Część 10

37 8 0
                                    

Kosmos jest naprawdę piękny.
Wyobraźcie sobie kolorowe rozbłyski światła na czarnym tle z wielkimi świecącymi kulami otoczonymi miliardem świecących kropek a to wszystko spowite zielonkawą mgłą.
To jest mniej więcej opis, nowego świata który mnie teraz otaczał.
Odeszłem od okna i podeszłem do drzwi naprzeciwko mnie.
Jack poszedł pilotować do kokpitu a ja i Raven mieliśmy chwilę wolnego.
Kiedy Raven poszła na drzemkę razem z Gianną poszliśmy po statek.
Okazało się że to całkiem miła osoba, moja rówieśniczka, a dokładniej rebeliantka.
Pochwaliła się że jej rodzice też należeli do ruchu oporu a w wojnach klonów czyli 16 lat temu walczyli w imię republiki.
Mówiła że, należy do rebeli od 9 roku życia kiedy to zginęli jej rodzice.
A ja opowiedziałem jej trochę o sobie.
O tym gdzie żyję, jak poznałem Raven i jakim cudem się znalazłem w tych podziemiach.
A właśnie Raven.
Wciąż byłem na nią zły z powodu tego że nie powiedziała mi swego prawdziwego imienia.
Poczułem złość na samą myśl.
Przecież ryzykowałem dla niej życie i poświęciłem mój domek.
Ale dobra, nie będę się denerwował.
Bez pukania cicho otworzyłem drzwi i weszłem do środka.
Raven siedziała na wybrzuszeniu krawędzi okna.
Jakimś cudem dała radę zapleść włosy z dobierany warkocz.
Zrezygnowała z maski, ale wciąż była ubrana w czarny płaszcz i czerwoną bluzką.
Odchyliła lekko bluzką i dotykała drżącymi rękami rany po sztylecie.
Od naszej ostatniej rozmowy nie zamieniliśmy ani słowa.
‐ Co chcesz ode mnie ‐ zapytała nie podnosząc wzroku.
Na chwilę zdębiałem. Jak ona mnie usłyszała.
‐ Skąd wiedziałaś że... a no tak,moc, jedi i te sprawy.
Pomiędzy nami zawisła ta znienawidzona przeze mnie cisza.
‐ Nie trzeba być jedi aby móc panować nad mocą ‐ odpowiedziała rzeczowym tonem.
‐ A skąd to wiesz, z tego co wiem w szkołach nas nie uczą robić sprawozdań o jedi. ‐ zapytałem.
‐ Ja wiem, wiele rzeczy, nawet te o których mało kto pamięta ‐ odpowiedziała.
‐ Słuchaj, chciałem zapytać czemu nie powiedziałaś mi swojego prawdziwego imienia.
‐ Wiesz, od początku naszej znajomości nie myślałam, że będziemy się dłużej widzieć. A później jakoś nie było okazji.
‐ A powiesz mi swoje prawdziwe imię - zapytałem ostrożnie.
Dziewczyna wstała.
Dopiero teraz zauważyłem że jest wyższa o pare centymetrów ode mnie.
‐ Nie.
Jej szybka odpowiedź zbiła mnie z nóg.
Nie zasługuję nawet na trochę zrozumienia.
‐ Chodzi mi o to że chcę zapomnieć moje imię - wyjaśniła, westchnęła i obróciła się do okna - wiem że to dziwne, ale kiedy używałam mojego prawdziwego imienia ‐ zawiesiła się na chwilę, jakby bojąc się tego co powie - robiłam straszne rzeczy, okropne. Dlatego nie chcę go używać, aby może choć trochę wymazać moje błędy.
Powiem że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi.
Wszystkiego tylko nie tego.
Jak straszne rzeczy zrobiła Raven że wolała zapomnieć własne imię niż je pamiętać.
‐ A tak mniej więcej nie okłamałam cię w sprawie mojego imienia.
Odwróciła się do mnie i lekko się uśmiechnęła. ‐ No wiesz, Raven, kruk, czarny ‐ mówiąc to pokazała na swoje włosy z kolorowymi pasemkami.
‐ No w sumie ‐ zgodziłem się.
Poczułem jakieś uczucie. Dziwne uczucie rozlało się po moich kościach niczym balsam dla ciała.
To chyba była ulga.
Jednak Raven mi trochę ufa skoro mi to wszystko powiedziała.
‐ Uwaga gołąbeczki, zbliżamy się do miasta w chmurach.
Kiedy to powiedział ja i Raven wyszliśmy na mostek.
Rzeczywiście, przed nami rozciągał się niesamowity widok.
Wewnątrz pustki którą jest kosmos lewitowało miasto jak ze snu.
Strzeliste wieże świeciły kobaltowym blaskiem a czyste i nawet z tej odległości widoczne uliczki onieśmielały przybyszów swoją architekturą.
Kiedy tylko wjechaliśmy na niemałą odległość od miasta podleciały do nas dwa statki policji.
‐ Pasażerowie i cel przybycia ‐ rozległ się mechaniczny głos z głośników w kokpicie.
‐ Mówi Jack Opella. Ze mną jest jeszcze dwójka ludzi. Co do celu, to mamy się spotkać z Nasso Pakkem.
‐ Przyjąłem - odpowiedział głos - proszę chwilę zaczekać - przez pare minut było słychać pisk towarzyszący sprawdzaniu danych - wszystko dobrze. Lądowisko E-45. Witamy w mieście w chmurach.
Następnie poszło gładko.
Wylądowaliśmy na lądowisku i wyszliśmy na mostek.
Nikt na nas nie czekał, to chyba była dobra wiadomość.
‐ Dobra dzieciaki - zwrócił się do nas Jack- ja idę się spotkać z informatorem a wy macie chwilę wolnego.
Jak wszystko dobrze pójdzie to wrócę na statek, wezmę pewną rzecz a potem możecie lecieć na Yavina.
‐ Mi to pasi, a tobie Raven - spytałem dziewczyny.
Przed wyjściem ze statku założyła kaptur, więc znowu nie widziałem jej twarzy.
‐ Mi też to pasuje, tylko wracaj szybko.
- Wrócę tak szybko jak będę mógł wiedźmo - odpowiedział ze śmiechem Mandalorian.
Kiedy poszedł usiadłem z Raven na ławce, tuż obok krawędzi oddzielającej nas od pustki.
‐ Podoba ci się tutaj - spytałem dziewczyny.
Ta spojrzała na mnie i odrzuciła do tyłu kaptur, po czym zwróciła wzrok na przechodząc pod nami ludzi.
- Jest całkiem ładnie. Michael mogę ci zadać pytanie?
- Jasne, przecież ja pytam cię o wszystko cały czas.
Uśmiechnęła się i spojrzała mi głęboko w oczy i zapytała dobitnie:
- Czemu poszłeś za mną kiedy uciekałam przed szturmowcami.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi.
Nasza znajomość z Raven trwała już ponad dwa dni.
O dziwo nie musiałem się długo namyślać nad odpowiedzią.
Z paru powodów. Po pierwsze, nie miałem co robić.
Moja odpowiedź spowodowała cichy chichot dziewczyny.
Zauważyłem że często się szczerze śmieje.
‐ Po drugie- ciągnąłem- zaciekawiłaś mnie. I trzeci powód.
Także spojrzałem jej w oczy i tym razem nie odwróciłem wzroku.
‐ Chyba zobaczyłem w tobie moją szansę na lepsze życie ‐ wypaliłem.
Świetna odpowiedź Michael.
Nie ma to jak porównać dziewczynę do przedmiotu.
‐ Acha, bardzo szczera odpowiedź- powiedziała Raven - szanuję to.
Nagle usłyszałem krzyk zza rogu budynku znajdującego się obok lądowiska.
Zanim wstałem Raven już się zerwała i begła w stronę krzyku.
Muszę poćwiczyć kondycję.
Nim dopadłem rogu budynku dziewczyna już za nim znikła.
Poszłem w jej ślady i spojrzałem w stronę rogu budynku.
Stała tam ubrana na zielono twilenka którą do ściany przypierała spowita w czerń postać.
Zapewne niewiele myśląc Raven wyciągnęła miecz świetlny.
Nim napastnik się odwrócił miecz już ciął przestrzeń za nim.
Odwrócił się i odskoczył.
Obróciłem się do kosmitki, ale tej już nie było.
Tymczasem Raven walczyła z napastnikiem.
Postać umiejętnie unikała ciosów miecza tylko po to aby w odpowiednim momencie kopnąć w głowę Raven.
Ta osunęła się na ziemię z mdlącym trzaskiem.
Zemdliło mnie i podbiegłem do niej.
‐ Tylko spróbuj a zrobię ci dziurę w brzuchu - wykrzyczała postać celując do mnie z blastera.
Super, to jiż druga postać która do mnie celuje jednej doby.
Postać zagwizdnęła przenikliwie i po chwili zza budynków wyłoniło się więcej zapewne wrogich postaci.
Nie zdążyłem im się przjrzeć bo postać krzyknęła.
‐ Jesteście aresztowani w imię ruchu oporu za pomaganie Imperium.

The playersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz