegło jej krwi.
W myślach ją błagając o wybaczenie. Wyciągnąłem nić i zaczyłem szyć ranę.
Butelka wina chyba nie poszła na marne bo nie usłyszałem żadnego krzyku.
Po paru minutach szycia dla pewności że dziewczyna nie straci przytomności z bólu postanowiłem do niej zagadać.
‐ Bardzo jestem ciekaw skąd masz tą ranę. Z tego co wiem szturmowcy nie używają sztyletów.
‐ Noo, wiesz tę rankę dostałam jak wpadłam na świetny pomysł, aby podkraść trochę pistoletów od pewnego twilenka tuż przed moim wielkim wjazdem na chate szturmowcom.
Powiedziała i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
Chwila czy ja właśnie...
Czy ja właśnie upiłem Raven winem.
Brawo, brawo, brawo.
Świetna robota Michael właśnie upiłeś Raven.
Chyba nie ma słów na to jakim jestem durniem.
Ale tak z drugiej strony...
Skoro dziewczyna znajduje się właśnie lekko w stanie upojenia alkoholowego, czemu tego nie wykorzstać i nie dowiedzieć się paru rzeczy o niej....
Tak, wiem że to chamskie, ale ni oceniajcie mnie.
Jestem tylko zwykłym obdartusem ze śmietniska.
‐ okej ‐ ciągnąłem ‐ a czemu w ogóle zrobiłaś im ten wjazd na chate.
‐ Wiesz właściwie nie każdy o tym wie lecz tam nie znajduje się tylko punkt odbioru broni ‐ powiedziała z tajemniczym, lekko pijackim uśmiechem ‐ znajduje się tam tajna baza gdzie Imperium składuje dane na temat wszystkich osób‐ zaśmiała się nerwowo ‐ nawet ciebie.
Poczułem jak kropla lodowatego potu leci mi po skórze.
Jak to dane wszystkich osób.
‐ Ale spokojnie, podpaliłam draniom baze i wszystko spłonęło ‐ tu pociągnęła nosem ‐ w tym moje dane.
‐ A czemu aż tak bardzo chciałaś to zniszczyć?
‐ Bo tak Imperium wiedziało o moich wszystkich tajemnicach ‐ wyrzuciła ręce w powietrze i się szeroko uśmiechnęła ‐ a tak już nie wie.
‐ Acha, dobra, a jaki masz plan teraz?
‐ A co chcesz uciec z tej cholernej planety jak ja? ‐ zachichotała nerwowo.
Zaczynam powoli żałować że podałem jej to wino.
Śmieje się jak czart z otchłani piekielnych.
‐ Nawet nie wiesz jak. ‐ rzuciłem.
Machnęła mi przed nosem zdrową ręką i powiedziała:
‐ I bardzo dobrze, polubiłam cię. Otóż tak, pod kantorem wujcia Riasena znajduje się nora mojego kolegi, kolega to mandalorian. Kolega ma statek którym przewiezie mnie na Yavina.
Mocniej zacząłem ciągnąć nić przez skórę Raven.
Widać było że butelka pozbawiła dziewczynę wszelkiego czucia.
‐ Co do tego mandaloriana, nie chodzi ci przypadkiem o Bobba Fetta.
Koleś jest znany w całej galaktyce.
To bezwzględny łowca nagród więc się upewniam.
‐ Nie no co ty ‐ rzuciła ‐ to mój stary kolega pomoże nam.
‐ A i może ostatnie pytanie.
Zawachałem się.
Jak ostatnim razem to zrobiłem Raven niezbyt dobrze to odebrała.
‐ Raven a odpowiesz mi może na ostatnie pytanie.
Dziewczyna gwałtownie przechyliła głową do tyłu i do przodu na znak zgody.
Zmieniłem zdanie.
Dobrze że podałem jej to wino.
Szkończyłem szyć i spojrzałem jej głęboko w oczy.
‐ Czy ty jesteś jedi?
Pomiędzy nami zapadła głucha cisza.
Widać było że dziewczyna zastanawia się nad odpowiedzią.
‐ to trochę skomplikowane ‐ powiedziała ostrożnie ‐ wiesz, byłam po dwóch stronach konfliktu. ‐ zamilkła i zaczęła gorączkowo szeptać.‐ teraz tak w dużym skrócie jestem pośrodku. Ani dobra ani zła.
Jestem szarym jedi.
Zdębiałem na wzmiankę o szarym jedi.
Nigdy o tym nie słyszałem.
Niestety dziewczyna nie pozwoliła mi dokończyć bo powiedziała:
‐ Dobra późno już, spać mi się chce. Gdzie tym masz sypialnię.
W odpowiedzi zaprowadziłem ją na piętro.
Mam tam małą sypialnię.
Kiedy Raven kładła się w moim łóżku powiedziała jeszcze:
‐ Nie zdradzisz mnie.
Przystanąłem na chwilę.
Nad tą odpowiedzią nie musiałem się zastanawiać.
‐ Jasne że nie


The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz