Rozdział. 20

36 3 0
                                    

Pudełko wsomnień.

Patrzyłam się w milczeniu na odjeżdżający samochód, po czym skierowałam spojrzenie na prezent od taty.
-Ciekawe, co to może być? - pomyślałam przewtacając pudełko w rękach.
-Skarlet?-powiedział Ben stojąc za mną.
-Co? - odparłam.
-Mogłabyś pójść do Nicho i Les?
Zobaczyć jak się czują.-powiedział błagalnym tonem - A ja w tym czasie tu trochę posprzątam.
Zdziwiłam się bo w pomieszczeniu nie było nic do posprzątania,ale i tak zgodziłam się ponieważ martwiłam się o przyjaciół. Odruchowo wybiegłam z pokoju, ale po pilku sekundach wróciłam.
-Em... Ben, a gdzie oni są?

Okazało się, że Leslie i Nicho zostali przeniesieni na piętro.
Weszłam więc po schodach na piętro najciszej jak umiałam.
Na piętrze znajdowały się trzy pokoje z czego dwa były szczelnie zamknięte. Weszłam więc do jedynego otwartego pomieszczenia.

W pokoju stały dwie przeciwległe kozetki, a obok jednej z nich stało małe rozkładane krzesełko.
Na jednej z kozetek leżała Leslie, a na drugiej Nicholas.
-Cześć, już wam lepiej? - zapytałam rozkładając krzesło.
- Hej. - powiedziała Les siadając na łóżku. Po jej wyglądzie nik by nie zgadł, że walczyła - Tak, ja już się lepiej czuje, ale nie wiem co z Nichiem. Bo zanic w śiecie nie chce ściągnąć z siebie koca.

Dopiero teraz zauważyłam że chłopak był przykryty kocem od stóp do głowy.
-Czekaj, ja z nim pogadam. - powiedziałam próbując pocieszyć koleżanke. Widać było, że się o niego martwi z resztą ja też.
-Halo, jest tam kto? - powiedziałam stukając ręką w ścianie tuż nad głową kuzyna.
-Czego?! - krzyknął chłopak.
-Niczego. A teraz wypad z pod koca, bo obiecuje, że w przeciwnym wypadku żuce na ciebie straszną klątwę. - odparłam śmiejąc się.
-Łżesz! - krzyknął - Nie wiesz jak to się robi.
-Owszem nie wiem, ale się dowiem. A teraz wypad z pod koca. - powiedziałam.
-NIE! Wara ode mnie. - krzyknął.
-Nigdy! Oddaj ten koc. - powiedziałam wyrywając mu koc z rąk. - Ha ha udało mi się. - odparłam,będąc pewna, że zobacze twarz Nicha. No ale niestety, chłopak zakrył twarz kapturem bluzy.
-Ja już zaraz nie źdźierże. Ściągaj ten kaptur. - krzyknęła Lesli.
-Nie, nigdy! Z koro nawet Apollo nie był w stanie mi pomóc,to już nic nie pomoże! - krzyknął Nicho ledwo powstrzymując płacz.

W tedy zdałam sobie sprawę, że on naprawdę mósi cierpieć z koro prawie płacze.
-Hej, weź się nie przejmuj. Głowa do góry. - powiedziałam siedając na łóżku obok kuzyna. - Co się stało?
-Nic mi już nie pomoże. - powiedział siadając na łóżku
i naciągnął kaptór to tego stopnia na twarz, że w ogóle nie dało się jej zobaczyć.
-Zawsze mogło być gorzej. - powiedziałam klepiąc kuzyna po ramieniu.
-Czyli? - chłopak nagle spokorniał.
-Naprzykład, L mogła sprać ciebie na kwaśne jabłko. - odparłam patrząc się na dziewczynę.
-Tak, w zasadzie... - zaczeła Leslie -... to przepraszam za tą bujkę. - powiedziała błagalnie po czym schyliła głowę.
-Przepraszam?! Przepraszam?! Patrz co ty mi zrobiłaś! - krzyknął chłopak i prawie zdjął kaptur, ale w ostatniej chwili się powstrzymał.
-No dobra, Nicho. Co jest grane z twoją twarzą, że nie chcesz nam jej pokazsć?-zapytałam lekko zbulwersowanym tonem.
-Nic. - odparł
-Nicholas?! - powiedziałyśmy z Leslie w tym samym czasie.
-No dobra. Ale nie będziecie się śmiać? - powiedział chłopak z skwaszoną miną.
-Jasne.
-Obiecuję że nie będę.
-No, ok. - odparł Iron po czym zdjął kaptur.
Na jego prawej stronie twarzy rozciągała się ( jeszcze trochę krwawiąca) blizna,a oko które mu przedtem wypadło było teraz szaro-brązowe(niżeli tak jak przedtem samo brązowe).
-I jak? Tak wiem, że wyglądam strasznie. - powiedział chłopak patrząc się na nasze zmieszane wyrazy twarzy.
-Nom. - odparła L
Popatrzyłam się na nią i próbowałam zrobić taką minę z której wunikało by :,, weź tak nie mów".
-Nie no co ty. Nie jest, aż tak źle. Poza tym przynajmniej nie masz już szkła. - powiedziałam próbując go pocieszyć.
Nastała cisza.

-A tak odbiegając od temaru to otworzyłaś już paczkę od twojego taty? - zapytała L.
-Um.. jeszcze nie. A, co? - odparłam.
-A nic. - skwitowała Leslie. - To może chodźmy ją otworzyć?

Zeszliśmy na parter i skierowaliśmy się w stronę pokoju w którym, był Ben i moja paczka.
-Już lepiej? - zapytał chłopak z radością.
-No, tak. - odparła Leslie.
-Można tak powiedzieć. - odburknął Nicholas.
-Nicho masz stylową blizne z twarzy. - powiedział Beniamin uśmiechając się od ucha do ucha.
Nicholas stanoł jak wryty po czym pobladł.
-Cicho sieć! - krzyknął chłopak do Bena.
-Dobra przestańcie się kłucić. Otwieramy paczke. - powiedziałam wesoło.
Zauważyłam pudełko które położyłam na stole i ostrożnie odwiązałam wstążkę.

Po otworzeniu wieczka zamórowało mnie, a zaraz potem poczułam jak uginają się pode mną nogi.
Widecznie reszta to zauważyła, bo podeszli do mnie.
-Coś się stało? Halo Skar?-zapytał Ben .
Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy.
-T-tak, wszystko w porządku. - powiedziałam obracając się w strone reszty.
-Ej ty płaczesz?! - zapytała z niedowierzaniem Leslie.
-Skarlet, co się stało?! - krzyknął Nicholas - Co jest?
-Absolutnie nic. - powiedziała próbując się uśmiechnąć.
Już niemogłm dłużej wytrzymać i wybuchłam płaczem. Usiadłam na podłodze i zaczełam wyć w niebo głosy.
Podeszła do mnie Leslie i zabrała mi podełko, Ben uklenknoł obok i mnie przytulił.
-I co? Co tam jest? - dopytywał gorączkowo Nicho.
-Nic szczegulnego. Jakiś naszyjnik z pod morskim widelcem i zdjęcie. - odparła Les grzebiąc w pudle.
-A kto jest ns tym zdjęciu? - zapytał Ben i mocniej mnie przytulił, a ja cały czas nie potrafiłam przestać płakać.
-Jakaś kobieta i chyba mała Skarlet. - odparła dziewczyna patrząc się w naszą strone.
-Te.... pokaż. Ciekawe jak wyglądała Skar jak była młodsza. - powiedział syn Hadesa wyrywając zdjęcie Leslie.
-Mama. - szepnęłam.
-Kto? - zapytał Ben patrząc się na mnie.
-Moja mama. - odparłam
-A gdzie ona teraz jest? - zapytał Nicho.
Po tym pytaniu spuściłam głowe.
-Ou. - skwitowała Leslie.
-Dziś jest rocznica. Dziesiąta rocznica. - pociągłam nosem-Miałam w tedy sześć lat,mieszkałam z mamą nad morze, były moje urodziny. Jechałam z mamą na plaże i...... w tedy był ten nieszczęsny wypadek. W nasz samochód wrąbało jakieś czarne auto.
Niestety mama zginęła na miejscu. - powiedziałam pół głosem. - A ja w ciąż pamiętam jej ostatnie słowa.
,, Nie martw się córciu, wszystko będzie dobrze. Pamiętaj nigdy się nie poddawaj, ja zawszę będę przy tobie ". Potem pamiętam tylko błysk światła, ciemność i przebudzenie w szpitalu.
-A gdzie byłaś po śmierni mamy? - zapytał Ben i przestał się do mnie przytulać.
-Jak to,, gdzie" w domach dziecka. Ewentualnie w rodzinach zastępczych, no ale umówmy się. Kto by chciał na stałe takie dziecko jak ja?
Podniosłam w tedy głowe i popatrzyłam na Nicho.
-Nich, pamiętasz jak spadłam do was Hadesu. - zapytałam.
-Taaa... co się pytałaś czy mówię do ciebie. - chłopak uśmiechnął się lekko - A, co?
-Cóż. W tedy spadłam z wysokiej góry na którą się wspinałam. No a jeszcze dokładniej do zostałam z niej zepchnięta. - powiedziałam podnosząc się z ziemi.
-A przez kogo? To tej osobie tak zleje jape. - powiedziała Leslie.
-Przez kobiete która mnie adoptowała. - powiedziałam pomagając Benowi wstać - Podła jędza. - skwitowałam.
-A, tak na poprawe humoru, może zobacz czy ten naszyjnik z trójzębem to nie przypadkiem jakś broń? - stwierdził Ben.
-No dobrze. - odparłam.
Chwyciłam więc naszyjnik i założyłam na szyję. Zauważyłam że w pudełku tuż obok zdjęcia leżu jakaś karteczka . Podniosłam ją i przeczytałam na głos.
-,, GROW".
W tym momencie mały wisiorek zamienił sie w trójząb mojej wysokości.
-Jop, to definitywnie broń. - powiedział Nicho.
-No... - stwierdziłam przyglądając się nowemu orężu-,a gdzie jest Flin?-zapytałam zmieniając temat.
Nikt nie wiedział gdzie jest chłopak.
-Jak tak dalej pójdzie to zaraz wszyscy gdzieś poznikamy. - stwierdziłam z lekkim przerażeniem.
-Patrzcie! - krzyknął Ben i wskazał na kawałek papieru przyczepiony szpilką do ściany.
Wszyscy tam pobiegliśmy.
-To mapa. - krzyknęłam - Patrzcie tu jest zaznaczony budynek w którym jesteśmy i jak mamy dalej iść.
-To, co idziemy? - zapytał Nicholas.
-Ty się jeszcze pytasz? Jasne że tak. - krzyknęłam L.
-μειώσει! - krzyknęłam, a trójząb zmniejszył się z powrotem do rozmiarów wisiorka.
Zabraliśmy rzeczy i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Skarlet bawi i uczy :
μειώσει- zmniejszyć (z greckiego na polski)
Grow - rośnij(z greckiego na polski)

Trzy Światy [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz